Zginęli w płomieniach, bo nie mogli uciec z fabryki. Nie było wyjść ewakuacyjnych


Tysiące pracowników sektora tekstylnego demonstrowały na przedmieściu stolicy Bangladeszu po pożarze w fabryce tekstyliów, w którym zginęło w weekend ponad 100 ludzi. W poniedziałek w innym zakładzie wybuchł kolejny pożar, ale został opanowany.

Na przedmieściu Dakki robotnicy obrzucali fabryki kamieniami i niszczyli samochody, rozwścieczeni śmiercią ponad 100 ludzi w pożarze w podstołecznej fabryce Tazreen Fashion. Zarzucali władzom, że nie były w stanie zapewnić robotnikom lepszych warunków pracy. Przyczyna pożaru, który wybuchł w sobotę wieczorem w zakładach ok. 30 km od Dakki, nie została oficjalnie ustalona; podejrzewa się zwarcie.

- Robotnicy z wielu zakładów przerwali pracę, by dołączyć do demonstracji. Chcą, by właściciele Tazreen zostali przykładnie ukarani - oświadczył szef dakijskiej policji Habibur Rahman. Policja otworzyła śledztwo w sprawie nieumyślnego zabójstwa. Według agencji AP po sobotnim pożarze zamkniętych jest ok. 200 zakładów. Demonstranci ustawiali blokady na głównych drogach. Władze ogłosiły wtorek dniem żałoby narodowej.

Produkowali dla zachodnich firm W poniedziałek rano wybuchł kolejny pożar w 12-kondygnacyjnym budynku w Dakce, w którym mieściły się cztery fabryki odzieżowe. Pożar został opanowany. Nie ma żadnych ofiar śmiertelnych; kilka osób zatruło się dymem - poinformowały tamtejsze służby. Jak relacjonuje agencja AFP, ponad tysiąc osób pracujących dla holenderskiej grupy C&A, Carrefoura i IKEI zostało uwięzionych w sobotę przez płomienie. Jest co najmniej 110 ofiar śmiertelnych, w tym wiele kobiet, które zmarły w wyniku zaczadzenia czy skoków z płonącego budynku. Ok. 100 osób zostało rannych. Według lokalnych mediów śmierć poniosło nawet 124 ludzi.

Brak standardów Śledczy twierdzą, że sam pożar nie był tak groźny, jak brak podstawowych standardów bezpieczeństwa. Zwracają uwagę, że gdyby w fabryce było choć jedno wyjście ewakuacyjne, ofiar byłoby znacznie mniej. Jeden ze świadków opowiadał, że gdy w zakładach rozbrzmiał alarm pożarowy, kierownictwo przekonywało, że nic się nie wydarzyło, a alarm po prostu się popsuł.

Giną setki ludzi Mające siedzibę w Amsterdamie stowarzyszenie Clean Clothes Campaign, broniące praw robotników w sektorze tekstylnym, szacuje, że od 2006 roku w pożarach w Bangladeszu zginęło co najmniej 500 zatrudnionych. Zachodnie firmy "wiedzą od lat, że wiele fabryk, z którymi wybierają współpracę, to śmiertelne pułapki" - oświadczył rzecznik stowarzyszenia. Jak ocenił, ich brak reakcji nosi znamiona zaniechania. Bangladesz jest drugim, po Chinach, światowym eksporterem odzieży. 80 proc. eksportu Bangladeszu to tekstylia. Eksport, głównie do USA i Europy, przynosi krajowi rocznie ok. 20 miliardów dolarów. W Bangladeszu znajduje się ponad 4 tys. fabryk odzieży. Ponad 300 fabryk w pobliżu stolicy było przez tydzień zamkniętych wcześniej w tym roku, gdy pracownicy domagali się wyższych wynagrodzeń i poprawy warunków pracy.

Autor: mtom/k / Źródło: PAP