Zgwałcona 11-latka w ciąży. "Chcę, żeby zabrali to, co włożył mi do brzucha"


11-latka z argentyńskiego Tucuman zaszła w ciążę w wyniku gwałtu. - Chcę, żeby zabrali to, co wsadził mi do brzucha - miała powiedzieć szpitalnej psycholog. Na aborcję zgodziła się matka dziewczynki. Decyzja o przerwaniu ciąży była odkładana w czasie, a lekarze zdecydowali się ostatecznie na przeprowadzenie cesarskiego cięcia. "Potraktowano ją jak inkubator" - zarzucają aktywistki, a historia 11-latki na nowo rozbudziła dyskusję na temat możliwości aborcji w Argentynie.

11-latka z miasta Tucuman w północno-zachodniej Argentynie zaszła w ciążę w wyniku gwałtu dokonanego przez 65-letniego partnera swojej babci. To najmłodsza z trzech sióstr. Opiekowała się nimi babcia, bo partner matki wykorzystywał seksualnie dwie starsze dziewczynki.

Jak podaje hiszpański dziennik "El Pais", dziewczynka przyjechała z matką do szpitala 29 stycznia. Mówiła, że boli ją brzuch. Była w 19. tygodniu ciąży. Opowiedziała, że zgwałcił ją partner babci. Poprosiły o przeprowadzenie aborcji, teoretycznie dopuszczalnej w takiej sytuacji przez prawo. Według aktywistów zajmujących się prawami kobiet decyzję odwlekano jednak, aż w końcu jedynym wyjściem stało się cesarskie cięcie.

Odpowiedzialny w lokalnych władzach Tucuman za zdrowie Gustavo Vigliocco zapewniał dziennikarzy, że utrzymywał kontakt z dziewczynką i jej matką, a 11-latka miała wyrażać chęć utrzymania ciąży. Co innego - według argentyńskich mediów - miała deklarować w rozmowach ze szpitalną psycholog.

- Chcę, żeby zabrali to, co wsadził mi do brzucha - cytują dziewczynkę.

Cesarskie cięcie zamiast aborcji

Aborcja jest w Argentynie legalna, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub zagraża życiu matki. Jednak w przypadku 11-latki pojawiło się kilka komplikacji.

Jedną z przeszkód było to, że kilku lekarzy z lokalnego szpitala odmawiało wykonania zabiegu, powołując się na klauzulę sumienia.

Tłumaczono też, że nie ma jasności co do tego, kto i czy może podjąć decyzję w imieniu dziewczynki. Jej matka zgadzała się na zabieg, ale 11-latka od 2015 roku oficjalnie znajdowała się pod opieką swojej babki. Zgoda matki była więc początkowo niewystarczająca. Babcia nie mogła natomiast jej udzielić, ponieważ ze względu na jej związek z gwałcicielem odebrano jej prawo do decydowania w imieniu dziecka.

Decyzja o przerwaniu ciąży była odkładana przez blisko pięć tygodni. Ostatecznie lekarze zdecydowali o wykonaniu zabiegu cesarskiego cięcia, argumentując to dużym ryzykiem, które według nich niosła ze sobą aborcja. Dziewczynka była wtedy w 23. tygodniu, czyli na początku 6. miesiąca ciąży. Dziecko przyszło na świat żywe. Lekarze twierdzą jednak, że ma niewielkie szanse na przeżycie.

"Dziewczynka, nie matka. Państwo jest odpowiedzialne"

Sprawa 11-latki wywołała oburzenie wśród argentyńskich aktywistów zajmujących się prawami kobiet.

Pisarka Claudia Pineiro w środę napisała na swoim Twitterze, że "są ludzie, którzy torturowali 11-letnią ofiarę gwałtu". "To niebezpieczne, że mają taką władzę, że nikt nie mógł temu zapobiec" - dodała. Według dziennikarki Mariny Carbajal "Tucuman potraktowało dziewczynkę jak inkubator".

W Buenos Aires doszło do protestów, podczas których niektóre kobiety trzymały transparenty z napisem: "Dziewczynka, nie matka. Odpowiedzialność państwa".

Aborcja jest kontrowersyjnym tematem w Argentynie. Kilka miesięcy temu doszło do publicznej debaty na ten temat w związku z propozycją liberalizacji przepisów i zalegalizowania aborcji do 14. tygodnia. Ustawa została jednak odrzucona w Senacie, co spotkało się z rozczarowaniem grup wspierających możliwość wyboru, które od lat walczyły o rozluźnienie przepisów.

Autor: ft//kg/kwoj / Źródło: BBC, The Guardian, EPA, La Nacion