Korea Północna zada straty, ale przegra. Wojsko Kima to papierowy tygrys


Groźne deklaracje o zamienieniu Seulu i Waszyngtonu w "morze ognia" i "anihilacji wrogów", które przesyła Korea Północna, są w znacznej mierze czczymi przechwałkami. W razie wybuchu wojny Kim Dzong-Un nie może liczyć na militarne zwycięstwo. Wojsko Korei Północnej reprezentuje poziom z połowy XX wieku i nie ma szans w starciu z siłami Korei Południowej i USA.

Napięcie na Półwyspie Koreańskim osiągnęło nienotowany od wielu lat poziom. Jednostronne zerwanie w piątek przez Phenian rozejmu zawartego w 1953 roku, faktycznie stawia obie Koree w stanie wojny. Po obu stronach granicy są prowadzone duże manewry wojskowe, a Korea Północna grozi "prewencyjnym atakiem jądrowym". Historia relacji obu Korei jest pełna okresów nasilonej wrogości, a nawet okresu ograniczonej wojny w latach 1966-1969. Jednak w okresie zimnej wojny Korea Północna mogła realnie liczyć na zwycięstwo w wojnie konwencjonalnej z Południem. Dwie dekady po upadku ZSRR przewaga Seulu jest już zdecydowana.

Korea Północna - papierowy tygrys

Wojsko Korei Północnej jest potężne tylko na papierze i na defiladach. Formalnie w jego szeregach służy milion żołnierzy, a około cztery miliony pozostają w rezerwie gotowe do mobilizacji. Łącznie daje to olbrzymią masę wojska. Korea Południowa może temu przeciwstawić tylko 630 tysięcy czynnych żołnierzy i 2,9 miliona rezerwistów. Na papierze podobnie duża jest przewaga Północy w wielu najważniejszych rodzajach uzbrojenia. Formalnie Kim Dzong-Un rozporządza około 3,5 tysiącem czołgów i pojazdów opancerzonych, a jego przeciwnicy z Południa tysiącem mniej. Północ dysponuje też znaczną przewagą w liczbie okrętów podwodnych, których ma niemal sto. Południe i USA dysponują natomiast przytłaczającą przewagą w powietrzu, dysponują bowiem około tysiącem maszyn w porównaniu z około 500 Północy. Siła wojsk lądowych Korei Północnej jest jednak czysto iluzoryczna. Siły zbrojne Korei Południowej są w zupełnie innej epoce technologicznej i mają wielką przewagę jakościową. Na dodatek dysponuje wsparciem wojska USA, które utrzymuje na Półwyspie Koreańskim niemal 30 tysięcy ludzi, a w regionie Azji Południowo-Wschodniej i Pacyfiku setki samolotów i dziesiątki okrętów, w tym trzy grupy bojowe lotniskowców. Dramatyczną różnicę widać w wydatkach na wojsko. Korea Południowa przeznacza na ten cel około 30 miliardów dolarów, czyli 2,5 procenta PKB. Wydatki Korei Północnej są znane jedynie w znacznym przybliżeniu i szacuje się je na kilka miliardów dolarów, co stanowi ponad 20 procent PKB. Chroniczny kryzys i braki w zaopatrzeniu odbijają się też na pewno na kondycji żołnierzy, którzy według informacji od uciekinierów z kraju, często sami cierpią głód i wymuszają żywność na ludności cywilnej.

Zardzewiały pancerz

Od utworzenia Korei Północnej po II Wojnie Światowej wojsko tego kraju polegało na wydatnym wsparciu ZSRR. Gdy zawalił się Kraj Rad, podobnie zawalił się rozwój sił zbrojnych Phenianu. Wyposażenie wojska Korei Północnej to w większości poradziecki sprzęt reprezentujący poziom techniczny lat 70-tych, bo nowszego nie zdążono zakupić. Na przykład większość z tysięcy czołgów to zabytkowe, jak na obecne standardy, T-55, T-62 i chińska modyfikacja radzieckiego T-54, czyli Typ 59. Wszystkie konstrukcyjnie wywodzą się z lat 40-tych i 50-tych. Około tysiąca maszyn to opracowane w Korei Północnej czołgi Pokpung-ho i Chonma-ho. Ich dokładne możliwości nie są znane, ale prawdopodobnie to lekko zmodernizowane starsze konstrukcje radzieckie. Pozostałe pojazdy wojska Korei Północnej to już park zabytków w postaci starusieńkich radzieckich transporterów, z dominującą pozycją BTR-60 zaprojektowanego w ZSRR w latach 50-tych.

Jedno z nielicznych zdjęć najnowszego czołgu Północy, Pokpung-ho. Dokładne możliwości nie są znane. Ich liczbę szacuje się na około 200Wikipedia

Jedyna siła pod wodą

Równie źle jest w zakresie lotnictwa. Na filmach propagandowych, które przecież mają sławić potęgę Korei Północnej, od lat są pokazywane są głównie MiG-21, które nowoczesne mogły być co najwyżej w latach 60-tych. Uzupełnia je około 30 nowszych myśliwców MiG-29 i kolejne 30 samolotów szturmowych Su-25. Nie wiadomo jednak ile z nich lata. Dużym pytaniem jest też wyszkolenie pilotów, którzy z powodu chronicznego kryzysu gospodarczego podobno nie mogą liczyć na wiele lotów i spędzają w powietrzu kilkanaście godzin rocznie. W krajach NATO za minimum jest uznawane 180, inaczej pilot zapomina nawyków. Phenian nie ma do dyspozycji w ogóle śmigłowców szturmowych, które w górzystym terenie Półwyspu Koreańskiego mogłyby być poważnym zagrożeniem dla broni pancernej. Jeśli chodzi o flotę, to Korea Północna nawet zrezygnowała z utrzymywania pozorów i nie posiada żadnych większych okrętów, poza kilkoma starymi kutrami torpedowymi. Skoncentrowano się za to na broni podwodnej. Kilkanaście większych okrętów to zabytkowe konstrukcje radzieckie, a jedyną istotną siłą jest kilkadziesiąt zbudowanych w kraju jednostek miniaturowych, przystosowanych do działań dywersyjnych i na płytkich wodach. Flota Korei Południowej traktuje je jako istotne zagrożenie dla swoich okrętów.

Zdjęcie małej łodzi podwodnej Korei Północnej, którą znaleziono opuszczoną na wybrzeżu Korei Południowej w 1996 rokuUS Army

Asymetryczne zagrożenie

Dowództwo wojska Korei Północnej musi być świadome słabości swoich sił konwencjonalnych. Z tego powodu duży nacisk jest kładziony na kilka obszarów, w których istnieje możliwość wyrządzenia Korei Południowej maksymalnych strat w pierwszym okresie wojny. Jednym z nich jest wspomniana już broń podwodna. Kolejny to artyleria dalekiego zasięgu rozstawiona na granicy w pobliżu Seulu, której zadaniem jest ostrzelanie wrogiej stolicy w pierwszych momentach wojny i wyrządzenie maksymalnych strat. Neutralizacja stanowisk dział, często umieszczonych w specjalnych ufortyfikowanych pozycjach umożliwiających chowanie broni w tunelach, jest jednym z głównych zmartwień wojska Południa. Korea Południowa obawia się też dywersantów z północy. Phenian ma mocno inwestować w szkolenie komandosów, których zadaniem będzie przedarcie się na południe i czynienie jak największego zamieszania, oraz atakowanie strategicznych celów jak elektrownie atomowe. Przykładem skuteczności tego potencjału był incydent z 1968 roku, gdy oddział 31 komandosów z północy niemal dostał się do rezydencji prezydenta Korei Południowej, a polowanie na jego rozproszonych członków zajęło wiele tygodni i kosztowało życie kilkudziesięciu osób.

Rzekomy mały dywersyjny pojazd podwodny z Korei Północnej, przechwycony w latach 80-tych i wystawiony w Seulu.Wikipedia (CC BY SA 2.5)

Obosieczny atom

Główną swoją kartą atutową Phenian stara się jednak uczynić broń rakietową i jądrową. Korea Północna posiada kilkaset różnych rakiet balistycznych, w większości opartych o starsze konstrukcje radzieckie, ale w obliczu braku systemów antyrakietowych na południu są ciągle groźne. Potencjał atomowy Północy pozostaje dużą niewiadomą. Prawdopodobnie Kim Dzong-Un może dysponować kilkoma prostymi bombami, które mogłyby zostać zrzucone jedynie przy pomocy bombowców. Jest jednak bardzo wątpliwe, aby północnokoreańskie maszyny były w stanie przedrzeć się po wybuchu wojny nad jakiś ważny cel na południu. Phenian zapewnia, że jego ostatnia próba jądrowa, przeprowadzona w lutym, była testem ładunku zminiaturyzowanego, który można umieścić na rakietach. Gdyby to była prawda i północ miała przynajmniej jedną taką głowicę gotową, to mogłaby stanowić duże zagrożenie. Rakieta mogłaby dość łatwo dostarczyć ją nad Seul. Atak na USA w sytuacji wojennej jest niemożliwy. Jedyne rakiety dalekiego zasięgu posiadane przez północ są bardzo proste i wymagają długich przygotowań startowych, co wystawiłoby je na niemal pewny atak z powietrza lub morza. Nawet gdyby wystartowała, to amerykańskie przeciwrakiety miałyby sporą szansę ją zestrzelić.

Samobójcza perspektywa

Z tego dość pobieżnego porównania wynika jasno, iż wojna byłaby końcem dla północnokoreańskiej dyktatury. W pierwszych godzinach północ mogłaby wyrządzić poważne zniszczenia w Seulu, ale wątpliwe jest, aby była w stanie rzucić Południe na kolana. Pierwszy zmasowany atak na granicy też mógłby osiągnąć pewne powodzenie, ale na pewno z czasem wojsko Korei Północnej rozpadłoby się pod ciosami Korei Południowej i USA. Infrastruktura na północy zostałaby szybko obrócona w ruiny atakami z morza i powietrza. Na Półwysep Koreański po kilku dniach zaczełyby napływać posiłki z USA i wówczas byłaby to walka myszy ze słoniem. Wsparcie militarne Chin dla Korei Północnej, tak jak to było w latach 50-tych, należy uznać za skrajnie mało prawdopodobne. Gdyby doszło do ataku jądrowego, to USA byłby teoretycznie zobowiązane odpowiedzieć tym samym, ponieważ obejmują Koreę Południową parasolem nuklearnym. Trudno jednak przewidzieć, czy administracja Baracka Obamy zdecydowałaby się na tak drastyczny krok. Niezależnie od tego, decyzja o rozpoczęciu wojny byłaby ostatnią istotną decyzją Kim Dzong-Una jako dyktatora Korei Północnej.

"Żołnierze wylegają na brzeg pragnąć powitać Kim Dzong-Una"EPA

Autor: Maciej Kucharczyk//gak / Źródło: tvn24.pl