"Wydarzyło się niemożliwe", "Europa wstrzymała oddech"


Porażka kanclerz Angeli Merkel w rozmowach na temat powołania koalicji rządowej zaprzecza jej sławie "nadzwyczajnej negocjatorki" - pisze we wtorek dziennik "La Repubblica". Według włoskiej prasy Europa powinna obawiać się niestabilności politycznej w Niemczech. Również inne media na kontynencie komentują wstrzymanie rozmów koalicyjnych w RFN.

"Niemożliwa koalicja poszła na dno" - podkreśla "La Repubblica" w komentarzu. Jak zauważa, w Niemczech także umocniła się niestabilność polityczna, czyli - jak ocenia - postępujący proces, jaki charakteryzuje obecnie wszystkie europejskie demokracje. "Niemieckie życie polityczne wkroczyło, wraz z możliwym końcem ery Merkel, w epokę tego, co niewiadome" - stwierdza.

Europa "wstrzymała oddech"

Jak pisze włoska gazeta, Europa "wstrzymała oddech", bo wydaje się, że nie ma wiarygodnych rozwiązań obecnego kryzysu po wyborach. W rezultacie fiaska rozmów "Merkel wyszła z nich tak poobijana, że wczoraj przy wyłączonych mikrofonach zaczęły się mnożyć najbliższe scenariusze już bez niej, nie do pomyślenia jeszcze kilka miesięcy temu" - zauważa "La Repubblica". Jak dodaje, jednocześnie pada coraz więcej pytań, czy Merkel, która wyklucza swą dymisję, jest nadal w stanie zagwarantować stabilizację krajowi. W komentarzu zaznacza się, że strach budzi myśl o tym, iż "najpotężniejszy kraj w Europie będzie zbyt zajęty samym sobą", by odeprzeć "antydemokratyczne tendencje" i stawić opór "amerykańsko-rosyjskim kleszczom", gwarantując sukces projektu europejskiego.

"Gorsza wiadomość niż Brexit"

Publicysta "Corriere della Sera" zwraca z kolei uwagę, że poważny kryzys polityczny w Niemczech sprawiłby, iż ten "budzących strach i zazdrość kraj" upodobniłby się do Włoch. Nawiązuje w ten sposób do włoskich wyborów parlamentarnych, które odbędą się za kilka miesięcy i przed którymi wyrażane są obawy, że nie przyniosą wyraźnego zwycięzcy oraz trwałej koalicji. Europie, "a przede wszystkim Włochom, opłaca się mieć nadzieję, że Merkel zdoła znaleźć wzór na nowy niemiecki rząd" - dodaje dziennik. Dokonując porównania obu krajów, publicysta podkreśla, iż "jakość klasy politycznej" w Niemczech i poczucie odpowiedzialności narodowej sprawiają, że brak rządu przez kilka miesięcy po wyborach pozostaje tam "bez znaczenia". "La Stampa" stawia zaś tezę, że niestabilność polityczna w Niemczech to "gorsza wiadomość niż brexit" i może przynieść większe szkody Unii Europejskiej.

Francuskie media: na tej porażce ucierpi Europa

Prezydent Francji Emmanuel Macron, który w nocy z niedzieli na poniedziałek rozmawiał przez telefon z Angelą Merkel, powiedział, że "napięcie (w Niemczech) nie leży w interesie Francji". "Odejście Angeli Merkel byłoby skokiem w nieznane" – komentował słowa prezydenta korespondent radia France Info w Pałacu Elizejskim, tłumacząc, że niemiecka kanclerz "jest raczej przychylna europejskim projektom Emmanuela Macrona, a nie wiadomo, co zrobi jej ewentualny następca".

"To, że Merkel nie udało się stworzyć koalicji rządowej, osłabia projekt europejski, który po dziesięciu latach zażegnywania kryzysów, zdawał się nabierać kolorów. Na tej porażce ucierpi cała Europa" - wieszczy "Le Monde". Przywódca niemieckich liberałów (FDP) Christian Lindner, który stwierdził, że "lepiej nie rządzić niż rządzić źle", ma powody do zajęcia takiego stanowiska, ale "perspektywa głębokiego, przeciągającego się kryzysu, jaką narzuca swemu krajowi i Europie, świadczy o bardzo ciasnym spojrzeniu na politykę" – ocenia francuski dziennik. "Niemcy to nie tylko największa gospodarka UE, są one również biegunem stabilności Unii i zasadniczym partnerem Francji w projekcie europejskim. Niemieccy przywódcy polityczni powinni sobie zdać sprawę i z tej odpowiedzialności" - zauważa gazeta. O "pokerowym zagraniu liberałów" pisze katolicki dziennik "La Croix". Według gazety "szef FDP świadomie zerwał dyskusję w momencie, gdy kompromis wydawał się możliwy. A to po to, by w razie nowych wyborów w roku 2018, przyciągnąć tych, którzy głosowali na skrajnie prawicową Alternatywę dla Niemiec (AfD)". W gruncie rzeczy, gdy chodzi o "imigrację, politykę europejską i środowisko, stanowisko niegdyś centrowej i proeuropejskiej FDP niezbyt odbiega od AfD" – wskazuje "La Croix". Specjaliści od zagadnień niemieckich są niezbyt zdziwieni kryzysem berlińskim. "To byłoby małżeństwo psa z kotem" – skwitował w telewizji BFM Michel Meyer, niegdyś korespondent w Bonn, a obecnie ekspert i wykładowca w paryskim Instytucie Nauk Politycznych. Zwrócił on uwagę, że francuscy obserwatorzy popełniali błąd, traktując Merkel jako kanclerza Niemiec, podczas gdy od wyborów była tylko szefową partii, której powierzono utworzenie rządu. Meyer uznał, że porażką Merkel były już wrześniowe wybory do Bundestagu i podkreślił, że polityką wobec migrantów utraciła popularność, szczególnie wśród kobiet, przerażonych ich napaściami i molestowaniem seksualnym. Ekspert dodał jednak, że przez 12 lat Merkel "dokładnie wyczyściła pole z konkurentów" i wciąż jest drugą najpopularniejszą osobistością polityczną w Niemczech po byłym ministrze finansów Wolfgangu Schaeuble, który w wieku 75 lat "nie może i nie zamierza stawać w szranki". Wielu komentatorów wysuwało w poniedziałek przypuszczenie, że odejście Merkel zwolni miejsce "przywódcy Europy" Emmanuelowi Macronowi. Szybko jednak wycofywali się z tych zbyt optymistycznych dla Paryża przewidywań. "Europejskie projekty Macrona opierają się na tandemie z Merkel" – tłumaczą komentatorzy. I zwracają uwagę, że "widziana z Chin czy z USA Europa to przede wszystkim Niemcy". Macron ma wiele uroku, ale liczy się gospodarka, która we Francji, mimo początku reform, wciąż szwankuje – oceniają zgodnie. Według politolog Jacqueline Henard "bez Merkel Europa zniknie ze światowych radarów". Z debaty w studiu BFM TV wnioskować można, że Paryż ma nadzieję na przetrwanie Merkel, co może nastąpić poprzez zwycięstwo w przedterminowych wyborach - co jest rozwiązaniem mało prawdopodobnym, ale najbardziej oczekiwanym - albo poprzez stworzenie rządu mniejszościowego, który w sprawach europejskich będzie mógł liczyć na poparcie socjaldemokratów. Jak się wydaje, mimo apeli prezydenta Niemiec we Francji nie wierzy się, by Merkel udało się sklecić koalicję.

"Udręki Merkel"

Brytyjskie media oceniają we wtorek, że problemy ze stworzeniem nowego rządu w Niemczech, stawiające w trudnej sytuacji kanclerz Angelę Merkel, mogą mieć negatywne konsekwencje dla przyszłości UE, a także utrudnić negocjacje w sprawie planowanego brexitu. "The Times" napisał w komentarzu o "udrękach Merkel", podkreślając, że niepowodzenie misji stworzenia rządu "szkodzi Niemcom i Europie", a przed kanclerz "najgorszy kryzys polityczny jej 12 lat na urzędzie". "To złe informacje dla Europy. Plany reform francuskiego prezydenta (Emmanuela) Macrona zależą od silnych Niemiec wspierających nową, dynamiczną oś Paryż - Berlin. (...) Merkel stała się zakładniczką swoich historycznych pomyłek i przestaje być niekwestionowanym liderem Europy" - oceniła gazeta. "The Times" napisał, że Merkel "przekonała samą siebie o tym, iż jest nie do zastąpienia i nie wychowała swojego następcy". "Polityk nazywana niegdyś królową Europy wydaje się być blisko abdykacji" - uznała gazeta. Zwróciła też uwagę, że część eurosceptycznych polityków brytyjskiej Partii Konserwatywnej zaapelowała do rządu o wstrzymanie się z dalszymi ustępstwami w negocjacjach dotyczących brexitu i podjęcie próby wykorzystania kryzysu w Niemczech do uzyskania korzystniejszych rozwiązań. Jeden z czołowych zwolenników brexitu Jacob Rees-Mogg ocenił, że byłoby "głupotą" zwiększanie oferty finansowej wobec Unii Europejskiej w tym momencie.

"Financial Times" wyraził opinię, że załamanie się negocjacji w sprawie powołania nowego rządu w Niemczech jeszcze bardziej osłabiają stabilność Unii Europejskiej, "wstrząśniętej brytyjską decyzją" o brexicie. Gideon Rachman, główny komentator polityki zagranicznej w "FT", przypomniał, że niemiecka kanclerz urzęduje od 2005 roku, kiedy "Emmanuel Macron dopiero co skończył uniwersytet, a Donald Trump wciąż był tylko gwiazdą telewizji i człowiekiem od nieruchomości". "Jedyny lider G20, który jest dłużej u władzy, to Władimir Putin, a porównanie ich dokonań ujawnia wiele mówiący kontrast. Za Putina Rosja straciła przyjaciół, została wciągnięta w wojny i ucierpiała w wyniku sankcji ekonomicznych. Z kolei za rządów Merkel niemiecki dobrobyt i wpływ polityczny ciągle rósł. W wielu istotnych kwestiach - Rosja, uchodźcy, euro - Niemcy stali się narodem nie do zastąpienia, a decyzje podejmowane w biurze kanclerz w Berlinie miały kluczowe znaczenie dla rozwoju wydarzeń" - dodał Rachman. "Jeśli - co wydaje się możliwe - koniec ery Merkel jest w zasięgu wzroku, to Europa znajdzie się w nowej i niebezpiecznej sytuacji" - ocenił. "Patrząc szerzej, po brexicie, wyborze Trumpa i rozwoju quasi-autorytarnych rządów w Polsce i na Węgrzech Merkel była fetowana jako najpotężniejsza obrończyni międzynarodowego liberalnego porządku, który nagle znalazł się pod bezprecedensową presją" - ocenił, przypominając m.in. decyzję o przyjęciu ponad miliona uchodźców z Bliskiego Wschodu. "Jeśli nawet Niemcy nie wyglądają solidnie i przewidywalnie, cała przyszłość europejskiego projektu może być w tarapatach" - uznał Rachman. "The Telegraph" ocenił, że załamanie się negocjacji koalicyjnych w Niemczech jest "największym kryzysem (w niemieckiej polityce) od 70 lat". W komentarzu redakcyjnym dziennikarze ocenili, że "osłabiona Merkel nie może skupić się na brexicie". Uznali, że jej "status jako najpotężniejszego polityka w Europie znacząco ucierpiał w ostatnich tygodniach, co pokazuje, że nawet niemiecka kanclerz nie jest odporna na wiatr zmiany na kontynencie". Gazeta wskazała, że "bez porozumienia koalicyjnego jedyne opcje dla Merkel to stworzenie mniejszościowego rządu - pierwszego w historii Niemiec, który jeszcze bardziej osłabiłby jej pozycję - lub przedterminowe wybory". "Wielka Brytania miała nadzieję, że Merkel będzie mogła skupić się na brexicie i pomoże w wypracowaniu wzajemnie korzystnego porozumienia, które unijni liderzy muszą uznawać za leżące w ich interesie, nawet jeśli brukselscy biurokraci tak na to nie patrzą. Teraz wygląda na to, że będzie przede wszystkim zajęta czymś innym - jeśli w ogóle przetrwa" - napisał "Telegraph". "Europejscy politycy, którzy byli zachwyceni problemami (brytyjskiej premier) Theresy May, gdy w czerwcu straciła większość parlamentarną, powinni wziąć pod uwagę, że udało jej się doprowadzić do porozumienia z (północnoirlandzką Demokratyczną Partią Unionistyczną) DUP względnie szybko i pozostać na urzędzie" - podkreślono.

"To jest moment niemieckiego Brexitu"

Gazety w USA zaznaczają, że kanclerz Angela Merkel znalazła się w najtrudniejszej politycznie sytuacji w swojej karierze.

Po zerwaniu rozmów koalicyjnych w Niemczech przez liberalną FDP "perspektywy naprawy UE oraz jej waluty stały się jeszcze bardziej odległe" - ocenia we wtorek na łamach "WSJ" Marcus Walker. W jego opinii "wzrastająca fragmentaryzacja europejskiej polityki dotarła do najważniejszego członka UE, powodując wątpliwości, czy Berlin jest gotowy do zmiany kształtu kontynentu". Jak zaznacza, fiasko rozmów między CDU/CSU, Zielonymi i FDP może martwić prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Dziennikarz przypomina, że Berlin już dotychczas był sceptyczny wobec jego planów dotyczących UE, a teraz będzie "jeszcze bardziej się od nich dystansował". Według dziennikarza konserwatywnego "WSJ" wzrost radykalnej prawicy oraz słabnięcie tradycyjnych partii, centrolewicy oraz konserwatystów, powoduje, że "znacznie trudniej utworzyć rząd w kraju, który przez dekady był jednym z najbardziej stabilnych politycznie w Europie". Do spadku popularności partii establishmentu doprowadziły jego zdaniem m.in. kryzys ekonomiczny, wzrost migracji oraz niezadowolenie z technokratycznych elit. W ocenie Walkera to, iż kwestia migracji była jedną z głównych przyczyn braku porozumienia między niemieckimi partiami, pokazuje, że "kryzys uchodźczy wciąż odbija się echem w niemieckiej i europejskiej polityce". Zmusza on - zaznacza Walker - centrowe partie do przyjęcia ostrzejszych poglądów na migrację", by ograniczyć "rośnięcie w siłę populistycznych prawicowych ugrupowań jak AfD". Jego zdaniem "daleko jest do powrotu do poprzedniej przewidywalnej polityki". Z kolei "WSJ" odnotowuje w artykule redakcyjnym, że problemy Merkel spowodowane są głównie traktowaniem przez kanclerz priorytetowo poszukiwania konsensusu, co "często nazywane było pragmatyzmem". Według dziennika nie okazało się to jednak praktyczne, gdyż "pozostawiło wyborców zmęczonych oraz zdezorientowanych nudną kampanią, tak że nie przyznali jej (Merkel) większości". We wrześniowych wyborach Niemcy zagłosowali - ocenia dziennik - za "większą polityczną rywalizacją". "Koalicja 'ledwie chętnych' jest złym sposobem na spełnienie tych oczekiwań" - zaznacza "WSJ". W analizie dla "Washington Post" Rick Noack ocenia, "jeszcze kilka miesięcy temu Merkel była najbardziej wpływowym europejskim politykiem", a niektórzy wskazywali na nią jako na "lidera świata zachodniego", podczas gdy obecnie "nie jest ona nawet najbardziej wpływową osobą w Niemczech".

Noack odnotowuje jednak, że Merkel wciąż ma kilka opcji, by pozostać na stanowisku, a jedną z nich jest utworzenie rządu mniejszościowego. Zaznacza, że "koalicja Jamajki" (CDU/CSU, Zieloni, FDP) i tak "nigdy nie wydawała się stabilną opcją, zważywszy na różnice między partami". O politycznych problemach Merkel informują również Melissa Eddy oraz Katrin Benhold na łamach "The New York Times". Według dziennikarek niemiecka kanclerz "zmierzyła się w poniedziałek z największym kryzysem w swojej karierze". Jak czytamy w "NYT", upadek rozmów koalicyjnych "wstrząsnął państwem, które jest politycznym i ekonomicznym stabilizatorem Europy". W obliczu negocjacji w sprawie brexitu, wzrostu radykalnie prawicowego populizmu oraz separatyzmu w Katalonii "niestabilność w zazwyczaj niezawodnych Niemczech powoduje dreszcze w Europie" - piszą Eddy i Benhold. "Wydarzyło się niemożliwe. To jest moment niemieckiego brexitu, to moment Trumpa" - cytuje "NYT" słowa Christiane Hoffman z magazynu "Der Spiegel". Zaznacza jednocześnie, że zdaniem niektórych ekspertów upadek rozmów to "jedynie znak, że państwo (niemieckie) staje się bardziej, a nie mniej, normalne". Od 1982 r. władze w Berlinie sprawowało jedynie czterech kanclerzy, którzy "rządzili centrowymi gabinetami" - przypominają autorki.

Autor: mart/adso / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: