Nie potrzebuje samodzielnej większości, żeby rządzić. Arytmetyka po stronie Netanjahu


Większa zdolność koalicyjna rządzącego nieprzerwanie od 10 lat szefa prawicowego Likudu premiera Benjamina Netanjahu, w porównaniu z centrolewicowym Niebiesko-Białym sojuszem, daje mu szanse po wtorkowych wyborach na utrzymanie władzy i rekordową piątą kadencję.

WYBORY W IZRAELU. CZYTAJ WIĘCEJ

Partia Netanjahu i utworzony przed wyborami sojusz polityczny Niebiesko-Białych pod wodzą byłego szefa sztabu generalnego Benny'ego Ganca szli w sondażach praktycznie "łeb w łeb" i w zależności od badania mogli liczyć wymiennie na od 26 do 30 mandatów w 120-miejscowym Knesecie. Eksperci zwracają jednak uwagę, że we wtorkowych wyborach liczy się nie to, kto zdobędzie najwięcej miejsc w Knesecie, lecz kto ma większą zdolność koalicyjną i do kogo prezydent Reuwen Riwlin zwróci się z misją utworzenia rządu.

Lepszą arytmetykę pod tym względem ma według ostatnich przedwyborczych sondaży blok prawicowy z Netanjahu na czele, który może liczyć na 63-67 mandatów, dla porównania blok centrolewicy Ganca może potencjalnie uzyskać 53-57 mandatów. Netanjahu mógłby otrzymać poparcie ze strony innych partii prawicowych, skrajnie prawicowych i religijnych, w tym ortodoksyjnych. Z kolei Ganc - poparcie ugrupowań lewicowych, centrolewicowych, a także być może arabskich. Analitycy przestrzegają jednak przed wyciąganiem pochopnych wniosków z robionych różnymi metodami i powierzchownych badań opinii. Powołują się przy tym na tradycyjne niezdecydowanie dużej części elektoratu, a także na mnogość list, które mogą zniekształcić prognozy. Izraelska scena polityczna jest bardzo rozdrobniona - w tegorocznych wyborach Izraelczycy będą mogli wybierać spośród aż ponad 40 list partii i sojuszy politycznych. Ale tak naprawdę liczy się 13 list, które mogą przekroczyć próg wyborczy 3,25 proc. (co najmniej 4 mandaty) i wejdą do Knesetu. Po wyborach, gdy wyniki już będą jasne, Riwlin zacznie konsultacje z przywódcami wszystkich partii reprezentowanych w przyszłym parlamencie i wybierze tego, kto według niego ma największe szanse na stworzenie koalicji. Polityk będzie miał 42 dni na sformowanie rządu, a jeśli mu się to nie uda, prezydent zwróci się do kogoś innego.

"Koalicja anty-Netanjahu" i pojedynek osobowości

Według ekspertów, z którymi rozmawiała PAP, wtorkowe głosowanie to de facto referendum, czy Izraelczycy chcą, by Netanjahu pozostał u władzy. Wskazują, że po drugiej stronie sceny politycznej jest "koalicja anty-Netanjahu", w której nawet główny rywal premiera nazywany jest "anty-Netanjahu" w myśl sloganu "każdy byle nie Bibi", jak popularnie wśród Izraelczyków nazywany jest Netanjahu.

Emmanuel Nawon z konserwatywnego Kohelet Policy Forum w Jerozolimie mówi PAP, że tegoroczne wybory to walka "na osobowości, a nie na programy czy idee". Obserwatorzy izraelskiej sceny politycznej narzekali na brak prawdziwej debaty w tegorocznej kampanii, która koncentrowała się głównie na osobistych atakach między dwoma czołowymi graczami. Ganc w związku z oskarżeniami korupcyjnymi wobec Netanjahu uderzał w - jak mówił - jego etyczny upadek, a premier określał Ganca jako słabego lewicowca, który zagroziłby bezpieczeństwu Izraela, czyniąc ustępstwa terytorialne na rzecz Palestyńczyków. Ganc mówił o zobowiązaniu do wznowienia negocjacji pokojowych z Palestyńczykami, ale nie określił jednoznacznie, czy chodzi o uznanie państwa palestyńskiego na terenach zdobytych przez Izrael w wojnie z 1967 r. Likud próbował również przedstawić Ganca jako osobę niestabilną psychicznie. Program Niebiesko-Białych obejmuje m.in. postulat ograniczenia kadencji premiera, zakazu wykonywania mandatu posła Knesetu politykom, którzy mają zarzuty. Ganc zwracał także uwagę na duże koszty życia i utrzymania w Izraelu, potrzebę rozszerzenia opieki zdrowotnej, obiecał też działania na rzecz praw osób LGBT oraz zwiększenie świadczeń dla osób niepełnosprawnych. Przez niektórych komentatorów były szef sztabu generalnego (od lutego 2011 r. do lutego 2015 r.) określany jest jako "nowicjusz w polityce" - nigdy nie zasiadał w Knesecie ani w rządzie, ale może konkurować z Netanjahu, jeśli chodzi o sferę wojskowości i bezpieczeństwa. Przed wyborami stanął na czele Niebiesko-Białego sojuszu, w którego skład wchodzi jego własna partia Moc Izraela oraz ugrupowania: Telem byłego ministra obrony Mosze Ja'alona i opozycyjna centrowa Jest Przyszłość (Jesz Atid) byłego ministra finansów Jaira Lapida. Do tego sojuszu dołączył też cieszący się popularnością były dowódca sił zbrojnych Izraela Gabi Aszkenazy, podobnie jak Ganc - polityczny nowicjusz.

"Generałowie" z powrotem w awangardzie

Zwycięstwa wyborcze prominentnych wojskowych nie są niczym nowym w Izraelu. Byli szefowie sztabu Icchak Rabin i Ehud Barak stali na czele rządów. Po wycofaniu się w ostatnich latach z politycznego zaangażowania, "generałowie" są z powrotem w awangardzie, stając się największym wyzwaniem dla Netanjahu, który dzierży również tekę ministra obrony – pisał niedawno amerykański dziennik "The New York Times". Gazeta wskazywała, że "otoczony przez nieprzyjaznych sąsiadów Izrael generalnie skręcił w prawo, a lewica jest szeroko krytykowana za naiwność i brak odpowiedzialności" w związku z zagrożeniami płynącymi bezpośrednio z Iranu, ze strony wspieranych przez niego bojowników szyickiego radykalnego Hezbollahu w Libanie czy z ogarniętej wojną Syrii. Dochodzi do tego też ostatni wzrost napięć na granicy Izraela i Strefy Gazy, kontrolowanej od lat przez radykalny palestyński Hamas.

Według sondażu dziennika "Times of Israel" z końca lutego 53 proc. osób było zdania, że "nadszedł czas na zmianę", 27 proc. - że "Izrael potrzebuje zmiany, ale nie ma teraz dobrego następcy", 19 proc. badanych było zaś zadowolonych ze sposobu kierowania krajem przez Netanjahu. Gdy pytano, kogo badani chętniej widzieliby na stanowisku premiera, 41 proc. opowiedziało się za Netanjahu, a 39 proc. za Gancem. Gdy pytano już, komu respondenci ufają bardziej w kwestiach bezpieczeństwa, a komu w sprawach gospodarczych, za obecnym premierem opowiedziało się po 41 proc. badanych, a za Gancem - 30 proc. i 25 proc.

Izrael i PalestyńczycyPAP

Skuteczny polityk

Droga polityczna Netanjahu jest długa. Członkiem Knesetu po raz pierwszy został w 1988 r., a wcześniej przez cztery lata był ambasadorem Izraela przy ONZ. Po raz pierwszy urząd premiera objął w 1996 r. (do 1999 r.) jako najmłodszy izraelski polityk na tym stanowisku. Od marca 2009 r. nieprzerwanie stoi na czele rządu. Utworzony w 2015 r. ostatni gabinet Netanjahu uchodził za najbardziej prawicowy w historii państwa Izrael. W przypadku ponownego wyboru Netanjahu byłby w stanie pobić rekord ustanowiony przez ojca założyciela państwa Izrael, Dawida Ben Guriona, który pozostawał na stanowisku ponad 13 lat, w latach 1948-1963. Tegoroczną kampanię premier prowadził w cieniu lutowego oświadczenia prokuratora generalnego Izraela Awichaja Mandelblita, który zapowiedział, że ma zamiar postawić Netanjahu w stan oskarżenia w trzech sprawach dotyczących korupcji, nadużycia władzy i defraudacji. Premier nazywa to politycznym "polowaniem na czarownice".

Mandelblit oznajmił, że przyjął wytyczne policji, która zarekomendowała postawienie szefowi rządu zarzutów w związku z trzema toczącymi się śledztwami. To, czy ostatecznie prokurator generalny oskarży Netanjahu, zależeć będzie od jego przedprocesowego przesłuchania, na którym może zakwestionować ustalenia prokuratury. Według ministerstwa sprawiedliwości przesłuchanie ma się odbyć do 10 lipca.

Polityczna mapa IzraelaPAP

Gospodarka zwolni?

Debatę przedwyborczą zdominowały kwestie bezpieczeństwa, jak i właśnie możliwość oskarżenia Netanjahu w sprawach korupcyjnych, natomiast temat gospodarki ledwie się przewijał.

Netanjahu od lat chwali się sukcesami gospodarczymi Izraela, który ma solidny wzrost gospodarczy na poziomie 3,3 proc. PKB (2018 r.); stopa bezrobocia jest niska i wynosi ok. 4 proc., sektor zaawansowanych technologii jest drugi na świecie po Dolinie Krzemowej. Jednak wielu ekonomistów ostrzega, że gospodarka będzie spowalniała w wyniku przewidywanego słabszego globalnego wzrostu, co uderzy w eksport Izraela. Bank centralny, który rozpoczął stopniowy proces podnoszenia stóp procentowych, zakomunikował, że nowy rząd będzie musiał w nadchodzących miesiącach obniżyć wydatki i podnieść niektóre podatki, aby ograniczyć rosnący deficyt budżetowy. Analitycy oczekują, że redukcje wydatków i podwyżki podatków dadzą 10-12 mld szekli (2,8-3,3 mld USD), aby zmniejszyć tegoroczny deficyt budżetowy – wskazuje Reuters. Prezes banku centralnego Amir Jaron uważa, że oszczędności powinny zostać podjęte, gdy jest dobra koniunktura gospodarcza; według niego trudniej będzie je wdrożyć, jeśli pogorszą się warunki zewnętrzne związane z obniżeniem globalnych prognoz wzrostu.

Autor: mtom / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: