Był nadzieją, zrujnował własną ojczyznę. 37 lat rządów Mugabego


Robert Mugabe władzę w Zimbabwe obejmował w chwale bohatera walki o niepodległość. Blisko cztery dekady później oddał władzę po puczu wojskowym i pod groźbą impeachmentu, uważany przez wielu za autokratę, który doprowadził swój kraj do gospodarczej ruiny.

93-letni polityk we wtorek w liście odczytanym na forum parlamentu zrzekł się urzędu prezydenckiego ze skutkiem natychmiastowym, aby "umożliwić płynne przekazanie władzy". Uczynił to po 37 latach u władzy, jako jedyny przywódca, jakiego znało Zimbabwe od uzyskania niepodległości w 1980 roku.

Od studenta do prezydenta

Robert Gabriel Mugabe urodził się 21 lutego 1924 roku na misji katolickiej niedaleko Harare, stolicy ówczesnej kolonii brytyjskiej Rodezji Południowej. Uczył się w szkole prowadzonej przez jezuitów, jako dziecko był raczej samotnikiem i wolał towarzystwo książek. Gdy dorósł, rozważał zostanie księdzem, ostatecznie jednak rozpoczął pracę jako nauczyciel w szkole podstawowej. Na studia wyjechał do sąsiedniej RPA, gdzie kształcił się na Uniwersytecie Fort Hare - jedynej dostępnej dla czarnoskórych uczelni w tym kraju, a przy okazji kuźni intelektualnej czarnoskórych elit i bastionie afrykańskiego nacjonalizmu.

W 1960 roku powrócił do kraju, gdzie postanowił zaangażować się w politykę - stanął na czele partii Afrykański Narodowy Związek Zimbabwe (ZANU), jednak już po czterech latach trafił do więzienia na blisko 11 lat za przeciwstawianie się rasistowskim rządom białych. Za kratami nie próżnował - spośród łącznie siedmiu ukończonych fakultetów trzy ukończył w więzieniu. Po wyjściu na wolność kierował też zbrojnym ramieniem ZANU, Afrykańską Armią Narodowego Wyzwolenia Zimbabwe (ZANLA), która prowadziła partyzancką walkę przeciw rządom białych na terytorium dzisiejszego Zimbabwe.

Po wieloletnim konflikcie w 1980 roku odbyły się pierwsze wolne wybory parlamentarne, które wygrała ZANU. 18 kwietnia 1980 roku kraj ogłosił niepodległość jako Republika Zimbabwe, a Mugabe stanął na czele jej pierwszego rządu.

Od koncyliacji do brutalności

Początkowo Mugabe oferował dawnym wrogom pojednanie. Kilka ważnych stanowisk w rządzie zaproponował białym i pozwolił ich przywódcy Ianowi Smithowi pozostać w kraju. - Wczoraj byliście moimi wrogami, dziś jesteście moimi przyjaciółmi - mówił.

Jego koncyliacyjne podejście zjednało mu przychylność Zachodu, a dzięki wykształceniu wydawał się wzorem światłego afrykańskiego przywódcy. W pierwszy latach od uzyskania niepodległości kraj rozwijał się w imponującym tempie - jak grzyby po deszczu powstawały nowe szkoły, mieszkania dla czarnoskórych mieszkańców, rozwijał się system opieki zdrowotnej.

Jednak niewiele później Mugabe zaczął brutalnie zwalczać konkurentów do władzy.

W 1982 roku stanął w obliczu rebelii w prowincji Matabeleland na południowym zachodzie kraju. Odpowiedzialnością za nią obarczył Joshuę Nkomo, dawnego sojusznika z czasów walki o niepodległość. Do regionu wysłał wojsko, wywołując oburzenie i głosy potępienia ze strony społeczności międzynarodowej z powodu doniesień o zbrodniach popełnianych przez żołnierzy na ludności cywilnej. Według obrońców praw człowieka zginęło wówczas około 20 tysięcy osób, w większości z ludu Ndebele, z którego wywodził się Nkomo.

Po dwóch kadencjach na stanowisku premiera Mugabe wprowadził zmiany w konstytucji i w 1990 roku został wybrany na prezydenta. Było to na krótko przed śmiercią jego pierwszej żony Sally, która zdaniem wielu była jedyną osobą zdolną powściągać destrukcyjne zapędy swego męża.

Jednak świat na dobre zaczął odwracać się od Mugabego dopiero około 2000 roku, gdy przeprowadził brutalną nacjonalizację farm białych, co nazwał "korektą kolonialnych niesprawiedliwości", a oprócz tego w kraju prześladowana była opozycja i dochodziło do oszustw wyborczych.

Kraj w ruinie

Wyrzucenie z kraju białych farmerów wywołało hiperinflację, przyspieszając upadek i tak bardzo już osłabionej gospodarki. Do 2008 roku skurczyła się ona o jedną trzecią, a inflacja sięgnęła zawrotnych 500 miliardów proc. Kilka milionów Zimbabweńczyków wyemigrowało z kraju, a bezrobocie wynosi obecnie około 90 procent.

Jednak Mugabe za wszystkie bolączki Zimbabwe obwiniał Zachód i niezmiennie odrzucał oskarżenia o autorytarne zapędy. - Kiedy nazywają cię dyktatorem, to po to, by ci zaszkodzić i zniszczyć twoją reputację. Nie należy więc zwracać na to uwagi - mówił w 2013 roku.

W 2008 roku, w obliczu niemal pewnej porażki w wyborach prezydenckich, zmusił swego rywala Morgana Tsvangiraia do ustąpienia, gdy wielu jego zwolenników zginęło z rąk bojówkarzy prezydenckiej partii ZANU-PF.

"Moje 89 lat to nic!"

W ostatnich latach Mugabe coraz częściej musiał odrzucać sugestie, by oddał władzę ze względu na podeszły wiek, oraz dementować pogłoski o problemach ze zdrowiem, w tym o chorobie nowotworowej. Jego krytycy zarzucali mu ponadto, że całkowicie uległ swej drugiej żonie Grace, która nie kryła politycznych ambicji.

- Moje 89 lat to nic! Te lata mnie nie osłabiły ani nie sprawiły, bym zniedołężniał. Nie, wciąż mam pomysły, które muszą zostać zaakceptowane przez moich ludzi - mówił w 2013 roku.

Autor: mm//now / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: CC BY-SA 3.0 nl | Koen Suyk / Anefo

Tagi:
Raporty: