Atomowej zagłady nie dało się uniknąć? "Cały naród stał się kamikadze"

Bomby atomowe miały mieć działanie przede wszystkim psychologiczneNagasaki Atomic Bomb Museum | Hiromichi Matsuda

Porażki na wszystkich frontach, katastrofalna sytuacja gospodarcza, japońskie miasta obracane w pył - nic nie mogło skłonić Japonii do kapitulacji, a jej kręgi wojskowe ogłaszały, że "cały naród stał się kamikadze". W tej sytuacji, mimo kontrowersji, wiele jest argumentów świadczących za tym, że tragiczne w swej istocie użycie broni atomowej 6 i 9 sierpnia 1945 r. uchroniło ludzkość przed jeszcze większymi tragediami i zapewniło globalną świadomość na temat tej niszczycielskiej broni. W tvn24.pl przedstawiamy argumenty "za" i "przeciw" użyciu atomu w 1945 roku. W poniższym tekście Maciej Michałek broni tej pierwszej tezy, w innym tekście przeciwnego zdania jest Maciej Kucharczyk.

Na przełomie lipca i sierpnia 1945 roku wszystko wskazywało na to, że Japonia idzie w ślady swojego niemieckiego sojusznika i będzie walczyć do ostatniego żołnierza. Nawet groźba Stanów Zjednoczonych zawarta w Deklaracji Poczdamskiej z 26 lipca, ostrzegająca, że kontynuująca walkę Japonia zostanie całkowicie starta z powierzchni ziemi, nie spotkała się z żadną odpowiedzią ze strony Tokio. Widząc niesłabnący, fanatyczny opór ze strony przeciwnika, amerykańska inwazja głównych wysp japońskich wydawała się nieunikniona, by ostatecznie pokonać Japonię.

Szerzej o argumentach "przeciw" decyzji o zrzuceniu bomb na Hiroszimę i Nagasaki piszemy w oddzielnym artykule.

Cały naród jest kamikadze

Japończycy szykowali się na wojnę totalną, z wykorzystaniem każdej dostępnej broni i każdego człowieka. Operacji tej nadano kryptonim Ketsu-Go. Japoński plan zakładał zaciętą i totalną obronę wszelkimi dostępnymi środkami, aby zniechęcić aliantów do kontynuowania ataku i wymuszenia lepszych warunków zawieszenia broni niż bezwarunkowa kapitulacja. Japońskie siły wciąż były znaczące – na głównych wyspach udało się zgromadzić ponad 4 miliony wojskowych, ok. 10 tys. samolotów, przeszło 300 miniaturowych okrętów podwodnych do atakowania kotwicowisk i portów, a także ponad tysiąc samobójczych jednostek pływających.

Oprócz sił wojskowych oraz milicji, planowano zmobilizować przeciwko agresorowi również całą ludność cywilną od wielu lat poddawaną silnej wojennej propagandzie. Miała ona z zaskoczenia atakować wkraczających Amerykanów i "wbijać im noże w plecy", tak żeby przeciwnik nie był ani przez chwilę bezpieczny.

"Nie mamy wyboru, musimy walczyć aż do zwycięstwa, aby ratować nasz święty naród. Musimy walczyć, bo nasza śmierć daje szansę na przetrwanie kraju" – brzmiał komunikat nadany jeszcze w nocy z 9 na 10 sierpnia, po zrzuceniu drugiej bomby atomowej i radzieckim ataku, przez ministra wojny, Korechikę Anamiego.

Wielu wojskowych było również przekonanych, że armia, ani zindoktrynowana ludność cywilna nie podporządkują się rozkazowi zawieszenia broni, bo "cały naród stał się kamikadze". Ponieważ powszechne było poczucie, że kapitulacja będzie oznaczać koniec japońskiej państwowości oraz cesarza, niezależnie od okoliczności widziano ją jako zdradę Japonii.

Ruiny Hiroszimy. Sierpień 1945 r.wiki (public domain)

Operacja Downfall

Amerykańskie szacunki nie doceniały japońskich sił zgromadzonych na wyspach, była jednak pełna świadomość, że w czasie inwazji przeciwko marines wystąpić może cała, fanatycznie wroga ludność cywilna, co będzie znacząco zwiększać straty.

Początek inwazji zaplanowano na 1 października 1945 roku od uderzenia na trzecią największą japońską wyspę, Kiusiu. Do uderzenia tego zgromadzona miała być największa w historii flota, składająca się z 42 lotniskowców, 24 pancerników i przeszło 400 niszczycieli, z której, po ciężkim bombardowaniu, zejść mieli żołnierze i uderzyć jednocześnie na 35 wyznaczonych plaż.

Kolejnym celem była wyspa Honsiu, samo serce Japonii, inwazja na którą miała rozpocząć się 1 marca 1946 roku. W wielkiej operacji desantowej jednocześnie miało na niej wylądować 25 alianckich dywizji, co uczyniłoby tę operację dwukrotnie większą od lądowania w Normandii w 1944 roku.

Z amerykańskich planów wynika, że wojna na Pacyfiku trwałaby więc co najmniej do wiosny 1946 roku. Szacowane amerykańskie straty były bardzo różnorodne, co odzwierciedla niepełną wiedzę dotyczącą zgromadzonych sił japońskich. Najostrożniejsze szacunki wojskowych przewidywały ponad 100 tys. ofiar w czasie 4-miesięcznej operacji na Kiusiu, nie uwzględniając jednak uderzenia na Honsiu.

Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA przewidywało z kolei stratę ok. 450 tys. żołnierzy na Kiusiu, a ponad milion łącznie z inwazją na Honsiu. Najwyższe straty przewidywano w opracowaniu przeznaczonym dla sekretarza wojny Henry’ego Stimsona, w których wskazano od 1,7 do nawet 4 milionów ofiar. We wszystkich szacunkach straty po stronie japońskiej szacowano na od trzykrotnie do pięciokrotnie wyższe, wszystko w oparciu o dotychczasowe doświadczenia wojenne.

Minimalizacja strat za wszelką cenę

Prezydent USA Harry Truman po wojnie opierał się na szacunkach przewidujących straty sięgające pół miliona amerykańskich żołnierzy. Zważając na politykę absolutnej minimalizacji strat własnych i zmęczenie wojną w społeczeństwie amerykańskim, było to wielkością absurdalną, nawet jeśli wyolbrzymioną.

Trzeba jednak pamiętać, że przy zdobywaniu dobrze zaplanowanych i znacznie mniejszych wysp amerykańskie straty były bardzo wysokie, ilekroć napotykano obronę do ostatniego żołnierza – na Peleliu stracono 8 tys., na Iwo Jimie 27 tys., a na większej Okinawie co najmniej 75 tys. żołnierzy. Amerykanie byli więc w 1945 roku zdesperowani, by zminimalizować swoje straty, a jednocześnie jak najszybciej zakończyć krwawą i niechcianą wojnę. Istniało ryzyko, że jeżeli wojna by się przedłużała, a straty rosły, Waszyngton zostałby zmuszony przez społeczne niezadowolenie do rezygnacji ze zmuszenia Tokio do bezwarunkowej kapitulacji.

Chmura atomowa nad NagasakiHiromichi Matsuda | domena publiczna

Największa zbrodnia przeciwko ludzkości

Użycie broni masowego rażenia wydawało się tymczasem możliwością, która odniesie podwójny efekt, wojskowy i psychologiczny, i jako taka znacząco zwiększy gotowość Japończyków do kapitulacji.

Jedną z poważnie rozważanych możliwości było więc użycie przeciwko Japonii broni chemicznej. Państwo to było wrażliwe na tego typu ataki ze względu na swoją geografię i bardzo przewidywalne kierunki wiatru. USA nie było wówczas sygnatariuszem protokołu genewskiego zakazującego używania takiej broni, a jednocześnie Japonia używała jej wcześniej przeciwko wojskom chińskim.

Szokujący atak na 50 gęsto zamieszkanych obszarów, w tym 25 największych miast, planowano przeprowadzić przy użyciu 54 tysięcy ton zabójczego fosgenu. Miał on nastąpić 15 dni przed rozpoczęciem inwazji lądowej, i spodziewano się, że może zabić nawet 5 milionów osób.

Jednocześnie, ze względu na utratę zdolności ofensywnych przez japońską armię, minimalne było prawdopodobieństwo chemicznego kontruderzenia na siły USA. Jak zgodnie zauważają historycy, byłaby to najbardziej masowa zbrodnia przeciwko ludzkości w historii wojen, co zniechęciło Waszyngton do wprowadzenia go w życie.

Inną masową alternatywą było użycie właśnie broni atomowej, której działanie rozumiane było wówczas jedynie przez wąskie grono naukowców, a skutki użycia bojowego okazały się i tak przekraczające oczekiwania. Po wielu latach krwawych walk, obfitujących we wszelkiego rodzaju zbrodnie, atom wydawał się jedynie kolejną wynalezioną w jego trakcie bronią i nie budził powszechnej współcześnie grozy.

O tym, jak niedocenianą i nierozumianą bronią były bomby atomowe, mogą świadczyć choćby plany amerykańskich wojskowych, by, jeżeli uderzenia na Hiroszimę i Nagasaki nie skłonią Japonii do kapitulacji, kontynuować bombardowania atomowe w trakcie ofensywy lądowej. Spodziewano się, że USA wyprodukują do tego czasu 7-15 kolejnych ładunków, a amerykańscy żołnierze będą mogli wkroczyć na zniszczone przez nie obszary już po 48 godzinach.

Sowieckie zagrożenie

Obok zmęczenia Amerykanów toczącą się już czwarty rok wojną na Pacyfiku i nacisków na prezydenta, by zakończyć ją jak najszybciej, duże znaczenie na decyzję o użyciu broni atomowej miało również włączenie się Związku Radzieckiego w wojnę na Dalekim Wschodzie i jego inwazja na japońskie wojska w Mandżurii i Chinach.

Harry Truman znacznie poważniej od Franklina D. Roosevelta traktował zagrożenie ze strony Sowietów, na co wpływ miały gorzkie doświadczenia jednostronnych i ekspansywnych działań Moskwy w Europie. W związku z tym obiecane przez Stalina uderzenie na wojska japońskie odbierane było z poważnymi obawami – pojawienie się Rosjan w Azji Wschodniej było sprzeczne z amerykańskimi interesami, a nie wiadomo było, jak wiele terenów zostanie zajętych w trakcie radzieckiej ofensywy.

Obawy te były w pełni uzasadnione, ponieważ, o czym w Waszyngtonie nie wiedziano, Rosjanie również zamierzali uderzyć na główne japońskie wyspy i zająć drugą największą z nich – Hokkaido. Plany te były otwartym łamaniem porozumienia ZSRR, USA i Wielkiej Brytanii z Poczdamu, Stalinowi to zupełnie jednak nie przeszkadzało. O bezwzględności Sowietów świadczy z resztą fakt, że mimo ogłoszenia 15 sierpnia przez Japonię kapitulacji, trzy dni później gorączkowo zaatakowali i w zaciętych walkach zajęli japońskie Wyspy Kurylskie, co do dziś przedmiotem sporu między Moskwą i Tokio.

Pułkownik Tibbets macha z kokpitu swojego B-29 przed startem do nalotu na HiroszimęUS DoD

Złamać ducha Japonii

Spór, czy użycie broni atomowej przeciwko Japonii oszczędziło życie milionów ludzi poprzez skrócenie krwawej wojny, czy też było czystym barbarzyństwem i pustą manifestacją potęgi na pokonanej już Japonii trwa już od 70 lat. Faktem jednak jest, że aż do 9 sierpnia, gdy zrzucona została druga bomba atomowa, a Związek Radziecki wypowiedział wojnę, Tokio było zdecydowane na kontynuowanie fanatycznej obrony.

W rzeczywistości już po pierwszej bombie zrzuconej na Hiroszimę zarówno cesarz, jak i większość mężów stanu nalegało, by Najwyższa Rada Wojenna natychmiast rozpoczęła rozmowy pokojowe. Rada, do której należała w tej sprawie decyzja, wciąż była jednak zdecydowana kontynuować walkę do ostatniego żołnierza. Po zrzuceniu drugiej bomby atomowej i sowieckim uderzeniu na wojska japońskie w Mandżurii Rada była już w tej kwestii podzielona, ale ostatecznie decyzję tę podjął sam cesarz, a część kręgów wojskowych próbowała później dokonać w reakcji zamachu stanu.

Świadczy to o tym, że mimo katastrofalnej sytuacji militarnej i gospodarczej, Japonia była zdesperowana by prowadzić fanatyczną obronę, a argumenty racjonalne, takie jak utrata źródeł zaopatrzenia, brak szans na zwycięstwo i tragiczna sytuacja ludności cywilnej już nie działały na mającą pełnię władzy Radę Wojenną. Wobec tego najszybszą drogą, by zmusić Japończyków do kapitulacji było złamanie jej ducha walki. Temu właśnie, poprzez manifestację niezrównanej potęgi wojskowej USA i użycie broni, o której świat nigdy nie słyszał, służyło użycie broni atomowej.

Eksplozja psychologiczna

Najwięcej kontrowersji w związku z użyciem bomby atomowej wynika ze zrzucenia jej na miasta, a nie obiekty wojskowe, oraz wieloletnie cierpienia cywilów po wojnie w wyniku skażenia radioaktywnego. Warto jednak pamiętać, że miasta były regularnie bombardowane przez okres całej II wojny światowej, zaś liczba ofiar w Hiroszimie i Nagasaki była porównywalna z tą podczas najcięższych bombardowań konwencjonalnych, choćby w Tokio czy Hamburgu. Tym, co te tragiczne bombardowania najbardziej odróżniało, był właśnie efekty psychologiczny, wynikający z niepojętej siły zniszczenia wyzwalanej z pojedynczej bomby.

Nie ukrywał tego z resztą jej twórca, Robert Oppenheimer. - Aspekt psychologiczny użycia bomby atomowej ma olbrzymie znaczenie. Ważne jest wybranie takich celów, które sprawią, że zrzucenie bomb będzie dostatecznie spektakularne, by przekonać świat o ich sile - mówił w maju 1945 roku.

Skutki bojowego wykorzystania atomu tak silnie zadziałał na ludzkie umysły, że mimo rosnącej liczby mocarstw atomowych i wielkości posiadanych przez nie arsenałów, do dziś nikt nie odważył się zrobić tego ponownie. Co więcej, broń atomowa dość powszechnie uważana jest za element zmniejszający ryzyko wybuchu otwartej wojny, o czym świadczy historia zimnej wojny czy konfliktu indyjsko-pakistańskiego.

Być może więc tragedia Hiroszimy i Nagasaki oszczędziła miliony istnień nie tylko w trakcie planowanej inwazji na japońskie wyspy, ale również kolejne miliony już po II wojnie światowej, gdy broń atomowa stała się zdolna do zniszczenia nie miasta, ale całego świata.

Autor: Maciej Michałek\mtom

Źródło zdjęcia głównego: Nagasaki Atomic Bomb Museum | Hiromichi Matsuda