"Moskwa nad Adriatykiem" puka do drzwi UE


Rozszerzenie Unii Europejskie to nie tylko żmudny biurokratyczny proces prawny, ale może przede wszystkim inwestycja w pokój i stabilność kontynentu. Nigdzie nie jest to bardziej prawdziwe jak na Bałkanach, które coraz wyraźniej pokazują, że chcą do Europy. Najlepszym przykładem tego jest Czarnogóra. Jedno z najmłodszych państw świata.

Czarnogóra, która w 2006 roku od podstaw budowała swoją państwowość, chce zapomnieć o czasach komunistycznej byłej Jugosławii i serbskim nacjonalizmie Slobodana Miloševića. To kraj o fenomenalnym potencjale turystycznym. Jest jednym z pięciu kandydatów do Unii Europejskiej (Czarnogóra, Islandia, Macedonia, Serbia i Turcja).

Przed miesiącem Rada Europejska pochwaliła ten kraj za postęp, ale wskazała na natychmiastową potrzebę reformy tak kluczowych sektorów, jak: wymiar sprawiedliwości i przestrzeganie podstawowych praw człowieka, jak ograniczenie się korupcji, precedensu prania brudnych pieniędzy. To gigantyczny problem, ponieważ nawet czterokrotny premier i były prezydent Milo Djukanović był poszukiwany w Europie listem gończym za zamieszanie w większość afer przemytniczych i finansowych.

Miliony pomocy

Tylko w ubiegłym roku UE przeznaczyła na pomoc dla tego kraju około 35 mln euro. W latach 2007–2010 z UE do Czarnogóry popłynęło ponad 130 mln euro. Główne kierunki przypływu unijnych pieniędzy w Czarnogórze to walka z zorganizowaną przestępczością, budowa specjalnych obwodnic stolicy Podgoricy, wdrożenie programu poprawy bezpieczeństwa na drogach oraz rozbudowa przejść granicznych i współpraca trans graniczna między krajami bałkańskimi. Niestety wciąż nie wszystko układa się idealnie w ostatnich dniach grudnia 2013 r. przed redakcją jednego z czołowych dzienników czarnogórskich eksplodowała bomba. W grudniu spalono samochód opozycyjnej gazety "Vijesti", w styczniu pobito dziennikarkę gazety "Dan", słynącej z ostrej krytyki rządów premiera Milo Djukanovica. Na początku lutego w "Vjiesti" podłożono ładunek wybuchowy. Żadna ze spraw nie skończyła się aktem oskarżenia. - Dla raz podjętej decyzji nie ma już alternatywy. Nie ma alternatywy dla NATO i Unii Europejskiej - uważa Filip Vujanović, prezydent Czarnogóry.

Rosyjskie interesy

Warto jednak zwrócić uwagę na silne powiązania z gospodarką rosyjską. Rosyjska "Nowaja Gazieta" policzyła kilkanaście miesięcy temu, że 1/4 powierzchni Czarnogóry należy do Rosjan. Najdoskonalszym przykładem tego jest Budva, miasto nazywane "Moskwą nad Adriatykiem". Rosjanie inwestują tu miliardy euro. Plotka głosi,że dacze w okolicy mają wysocy dygnitarze i ludzie Gazpromu.

Znamienny jest też fakt, że po wydarzeniach na Ukrainie Czarnogórski MSZ zdecydował o nienakładaniu sankcji na Rosjan inwestujących u wybrzeży Adriatyku. Bo byłoby to zbyt niebezpieczne dla czarnogórskiej gospodarki. Jednak nie wszystkie inwestycje są udane. Jedyna huta aluminium w Czarnogórze, która kiedyś wytwarzała 15 proc. PKB kraju jest dziś nieczynna. Kiedyś produkty huty stanowiły ponad połowę eksportu Czarnogóry. Po tym, jak kupił ją rosyjski oligarcha Oleg Deripaska, zwany królem aluminium, upadła. Dziś rząd próbuje ją ratować. Także dlatego, że w Czarnogórze zamieszkałej przez zaledwie 600 tysięcy osób bezrobocie przekracza 15 proc., a nieoficjalnie bez pracy jest ponad 1/5 Czarnogórców.

Najtrudniejsze rozdziały

- Czarnogóra jest małym państwem, problemy gospodarki można załatwić w ciągu jednego miesiąca - uważa dr Mateusz Gniazdowski z Ośrodka Studiów Wschodnich - W negocjacjach chodzi o coś więcej niż tylko przepływ pieniędzy, tu chodzi o systemowe rozwiązanie, które pokaże kierunek zmian najważniejszym państwom na Bałkanach, takim jak Serbia - dodaje.

Czarnogóra otwiera właśnie najtrudniejsze negocjacje na swojej drodze do Europy. Rozdział 23. i 24. są tu odmieniane przez wszystkie przypadki. Bo ten mały kraj musi teraz przekonać 28 pozostałych, że przestrzega fundamentalnych praw człowieka. Że nie wchodzi w układy z przestępcami, ale konsekwentnie wsadza ich do więzień. - Te rozdziały zamkniemy prawdopodobnie jako ostatnie w procesie negocjacji z Brukselą. Widać zmiany. Niedawno aresztowano też dwóch oficjeli w Budvie, stawiane są zarzuty za korupcje na wysokich szczeblach. W byłej Jugosławii nikt nawet by o tym nie pomyślał - mówił Aleksander Pejovic, główny negocjator ds. Unii Europejskiej.

Zawłaszczone euro

W Czarnogórze można płacić w euro. W 2002 roku Czarnogórcy przywieźli sobie euro do swojego kraju i zaczęli stosować je jako oficjalną walutę, ratując się przed wysoką inflacją. 5 lat później Unia uznała to za nielegalne, gdyż Czarnogóra nie należy do Unii, nie wspominając o strefie. - Nie powiedziałbym, że to była kradzież. To jest wyjątek, ale to nie będzie przeszkoda w przystąpieniu do Unii. Dla czarnogórskiej ekonomii to byłby szok gdybyśmy kazali im dzisiaj wprowadzać inną walutę. Z resztą jaką? Potrzebna jest zgoda polityczna. O to jestem spokojny - uważa Mitja Drobnić, ambasador UE w Czarnogórze Mimo to Czarnogóra konsekwentnie prze ku Unii i w opinii Brukseli poczyna sobie nader rezolutnie, również w kwestiach geopolitycznych: choć w tym prawosławnym kraju rosyjski kapitał odgrywa ogromną rolę, Podgorica oparła się naciskom Moskwy i nie stanie się tankowcem i arsenałem dla rosyjskiej floty wojennej, nie uznała też aneksji Krymu.

Gniazdowski uważa, że rok 2020 jest bardzo optymistyczną datą wstąpienia Czarnogóry do Unii.

"Tu Europa" z 5 kwietnia

Autor: kło//gak / Źródło: tvn24