"Nie biegnij szybciej, niż może lecieć twój Anioł Stróż"


Rok temu wsiadali na pokład boeinga 777 wylatującego z Amsterdamu do Kuala Lumpur. Niektórzy jechali na wakacje życia, inni wracali do domu, jeszcze inni wyruszali, by zacząć wszystko od nowa. Przypominamy sylwetki pasażerów lotu MH17, których życie zostało tragicznie przerwane nad Donbasem.

17 lipca 2014 roku boeing 777 malezyjskich linii lotniczych Malaysia Airlines miał odbyć rejs powrotny z lotniska Schiphol w Amsterdamie do stolicy Malezji, Kuala Lumpur. W szczycie sezonu wakacyjnego zajęte były wszystkie 282 miejsca, ale poleciało 283 pasażerów - jedno z trojga niemowląt na pokładzie podróżowało na kolanach matki.

Miejsc brak

283 pasażerów i 15 członków załogi przeszło odprawę. Zaczęli zajmować miejsca w maszynie. Samolot wypełniony był po brzegi. Gdy do obsługi lotniska zgłosili się nieco spóźnieni Barry Sim i jego żona Izzy, trzymająca w nosidełku roczne dziecko - lecieli tranzytem ze Szkocji - miejsca dla nich już nie było.

Obsługa zapewniła ich, że będą mogli polecieć do Kuala Lumpur samolotem linii KLM, który miał wystartować z Amsterdamu kilka godzin później. Barry Sim zrobił nawet awanturę, nie uśmiechało mu się czekanie w zatłoczonej hali odlotów, nic jednak nie dało się zrobić. – Jesteśmy lojalnymi klientami Malaysian Airlines i zawsze latamy w odwiedziny do moich bliskich tymi liniami – mówiła później w wywiadzie Izzy Sim.

Wakacje życia

Tymczasem na pokładzie boeinga 777 pasażerowie szykowali się do długiego lotu. Stewardessy i stewardzi pomagali umieścić bagaże na półkach nad głowami. Wśród personelu pokładowego był 41-letni Sanjid Singh. W ostatniej chwili zamienił się na dyżury, by jak najszybciej znaleźć się w domu - jego ojciec miał kłopoty z sercem. W marcu 2014 roku jego żona Sanjida, stewardessa, w ostatniej chwili zamieniła się na dyżury i dzięki temu nie znalazła się na pokładzie samolotu Malaysia Airlines, który zaginął z 239 osobami na pokładzie. Ta zamiana uratowała jej życie.

Pasażerowie przed startem robili sobie zdjęcia. Chwilę tę postanowili uwiecznić między innymi Petra van Langeveld i jej 15-letni syn Gary Slok. Petra była samotną matką, a wyprawa stanowiła część programu dla samotnych rodziców i ich dzieci. Egzotyczna Malezja na tyle ciekawiła chłopaka, że zdecydował się na przerwę w intensywnych treningach – był bramkarzem w szkolnej drużynie piłki nożnej. Ich ostatniemu zdjęciu, opublikowanemu na profilu Petry na Facebooku 11 lipca 2014 roku, towarzyszą słowa: "Nigdy nie biegnij szybciej, niż może lecieć twój Anioł Stróż".

Siatkarz holenderskiej drużyny Peelpush, Davy Hally zrobił na pokładzie zdjęcie żonie Kim Verhaegh i 4-letniej córce Megan. Obie patrzą w obiektyw z uśmiechem, ale widać, że z niecierpliwością czekają na start. Kuala Lumpur nie było punktem docelowym tej rodzinnej wyprawy. Lecieli na wakacje na Bali, po raz pierwszy we trójkę.

Powrót do domu

Samolot wystartował o godz. 12.15. Miał wylądować na lotnisku w Kuala Lumpur 12 godzin później.

Przed startem jeden z pasażerów, 30-letni Md Ali Md Salim, opublikował na Instagramie 14-sekundowe nagranie. Widać na nim ludzi ładujących bagaże na półki, słychać głos kapitana, który informuje o zakończeniu boardingu i prosi pasażerów, by wyłączyli telefony komórkowe. "W imię Boga... Trochę się denerwuję" - skomentował nagranie jego autor, doktorant na uniwersytecie w Amsterdamie. Leciał spędzić urlop w domu.

Tuż przed wyłączeniem komórki kapitan Wan Amran Wan Hussin zdążył napisać do żony, by na niego czekała: "Niedługo wrócę".

Gdy samolot nabierał wysokości, miłośnik lotnictwa Tom Warners wykonał jego ostatnie zdjęcie, które opublikował później na Twitterze.

Z listy pasażerów wynika, że samolotem leciały całe rodziny. Część z nich wybierała się na wakacje. Część wracała do domu, jak Tambi Jiee, jego żona Ariza Ghazalee i czwórka ich dzieci: 19-letni Mohd Afif, 17-letni Mohd Afzal, 15-letnia Marsha Azmeena i 13-letni Mohd Afruz. Wracali do Malezji po trzech latach spędzonych w Kazachstanie. Tambi pracował dla koncernu paliwowego. Zdecydowali się na podróż przez Europę, by zwiedzić, ile się da.

80 dzieci

Na pokładzie samolotu było 80 dzieci. Trzy nazwiska na liście pasażerów zostały oznaczone literą I - "infant", niemowlę.

Rodzeństwo Mo (12 lat), Otis (8 lat) i Evie (10 lat) Maslin wracało z dziadkiem Nickiem Norrisem po europejskich wakacjach do domu w australijskim Perth. Ich rodzice zostali w Amsterdamie, by spędzić trochę czasu we dwoje.

- To były wspaniałe, mądre, piękne dzieciaki - mówiła później ich ciocia Natalia Gemmell.

Pasażerami lotu MH17 byli też mieszkający w Australii Johannes Rudolfus van den Hende, jego żona Shaliza Zaini Dewa i ich dzieci: Piers, Marnix i Margaux. Rodzina słynęła z zamiłowania do sportu, 13-letni Piers marzył o karierze piłkarza i grał w szkolnej drużynie.

Wyjątkowi ludzie

Na pokładzie była 27-letnia Tessa van der Sande, pracownica Amnesty International, walcząca o prawa człowieka na misjach m.in. w Sudanie. Zmierzała z rodzicami do Indonezji.

Karlijn Keijzer, doktorantka chemii na Uniwersytecie w Indianie była doskonałą wioślarką. Marzyła o nurkowaniu na rafie koralowej. Podróżowała do Indonezji ze swoim chłopakiem Laurensem van der Graaffem.

Boeingiem 777 leciała też szóstka naukowców i aktywistów na poświęconą AIDS konferencję w Melbourne w Australii. Wśród nich byli Joep Lange, Pim de Kuijer, Lucie van Mens, Martine de Schutter. Na pokładzie znalazł się były dziennikarz BBC i pracownik WHO, Glenn Thomas. Malezyjska aktorka Shuba Jay wracała do domu z mężem i maleńką córeczką Kaelą Mayą Jay. Samolotem podróżowali też australijski pisarz Liam Davison i Puan Sri Siti Amirah, członkini rodziny urzędującego premiera Malezji Najib Tun Razaka.

LifeNews informuje

Planowana trasa rejsu MH17 prowadziła m.in. przez terytorium powietrzne Holandii, Niemiec, Polski i Ukrainy. O godzinie 16:21 czasu lokalnego, po trzech godzinach lotu, maszyna zaczęła nagle obniżać lot. Zniknęła z radarów 50 km przed granicą Ukrainy z Rosją.

Po kilkudziesięciu minutach rosyjska prokremlowska telewizja LifeNews, której dziennikarze intensywnie współpracują z separatystami, podała, że rebeliantom z samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej "udało się zestrzelić ukraiński wojskowy samolot transportowy An-26".

- Wszystko wydarzyło się ok. godz. 17 czasu moskiewskiego. Nad miastem przelatywał An-26. Nagle został trafiony rakietą, rozległ się wybuch, samolot zaczął spadać - poinformowała prezenterka. - Na niebie można było zaobserwować czarny dym. Samolot spadł z dala od dzielnic mieszkalnych, w okolicy kopalni. To tereny kontrolowane przez "opołczeńców" - powiedziała dziennikarka LifeNews.

Trwa ustalanie sprawców katastrofy. 15 lipca 2015 roku liczne media - z powołaniem się na CNN - podały, że według raportu holenderskich śledczych, do którego dotarli dziennikarze amerykańskiej telewizji, malezyjski boeing 777 został trafiony rosyjską rakietą wystrzeloną przez działających we wschodniej Ukrainie prorosyjskich rebeliantów.

Ostateczne wyniki pracy holenderskiej Śledczej Rady Bezpieczeństwa (OVV), zajmującej się badaniem przyczyn katastrofy, mają być znane w październiku.

298 ofiar

Według nagrania wykonanego tuż po katastrofie, a ujawnionego rok po tragedii przez australijski portal News Corp, rebelianci byli przekonani, że na miejscu katastrofy znaleźli szczątki samolotu Suchoj.

W transkrypcji nagrania, opublikowanej na stronie News Corp można przeczytać, że dowódca rebeliantów mówi do podwładnych: - Podobno suchoj zestrzelił samolot pasażerski, a nasi zestrzelili myśliwiec.

- A gdzie jest w takim razie suchoj? - pyta rebeliant. - Tu są tylko fragmenty pasażerskiego.

Był to boeing 777 Maysian Airlines.

Samolot spadł w pobliżu miasta Torez, pod wsią Grabowe. Zginęli wszyscy - 298 osób. Wśród nich byli Holendrzy, Malezyjczycy (w tym 15 członków załogi), obywatele Australii, Indonezji, Brytyjczycy, czworo Belgów i Niemców, troje Filipińczyków, Kanadyjczyk i obywatelka Nowej Zelandii.

List do dziecka

Holenderski pisarz Gerard van Gemert, autor poczytnych sportowych opowieści dla dzieci, zauważył na zdjęciach z miejsca katastrofy swoją książkę, leżącą wśród rzeczy ofiar. Poruszony, napisał list do nieznanego dziecka, które czytało jego powieść w czasie swojej ostatniej podróży.

"Nigdy Cię nie poznałem, ale sądzę, że możesz mieć siedem, a może nawet dziewięć lat. Gdy zamknę oczy, widzę chłopca, ale równie dobrze możesz być dziewczynką. Jestem pewien, że lubisz piłkę nożną i pewnie lubisz czytać. To, czego jestem pewien na sto procent - że już Cię nie ma" - napisał autor w liście opublikowanym na jego stronie internetowej.

"Nigdy Cię nie poznałem, ale byłeś na pokładzie samolotu lecącego do Kuala Lumpur. Prawdopodobnie jechałeś z rodzicami na wakacje. Musiałeś być podekscytowany, bo wyjazd poza Europę nie zdarza się często. Może siedziałeś tuż przy oknie i mogłeś patrzeć, jak startuje samolot" - napisał van Gemert.

"Nigdy Cię nie poznałem, ale jak wszyscy zastanawiałem się przez chwilę, jak bardzo przerażeni byli pasażerowie samolotu, gdy został trafiony przez rakietę. Z Twojego powodu nie mogę przestać o tym myśleć" - wyznał pisarz. "Mam nadzieję, że nie widziałeś zbyt wiele. Czytałeś, a może się bawiłeś? Może spałeś? Mam ogromną nadzieję, że nie widziałeś zbyt wiele i nie miałeś za dużo czasu, by zrozumieć, co się dzieje. Że wszystko skończyło się, zanim poczułeś panikę czy strach" - napisał van Gemert.

"Nigdy Cię nie poznałem. Ale nagle stałeś mi się strasznie bliski. Widząc naklejkę na okładce, zrozumiałem, że wypożyczyłeś książkę z biblioteki. Pewnie wpadłeś tam przed wyjazdem, by mieć co czytać na wakacjach w przerwach między pływaniem a zabawą. Nie było ani pływania, ani zabaw, ani czytania".

"Milczałem z bólu, ale z Twojego powodu przycichłem jeszcze bardziej" - napisał autor.

Dramat rodzin

Śmierć bliskich nie była jedynym dramatem, który dotknął rodziny ofiar. Z powodu ostrych walk w okolicy miejsca katastrofy - a spadające z wysokości 10 km ciała były rozrzucone na powierzchni ok. 35 km kwadratowych - przez wiele miesięcy nie można było wywieźć szczątków. Sukcesywnie przewożono je w pociągach-chłodniach do Charkowa, z którego do Amsterdamu wylatywały wojskowe holenderskie samoloty.

Szczątki ostatnich pasażerów zostały znalezione dopiero w kwietniu 2015 roku, gdy na miejscu od kilku tygodni pracowali śledczy i biegli Malezji, Australii i Holandii.

Malezja chce międzynarodowego trybunału

8 lipca Malezja, jeden z 15 członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, przedstawiła projekt rezolucji w sprawie utworzenia międzynarodowego trybunału do zbadania katastrofy. To wspólna propozycja Malezji, Australii, Holandii, Belgii i Ukrainy. Cytowani przez agencję Reutera dyplomaci wyrazili nadzieję, że rezolucja zostanie przyjęta jeszcze w lipcu.

Tymczasem zastępca ambasadora Rosji przy ONZ Piotr Iljiczew oświadczył w czwartek, że to nie jest właściwy moment na tworzenie trybunału i że byłoby to "kontrproduktywne". Rosja jako stały członek Rady Bezpieczeństwa ma w niej prawo weta.

"Nielogiczny", "kontrproduktywny"

Wcześniej za "przedwczesny i nielogiczny" uznał pomysł utworzenia międzynarodowego trybunału rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Giennadij Gatiłow. Argumentował, że dochodzenie jeszcze się nie zakończyło, a w dodatku w żadnych podobnych sytuacjach nie tworzono takich trybunałów.

W czwartek, w przeddzień rocznicy zestrzelenia boeinga, także prezydent Rosji Władimir Putin skrytykował pomysł utworzenia międzynarodowego trybunału do osądzenia winnych zestrzelenia przed rokiem nad wschodnią Ukrainą malezyjskiego samolotu pasażerskiego.

W rozmowie telefonicznej z premierem Holandii Markiem Rutte Putin uznał pomysł utworzenia trybunału za "kontrproduktywny i przedwczesny".

[object Object]
"Spiegel": to Rosjanie zestrzelili boeinga lotu MH17archiwum TVN24
wideo 2/21

Autor: asz//rzw / Źródło: "Daily Mirror", "Time", Mashable, "Guardian", "Nowaja Gazieta", WSJ, tvn24.pl

Tagi:
Raporty: