Zarejestrowana przez Nisztora rozmowa odbyła się w sierpniu 2011 r. w kancelarii Giertycha podczas mocno zakrapianej alkoholem kolacji. Były wicepremier spotkał się z obecnym współpracownikiem "Wprost" Piotrem Nisztorem oraz Janem Pińskim, dziś redaktorem naczelnym "Uważam Rze".
We "Wprost" znalazły się jedynie fragmenty stenogramów - z przewagą wypowiedzi Giertycha, słowa Nisztora tygodnik potraktował na zasadzie omówienia.
"Zmanipulowane"
Giertych podkreślał w "Kropce nad i", że "Wprost" nie opublikował nagrania, a jedynie stenogram z jego rozmowy z Piotrem Nisztorem. - Jest to jednostronny stenogram, gdzie padają moje słowa, a nie padają słowa Piotra Nisztora - mówił. Zdaniem Giertycha dokument został "podwójnie zmanipulowany" - Nie ma w nim słów Nisztora, a w moje usta wpycha się przedstawianie informacji, które chwile wcześniej przedstawił pan Nisztor - mówił.
"Biznesmen blisko współpracujący z Kulczykiem"
Giertych wyjaśnił, że działał na zlecenie swojego klienta i dlatego spotkał się z dziennikarzem. Jak mówił, jest to "biznesmen blisko współpracujący z Janem Kulczykiem". Nie chciał jednak powiedzieć, czy ta osoba skontaktowała się z nim na polecenie samego Kulczyka - zasłaniał się tajemnicą adwokacką. - Niczego nie ujawniłem bez konsultacji z moim mocodawcą. Wszystko to, co dzisiaj mówię jest z nim konsultowane - mówił.
Giertych tłumaczył, że miał dwa zadania: uzyskać książkę Piotra Nisztora o Janie Kulczyku, a następnie negocjować kwestię praw autorskich. - Pierwszą część zrobiliśmy - powiedział. Jak mówił, otrzymał od dziennikarza za darmo egzemplarz jego książki, który składa się z blisko 200 stron. Wyjaśnił, że są w nim nie tylko informacje o Janie Kulczyku, ale także "parę stron" poświęconych innym biznesmenom: Leszkowi Czarneckiemu i Michałowi Sołowowi.
- Dokonaliśmy analizy prawnej tych wypocin pana Nisztora. Z analizy wynikało, że Kulczyk nie musiał się specjalnie obawiać, choć książka narusza jego dobra osobiste - tłumaczył. Chodzi o nieżyjącego ojca Jana Kulczyka.
"Wymyśliliśmy legendę, przykrywkę"
Gość "Kropki nad i" wyjaśnił, że to Piotr Nisztor przyszedł do jego kancelarii. - Przyszedł za moją zgodą, ja wykonywałem zlecenie określonej osoby, by osiągnąć określony cel. Jestem adwokatem, taka jest moja praca - tłumaczył. - Przykrywka, którą przedstawiłem Nisztorowi była dostosowana do tego człowieka - mówił. - Przychodzi szantażysta, ja nie mogę mu się przedstawić jako idealny człowiek, który dla przyjaciela pana Kulczyka chce kupić książkę. Uznaliśmy, że tego typu porozumienia się z nim nie zawrze. Dlatego wymyśliliśmy legendę, przykrywkę, którą mu prezentowałem - mówił Giertych. - No i co w tym złego? - pytał.
- Jeżeli ktoś zarzuca mi szantażowanie, niech się zapyta pana Kulczyka, czy go szantażowałem, pana Czarneckiego, Sołowowa - argumentował.
Adwokat stwierdził, że "został zaatakowany" publikacją stenogramów, dlatego że tydzień wcześniej złożył w imieniu ministra Radosława Sikorskiego zawiadomienie, że za podsłuchami stoi grupa przestępcza, "która próbuje doprowadzić do sytuacji destabilizacji państwa". - Która nielegalnymi podsłuchami próbuje rozwalić rząd, osiągnąć jakieś korzyści. To jest powód - mówił.
Giertych nie chciał się wypowiadać na temat innych wątków rozmowy. Argumentował, że są to prywatne sprawy.
Autor: db//kdj/zp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24