Trzy ofiary selekcji na komandosów i nadal "nic się nie zmieniło"

Komandos o morderczej selekcji: Trzeba mierzyć siły na zamiary, zbyt ambitni odpadają
Komandos o morderczej selekcji: Trzeba mierzyć siły na zamiary, zbyt ambitni odpadają
tvn24
O rekrutacji do służb specjalnych mówił w studio TVN24 były komandostvn24

Dokładnie rok temu trzech brytyjskich żołnierzy przypłaciło życiem chęć dostania się do elitarnej jednostki komandosów SAS. Mężczyźni nie wytrzymali morderczego upału i niemal 9-godzinnego marszu górskimi zboczami w pełnym rynsztunku. Organizator marszu, czyli brytyjski resort obrony, nie wyciągnął wniosków z tej tragedii - twierdzi koroner prowadząca śledztwo. I zarzuca resortowi brak przygotowania, kiepską organizację oraz twierdzi, że tych śmierci można było uniknąć.

Starsi szeregowi Craig Roberts i Edward Maher oraz szeregowy James Dunsby chcieli się dostać do elitarnej jednostki komandosów SAS. Wszyscy zmarli po wyczerpującym procesie selekcji.

Brak przygotowania, kiepska organizacja

W pierwszą rocznicę śmierci żołnierzy przed sądem wystąpiła koroner prowadząca śledztwo w ich sprawie. Louise Hunt oświadczyła, że ubiegłoroczny wypadek spowodowały "niedociągnięcia systemowe" ze strony ministerstwa obrony: brak przygotowania, kiepska organizacja, chaotyczne działania po zasłabnięciu żołnierzy.

Koroner oświadczyła, że śmierć wojskowych była wynikiem "zaniedbania" i dałoby się jej uniknąć, gdyby wcześniej odwołano marsz. Oznajmiła także, że starsi szeregowi Craig Roberts i Edward Maher zmarli w wyniku hipertermii, z kolei przyczyną śmierci szeregowego Dunsby'ego była wielonarządowa niewydolność powiązana z hipertermią. Dodała, że "nic się nie zmieniło" i ministerstwo obrony nadal nie ma jasnego planu działania ws. wykrywania i łagodzenia objawów hipertermii.

Jej zdaniem wszyscy wojskowi biorący udział w selekcji zostali "niedostatecznie poinformowani" ws. marszu, zanim wyruszyli.

Morderczy marsz

Specjalny egzamin sprawdzający przydatność kandydatów do służby w SAS jest znany z niezwykle wyśrubowanych wymagań i wielkiego obciążenia, jakiemu są poddawani chętni do zostania komandosami. Jednym z jego etapów jest seria marszów na wytrzymałość przez Brecon Beacons, pasmo wysokich wzgórz w Walii.

13 lipca 2014 roku, kiedy odbywał się marsz, był najgorętszym dniem w roku, temperatura sięgała 27 st. C, a wilgotność powietrza przekraczała 80 proc. W takich warunkach żołnierze mieli pokonać pieszo w pełnym rynsztunku 25-kilometrową trasę w 8 godzin i 45 minut.

Koroner stwierdziła, że marsz był niewłaściwie przygotowany i organizatorzy nie wzięli pod uwagę ryzyka udaru cieplnego. Stwierdziła także, że punkty kontrolne nie były odpowiednio przygotowane, a dowódcy zlekceważyli tłumaczenia żołnierzy wycofujących się z marszu.

Trzy powody do odwołania rywalizacji

Louise Hunt oznajmiła także, że gdyby działano zgodnie z procedurami, to istniały trzy powody do odwołania rywalizacji tego dnia.

Na listę wpisano niewłaściwe szpitale, które wcale nie były najbliżej, nie działał awaryjny numer 999, co spowodowało dodatkowe zaniedbania. Do użycia nie nadawał się system GPS, który co 10 minut miał wysyłać informację o położeniu żołnierza.

Dowódcy nie zareagowali, mimo że system wskazywał, iż starszy szeregowy Maher przez 44 minuty znajdował się w jednym punkcie. Maher zmarł na trasie. Znaleziono go z butelką wody w jednej ręce i tabliczką czekolady w drugiej.

Roberts zemdlał niecały kilometr od mety marszu. Zorientowanie się, że zasłabł Dunsby, zajęło dowódcom od 40 do 75 minut. Mężczyzna przez 17 dni walczył o życie, ale ostatecznie zmarł w szpitalu.

Autor: pk//gak / Źródło: Sky News

Źródło zdjęcia głównego: Dowództwo Wojsk Specjalnych