Ostateczne wyniki po przeliczeniu głosów ze wszystkich okręgów wyborczych dały torysom 331 mandatów - dość, by samodzielnie rządzić.
Tymczasem Partia Pracy będzie miała w nowym parlamencie 232 deputowanych, choć w sondażach opublikowanych przed wyborami te liczby wyglądały zupełnie inaczej. Torysi i laburzyści cieszyli się w nich zbliżonym poparciem na poziomie 32-33 procent. Jednak konserwatyści zdobyli 37 procent głosów, a Partia Pracy - 31 procent.
- Wyniki wyborów stanowią ogromne wyzwanie dla firm sondażowych. Dokonamy rewizji naszych metod i nakłonimy Brytyjską Radę Badania Opinii Publicznej, aby przygotowała raport - oświadczyła na Twitterze firma sondażowa Populus.
Niektóre z firm, jak Survation i ComRes, broniły swoich sondaży, wskazując, że przewidzieli sukces Szkockiej Partii Narodowej, porażkę liberalnych demokratów i wzrost popularności eurosceptycznej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (co nie przełożyło się na liczbę mandatów).
Powrót "nieśmiałego torysa"
Porażka firm sondażowych w tegorocznych wyborach przypomina sytuację z 1992 roku. Wówczas badacze opinii publicznej przewidywali zwycięstwo Partii Pracy, a zdecydowanie wygrali konserwatyści, z przewagą 9 punktów procentowych.
Ta ogromna rozbieżność między sondażami a wynikami została w 1992 roku przypisana efektowi tzw. "nieśmiałego torysa". Była to ta część wyborców konserwatystów, która wstydziła się przyznać w sondażu do swoich sympatii, gdyż Partia Konserwatywna była wówczas postrzegana jako niepopularna.
Jak jednak wskazał Rob Ford, jeden z najbardziej szanowanych politologów na Wyspach, firmy sondażowe od tamtego czasu przedsięwzięły działania, które miały wyeliminować ten efekt. To zjawisko może więc w najlepszym razie tylko częściowo tłumaczyć rozbieżność z 2015 roku.
- Różne firmy używały różnych metod i wszystkie źle przewidziały wyniki. To ogromna rozbieżność i na tym etapie jest za wcześnie, by wyrokować, skąd się wzięła. Jesteśmy zszokowani - dodał Ford.
Nie tylko brytyjski problem?
- Nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i na całym świecie sondaże wydają się z czasem stawać coraz mniej celne. Coraz trudniej jest znaleźć reprezentatywną próbkę populacji - skomentował amerykański ekspert od badania opinii publicznej Nate Silver.
Jednak jeden z dyrektorów Survation powiedział agencji Reuters, że tuż przed wyborami dysponował wynikami sondy, które były zbliżone do czwartkowego rezultatu. Dodał jednak, że "stchórzył" i ich nie opublikował, gdyż tak bardzo różniły się od konsensusu badaczy, iż sugerowało to, że były błędne.
Możliwe, że to niezdecydowani wyborcy w ostatniej chwili wybrali torysów - zasugerował Ford.
Autor: fil/ja / Źródło: Reuters