Ekspert zespołu Laska: zakłócenia były nam nie na rękę

Edward Łojek był gościem TVN24
Edward Łojek był gościem TVN24
Źródło: tvn24
- Te zakłócenia były nam wręcz nie na rękę, ponieważ zakłócały przekaz prelegentów, którzy się w sposób dosyć skuteczny kompromitowali - powiedział w "Tak jest" w TVN24 Edward Łojek, członek tzw. komisji Macieja Laska oraz Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Skomentował w ten sposób problemy techniczne, które zakłóciły przebieg środowej konferencji zespołu Macierewicza.

Konferencja została zorganizowana w Sejmie. Eksperci łączyli się ze sobą za pomocą komunikatora Skype. Przez pierwsze minuty wszystko działało dobrze. Jednak w pewnym momencie pojawiły się problemy techniczne.

Zdaniem Łojka podczas konferencji "pan Binienda po raz kolejny stwierdził, że to brzoza nie może przeciąć skrzydła, a to skrzydło przecięło brzozę". - Za chwilę w następnej prezentacji pan Nowaczyk powiedział, że skrzydło zostało urwane 50 metrów przed brzozą. Nawet eksperci działający w tym samym zespole nie są w stanie ustalić wspólnych poglądów - podkreślił ekspert.

Zdjęcia nieopublikowane

W środę zespół Laska pokazał nieopublikowane do tej pory zdjęcia z badania katastrofy smoleńskiej. Jak tłumaczył kierujący jego pracami Maciej Lasek, są one dowodem na to, że TU-154M zderzył się z drzewem, a nie został rozerwany przez wybuch.

Po wystąpieniu zespołu Laska Antoni Macierewicz przypomniał na konferencji prasowej w Sejmie, że w raporcie komisji Millera opublikowano zdjęcia wykonane przez fotoamatora trzy dni po katastrofie. Macierewicz pytał, jak mogło się tak stać, że do raportu wzięto zdjęcia "niewiadomego pochodzenia" i "dyskusyjne", choć posiadano 1500 znakomitej jakości zdjęć.

Na zarzuty posła PiS odpowiedział w TVN24 Edward Łojek. - Zasadą jest, że w raportach, które tworzą komisje badania wypadków lotniczych umieszcza się niewiele zdjęć albo wręcz w ogóle. W raporcie, który stworzyliśmy jako komisja Millera, zdjęć jest kilka i są one zamieszczone tylko w takiej ilości, żeby uzasadnić przyczyny określone w raporcie - podkreślił ekspert.

Czy zespół może opublikować wszystkie zdjęcia? - Dla mnie jest to niewyobrażalne, ponieważ tych zdjęć mamy ponad 1,5 tysiąca. Wiem, ze internet pomieści wszystko, ale zasadą jest publikowanie tylko tych zdjęć, które są niezbędne. Zdjęcia są materiałem tylko i wyłącznie uzupełniającym. To nie jest materiał, który jest podstawą raportu - ocenił Łojek.

- Pokazanie jakiegokolwiek zdjęcia od razu tworzy postawę do tworzenia kolejnych hipotez. (....) Każde zdjęcie, które nie zostanie dokładnie opisane i wytłumaczone, może być podstawą do kolejnej fantastycznej teorii o tym, że nastąpił wybuch - dodał.

Autor: mn/ja / Źródło: tvn24.pl, TVN24

Czytaj także: