Żałoba i nawoływanie do zemsty w Strefie Gazy. Izrael grozi atakami na przywódców Hamasu


Izrael ostrzegł Hamas, że może zaatakować jego przywódców, jeżeli na granicy Strefy Gazy nadal będą trwały palestyńskie protesty - poinformował we wtorek izraelski dziennik "Haaretz". Tymczasem w Strefie Gazy we wtorek odbyły się pierwsze pogrzeby ofiar poniedziałkowych starć, a tysiące osób maszerowało ulicami, wzywając do zemsty.

Według palestyńskiego resortu zdrowia, w poniedziałkowych starciach z izraelskimi żołnierzami w Strefie Gazy na granicy z Izraelem zginęło 60 Palestyńczyków, a 2771 odniosło obrażenia - ponad 1370 z nich zostało postrzelonych.

We wtorek liczba Palestyńczyków protestujących na granicy była znacząco mniejsza niż dzień wcześniej.

Jak zauważa agencja Reutera, duża część osób zamiast na granicy pojawiła się na pierwszych pogrzebach ofiar. W Strefie Gazy żałobnicy przemaszerowali ulicami, niosąc flagi i wzywając do zemsty.

Setki osób żegnały ośmiomiesięczną dziewczynkę Leilę, której ciało zawinięto w palestyńską flagę. - Pozwólcie jej zostać ze mną. Dla niej jest za wcześnie, by odchodzić - płakała matka dziecka.

Katarska Al Dżazira informuje o bardzo trudnej sytuacji w szpitalach w Strefie Gazy, które są katastrofalnie przepełnione. Lokalni lekarze nie dają sobie rady z tak wielkim napływem rannych i ostrzegają, że dalsze starcia oraz kolejni potrzebujący mogą doprowadzić do całkowitego załamania się służby zdrowia w Gazie.

Hamas "zmieni kurs"?

Jak podkreśla BBC, Hamas nie stał za wybuchem trwających od tygodnia protestów, ale szybko stał się ich siłą napędową.

Według dziennika "Haaretz" Izrael ostrzegł w poniedziałek Hamas, że może zaatakować jego wysokich rangą przedstawicieli w Strefie Gazy, jeżeli krwawe protesty będą trwały.

"Haaretz" pisze też, iż we wtorek Hamas wysłał nieoficjalne sygnały, że mógłby uspokoić protesty. "Hamas niebezpośrednio przekazał wiadomości do Izraela, że gotowy jest na zmianę kursu w protestach na granicy Strefy Gazy" - informuje. Dziennik jednak zaznacza, Izrael nie jest pewien, czy radykalne palestyńskie ugrupowanie "naprawdę chce zapanować nad krwawymi demonstracjami".

Jednocześnie Hamas wezwał we wtorek do kontynuowania masowych protestów i przeprowadzenia strajku generalnego zarówno w Strefie Gazy, jak i na Zachodnim Brzegu, gdzie protesty były znacznie mniej liczne i przebiegały spokojniej.

Jak informuje Reuters, w zdominowanej przez Palestyńczyków wschodniej części Jerozolimy wiele sklepów było we wtorek zamkniętych.

Izraelski minister obrony Avigdor Lieberman zatwierdził otwarcie dodatkowego przejścia granicznego w Kerem Shalom w celu dostarczenia najpotrzebniejszych produktów do Strefy Gazy. Taką decyzję zalecili wcześniej izraelscy wojskowi po międzynarodowej krytyce, która spadła na Izrael z powodu braku podstawowych dóbr - w tym również lekarstw - w palestyńskiej enklawie.

Prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas zapowiedział, że Palestyńczycy będą kontynuowali pokojowe wysiłki do czasu ustanowienia państwa palestyńskiego.

We wtorek przypada 70. rocznica wybuchu pierwszej wojny arabskiej, nazywanej przez Izraelczyków wojną o niepodległość, a przez Arabów "katastrofą" (an-Nakba) w związku z wysiedleniami i ucieczkami setek tysięcy ludzi przed walkami. Właśnie los tych wysiedlonych i ich potomków, których jest obecnie kilka milionów, jest jedną z kluczowych kwestii w konflikcie arabsko-izraelskim.

Strefa GazyPAP

Najkrwawszy dzień od lat

Agencje piszą, że poniedziałek był najkrwawszym dniem w Strefie Gazy od czasu wojny w tej palestyńskiej enklawie między kontrolującym ją Hamasem a Izraelem w 2014 roku.

Siły zbrojne Izraela poinformowały, że użyły lotnictwa oraz czołgów przeciwko obiektom Hamasu w Strefie Gazy, gdy grupy jego bojowników otworzyły ogień i usiłowały rozmieścić wzdłuż granicy z Izraelem ładunki wybuchowe. Według izraelskich źródeł wojskowych co najmniej dwunastu zabitych Palestyńczyków było członkami grup zbrojnych. "Haaretz" pisze, że jak dotąd ogrodzenie na granicy z Izraelem w żadnym miejscu nie zostało sforsowane.

W poniedziałek Stany Zjednoczone przeniosły oficjalnie swoją ambasadę w Izraelu z Tel Awiwu do Jerozolimy. Mahmud Abbas nazwał to otwarcie nowym przejawem osadnictwa.

Izrael uważa Jerozolimę za swą odwieczną i niepodzielną stolicę. Palestyńczycy także chcą, by we wschodniej części miasta powstała stolica ich niepodległego państwa. W związku z tym społeczność międzynarodowa nie uznaje Jerozolimy za stolicę Izraela.

Nielegalna aneksja miasta

Według źródeł palestyńskich od początku protestów 30 marca zginęło łącznie 106 Palestyńczyków, a niemal 11 tysięcy zostało rannych, w tym 3,5 tysiąca od broni palnej. Izrael kwestionuje te dane. Po stronie izraelskiej nie poinformowano o jakichkolwiek ofiarach.

Izrael kontroluje Jerozolimę od 1967 roku, gdy w trakcie wojny sześciodniowej zajął wschodnią część miasta. W 1980 roku uchwalił prawo, którym jednostronnie ustanawiał zjednoczoną Jerozolimę swoją stolicą. Decyzja ta, oznaczająca nielegalną aneksję wschodniej części miasta, została potępiona przez ONZ.

W Jerozolimie znajduje się wiele izraelskich budynków rządowych, w tym parlament i Sąd Najwyższy.

Autor: mm//kg / Źródło: Haaretz, Reuters, Al Jazeera, BBC, PAP, tvn24.pl

Tagi:
Raporty: