Co pokazali Rosjanie? Jedną nogą w ZSRR, drugą w XXI wieku

Aktualizacja:

Były czołgi, były wielkie rakiety, były tysiące maszerujących żołnierzy. W 67. rocznicę zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej Rosja po raz kolejny prezentowała swoje zbrojne ramie. Pokazy siły na Placu Czerwonym mają przekonać obywateli i świat, że z Moskwą ciągle trzeba się liczyć. Co tak naprawdę pokazali Rosjanie? Ciężkiego sprzętu toczącego się przed widzami na pewno nie muszą się wstydzić, ale praktycznie każdy pokazany typ uzbrojenia jest zakupiony w małych ilościach i nie reprezentuje ogólnego stanu wojsk Rosji.

Wielka parada odbyła się w środę 9 maja. Zgodnie z tradycją sięgającą głęboko w czasy ZSRR na Placu Czerwonym pod murami Kremla zgromadzono kilkanaście tysięcy żołnierzy z różnych rodzajów sił zbrojnych w paradnych mundurach. W sąsiadujących ulicach na rozkaz wymarszu czekała ponad setka odmalowanych i wyczyszczonych na wysoki połysk pojazdów, a na lotniskach dziesiątki samolotów i śmigłowców.

Całe wydarzenie rozpoczęło się o godzinie 10, gdy starym sowieckim zwyczajem na plac wjechał dowódca parady, stojący w czarnym masywnym kabriolecie. Po chwili wojska objechał w takim samej limuzynie minister obrony Anatolij Sierdiukow. Co ciekawe, podczas pierwszej parady zwycięstwa w 1945 roku dokonujący inspekcji marszałek Gieorgij Żukow paradował po Placu Czerwonym na białym rumaku, co przeszło do historii. W późniejszych latach kolejni oficjele jeździli już w kabrioletach. Nie wszyscy czuli się pewnie w siodle jak Żukow, a na dodatek podobno Stalin był bardzo niezadowolony z występu marszałka, który stał się gwiazdą parady.

Czar wspomnień

Czarne limuzyny wiozące dowódcę i inspektora nie były jedynym powiązaniem wydarzenia z 2012 roku z czasami ZSRR. Cały jej przebieg był zgodny z schematem sięgającym dekady wstecz. Na dodatek praktycznie każdy rodzaj zaprezentowanego sprzętu też można było już zobaczyć na Placu Czerwonym w latach ZSRR, aczkolwiek we wcześniejszych wersjach.

Paradę otworzył przemarsz 14 tysięcy żołnierzy ze wszystkich rodzajów sił zbrojnych, żołnierzy wojsk MSW i kadetów z akademii wojskowych. Wszyscy są poborowymi, którzy na perfekcyjne przygotowanie się do defilady przed oczami całej Rosji i Świata przez prawie pół roku. Żołnierze od stycznia praktycznie każdy dzień poświęcają na trenowanie, z przerwą na jedzenie i sen. Efekt jest zauważalny. Szeregi żołnierzy maszerują idealnie równo w tempie od 110 do 120 kroków na minutę. Przemarsz 14 tysięcy żołnierzy zajmuje około 10 minut.

Wojskowe "show"

Po tym jak ostatnia czworobok maszerujących opuści Plac Czerwony, rozpoczyna się kolejny widowiskowy etap parady. Z ulic na plac zaczynają się wtaczać kolejno szeregi pojazdów. Tradycyjnie do defilady na Placu Czerwonym są typowane maszyny, które wojsko uznaje za najbardziej godne pokazania i odpowiednio szeroko reprezentujące arsenał.

Za czasów ZSRR agencje wywiadowcze świata zachodniego na ten moment czekały z utęsknieniem. To właśnie podczas parady pojazdów i przelotu samolotów oraz śmigłowców Armia Czerwona prezentowała swoje najnowsze "zabawki", które inaczej było bardzo trudno zaobserwować. Większość nowych typów uzbrojenia otrzymywała na zachodzie nazwy kodowe związane właśnie z rokiem ich pierwszego pokazania podczas parady na Placu Czerwonym.

Wiedząc o tym wojsko często prezentowało nieliczne modele prototypowe, lub wręcz eksperymentalne, aby wprowadzić Zachód w błąd i budować wizerunek potężnej oraz technicznie zaawansowanej Armii Czerwonej. Teraz podobny wybieg również jest stosowany. Na paradzie prezentowano uzbrojenie, którego rosyjskie wojsko de facto ma bardzo mało, a nawet takie, które mimo tego, że jest relatywnie nowe, to zostało uznane za nieperspektywiczne i nie jest już kupowane.

Zachodnie lepsze

Taką sytuację reprezentował już pierwszy typ pokazanych pojazdów, czyli lekkie kołowe transportery opancerzone GAZ-2975 Tigr (Tygrys). Od kilku lat otwierają paradę, ponieważ są jedynym nowocześnie wyglądającym, to znaczy przypominającym obecne konstrukcje zachodnie, typem transporterów rosyjskiego wojska. Zaprojektowano go na przełomie wieków i jest jednym z najnowszych rosyjskich pojazdów tego typu.

Prawda dotycząca Tigrów jest jednak taka, że poza wyglądem nie mają wiele do zaoferowania. Nawet rosyjskie wojsko uznało je za mało perspektywiczne i nie odpowiadające wymaganiom XXI wieku. Po nabyciu około 200 pojazdów dalsze zakupy wstrzymano. W zamian nabyto licencję na produkcję tysięcy włoskich transporterów Iveco LMV, które uznano za lepsze.

Niebezpieczny przeżytek

Kolejnym zaprezentowanym typem pojazdów były kołowe transportery opancerzone BTR-80, które pierwotnie do służby trafiły w połowie lat 80-tych. Zaprezentowano ich najnowszą wersję BTR-80A, zmodernizowaną względem oryginału. Nadal jest to jednak sprzęt uznawany za mało perspektywiczny i nie przystający do nowoczesnego pola bitwy. Ich główną wadą jest praktyczny brak opancerzenia, które zredukowano, aby zapewnić im pływalność i dobrą mobliność.

Przy obecnym masowym stosowaniu min-pułpek i ręcznych wyrzutni granatów przeciwpancernych, pojazdy z rodziny BTR-80 są jeżdżącymi trumnami. Charakterystyczne jest to, że w warunkach bojowych żołnierze praktycznie zawsze jeżdżą na pojazdach, a nie w środku, ponieważ powszechnie uważają, iż to im zapewni większe szanse na przeżycie.

Pancerna pięść

Po transporterach na plac wtoczyła się duma wojsk pancernych Rosji, czyli czołgi T-90A. Konstrukcyjnie pojazdy te również wywodzą się z ZSRR, bowiem powstały w wyniku głębokiej modernizacji T-72. Jednak dzięki szeregowi istotnych ulepszeń, nadal należą do czołówki czołgów na świecie i na tym polu Rosjanie nie mają się czego wstydzić. Co prawda nigdy nie miały możliwości sprawdzić się w boju z nowoczesnymi czołgami zachodnimi, ale uznaje się, że byłaby to wyrównana walka.

Problem tkwi w czym innym. T-90 są w rosyjskiej armii relatywną rzadkością, bowiem jest ich łącznie około 700, na niemal 6,5 tysiąca ogólnie. Zdecydowaną większość w rosyjskiej armii stanowią stare T-72. Na dodatek zakupy T-90 wstrzymano, bowiem je również uznano za nieperspektywiczne i drogie. Zdecydowano o tańszej modernizacji licznych T-72. Kolejnym nowym czołgiem ma być tak zwana uniwersalna platforma bojowa "Armata", której prototyp ma powstać do 2015 roku.

Promyk nadziei

Po czołgach przez Plac Czerwony przejechała kolumna haubicoarmat samobieżnych 2S19 Msta kalibru 152 milimetry. Zaprojektowano je również pod koniec ZSRR, i wyprodukowano dość znacząco liczbę. W szeregach rosyjskiej armii ma być ich około 500. Nadal dominują starsze modele dział i haubic samobieżnych, ale Msta została uznana za konstrukcję udaną i jej produkcja trwa.

Obecnie trwają prace nad modernizacja, dzięki której Msty mają otrzymać zaawansowany system kierowania ogniem, którego brak uniemożliwia obecnie uznanie ich za pełnoprawną broń rodem z XXI wieku.

Silny argument

Następnie na Plac Czerwony wtoczyła się reprezentacja jednego z największych atutów rosyjskich sił zbrojnych, czyli broni przeciwlotniczej. Kolejno pokazano rakiety systemu Buk-M1, system Pantsir i S-400 Triumf. Pierwszy z nich jest relatywnie stary, zaprojektowany w latach ZSRR, ale zmodernizowany już w Rosji i nadal uznawany za skuteczną broń. Kolejne dwa typu uzbrojenia zostały już zaprojektowane w Rosji i należą do światowej czołówki, w wielu parametrach przewyższając zachodnie odpowiedniki.

Po raz kolejny problemem jest ich liczebność w szeregach wojska. O ile Buk-1M był masowo produkowany jeszcze w ZSRR, o tyle np. Pantsiry, są rzadkością ponieważ zakupiono ich około 20 egzemplarzy. Zdecydowanie więcej sprzedano za granicę. Triumfów również jest relatywnie niewiele, około 70, ale ich produkcja trwa i ma być coraz szybsza. Docelowo mają zastąpić starsze systemy S-300.

Uderzenie z daleka

Paradę zakończono pokazem największej dumy Rosjan, czyli rakiet balistycznych Iskander i Topol-M. Oba typy rakiet wprowadzono do służby już w Rosji.

Pierwsze pojawiły się Iskandery, którymi Moskwa często straszy Polskę i NATO w kontekście tarczy antyrakietowej. To prawdopodobnie najnowocześniejsze taktyczne rakiety balistyczne na świecie. Mogą z dużą dokładnością trafić w cel odległy maksymalnie o około 400 kilometrów. Jak zapewniają Rosjanie, Iskandery mogą manewrować w locie unikając obrony przeciwrakietowej, na którą mają być "odporne". To jednak kolejne unikaty, bowiem do tej pory zakupiono dwie brygady, liczące łącznie raptem 24 wyrzutnie.

Na koniec parady przez Plac Czerwony przejechały wielkie kołowe wyrzutnie międzykontynentalnych rakiety balistycznych Topol-M. To typ uzbrojenia, w którego produkcji Rosja nie ma sobie równych na świecie. Przewożone na dużych ciężarówkach rakiety balistyczne mogą zostać odpalone z zwykłej drogi zagubionej gdzieś w tajdze i trafić głowicą termojądrową w cel np. w USA.

Z Topolami-M jest podobny problem jak z resztą pokazanego uzbrojenia. Jak na tak duże i kosztowne uzbrojenie, zakupiono ich relatywnie dużo, bowiem 72 sztuki (w wersji na transporterach i w silosach), jednak to mniejsza część arsenału strategicznego liczącego łącznie 332 rakiety. Na dodatek wojsko zdecydowało o wstrzymaniu zakupów Topolów-M, na rzecz rakiet RS-24 Yars, które są ich rozwinięciem, mogącym przenosić kilka głowic termojądrowych zamiast jednej.

Lustrzane odbicie

Parada na Placu Czerwonym doskonale ilustrowała obecny stan rosyjskiej armii i przemysłu zbrojnego. Po głębokiej zapaści lat 90-tych podejmowane są coraz bardziej ambitne próby wejścia w nowoczesność, ale gargantuiczny spadek w postaci myślenia, struktury sił zbrojnych i mas uzbrojenia z epoki ZSRR utrudnia transformację. Przy milionowej armii konieczne są masowe zakupy nowoczesnego uzbrojenia, aby faktycznie rosyjski żołnierz mógł dysponować sprzętem na miarę XXI wieku.

Jednak relatywnie skromne fundusze oraz endemiczna korupcja znacząco to utrudniają. Choć z pieniędzmi jest coraz lepiej, to z tym drugim Moskwa sobie nie radzi. Przedstawiciele Kremla oficjalnie przyznają, że korupcja w wojsku jest masowa. Fundusze są defraudowane i marnowane.

Problemem jest też przemysł obronny, który w wielu dziedzinach (broń przeciwlotnicza, lotnictwo, rakiety balistyczne, czołgi) produkuje sprzęt lepszy lub porównywalny z zachodnim. Jednak w takich kluczowych dziedzinach, które faktycznie decydują o transformacji armii z XX-wiecznej w nowoczesną, nadal są znaczne braki. Zaawansowane systemy dowodzenia, łączności, obserwacji w podczerwieni itp., są o wiele lat za Zachodem.

Przemysł cierpi też na braki wykwalifikowanej kadry, jest mało wydajny i brakuje mu mocy produkcyjnych. Na dodatek w ostatnim roku zaostrzył się konflikt na linii wojsko - producenci. Obie strony ostro spierają o się o ceny uzbrojenia. Producenci twierdzą, że wojsko chce kupować poniżej cen produkcji, wojsko natomiast twierdzi, że producenci zawyżają ceny i taniej jest kupić za granicą.

Maciej Kucharczyk

Źródło: tvn24.pl