Litwini będą mieli nowego prezydenta. Jeden z kandydatów postawiłby kraj w nowej sytuacji


W niedzielę odbywają się wybory prezydenckie na Litwie. Kto startuje w wyborach i kto jest ich faworytem? Czy Polacy na Litwie odgrywają w tych wyborach jakąkolwiek rolę? Na pytania tvn24.pl odpowiada Dominik Wilczewski, starszy analityk z Instytutu Europy Środkowej.

Jaka jest rola prezydenta w litewskim systemie politycznym?

Prezydent Litwy wybierany jest w wyborach powszechnych i do wyboru potrzebne jest poparcie ponad połowy głosujących. Daje to prezydentowi bardzo silny mandat społeczny. Ale Litwa nie jest republiką prezydencką, bo równolegle mamy rząd tworzony przez większość parlamentarną.

Tak naprawdę to właśnie w rękach rządu leży ciężar władzy jeśli chodzi o politykę wewnętrzną: podatki, ochrona zdrowia, polityka społeczna, bezpieczeństwo, czyli wszystko to, co dotyka zwykłego obywatela. Prezydent ma jednak prawo weta, może więc pewne pomysły rządu blokować. Ma również prawo głosu w procedurze powoływania rządu. Najwięcej kompetencji ma natomiast w polityce zagranicznej. Prezydent tak naprawdę ją kreuje i prowadzi, a MSZ powinien go w tym wspierać. Prezydent jest też pewnym symbolem państwowości, dlatego oczekuje się od niego, że będzie stać ponad podziałami partyjnymi. W wyborach prezydenckich na Litwie najczęściej wygrywali kandydaci bezpartyjni.

Jak można podsumować prezydenturę Dalii Grybauskaite?

Grybauskaitė pierwsze wybory w 2009 r. wygrała w dużej mierze dzięki temu, że była kandydatem spoza sceny politycznej. Była wówczas komisarzem europejskim w komisji José Barroso odpowiedzialnym za budżet. Jako ekonomistka była odbierana jako kompetentna w sprawach gospodarczych – a gdy wygrywała wybory, Litwa przechodziła kryzys ekonomiczny, więc liczono, że pomoże ona ustabilizować sytuację także pod tym względem. Los sprawił, że zwłaszcza w drugiej kadencji (2014–2019) Grybauskaitė stała się znana głównie jako ostra krytyczka polityki rosyjskiej. To był leitmotiv jej prezydentury, mimo że na początku próbowała nawet prowadzić dialog z Rosją, co bardzo szybko się skończyło. Jest odbierana jako twardy gracz polityczny, nielubiąca sprzeciwu, stawiająca na swoim. Nigdy nie przekroczyła swoich konstytucyjnych uprawnień, ale potrafiła być surowym recenzentem prac rządu, stawiała "do pionu" niektórych ministrów. Prowadziło to czasem do konfliktów, ale nigdy nie skutkowało głębszym kryzysem politycznym.

Dalia Grybauskaite objęła prezydenturę w 2009 rokuPAP/Radek Pietruszka

Kto startuje w wyborach i kto jest faworytem?

Kandydatów jest dziewięcioro, ale tylko troje liczy się tak naprawdę: obecny premier Saulius Skvernelis, którego popiera rządząca partia (Litewski Związek Rolników i Zielonych, przy czym sam Skvernelis nie ma legitymacji partyjnej), była minister finansów popierana przez opozycyjny Związek Ojczyzny Ingrida Šimonytė (podobna sytuacja – również nie jest członkiem partii) oraz niezależny ekonomista Gitanas Nausėda, przez wiele lat doradca zarządu dużego banku komercyjnego i uznany ekspert w sprawach gospodarczych. Wygląda na to, że do drugiej tury wejdą Šimonytė i Nausėda. I to ten drugi ma chyba większe szanse.

Opozycyjny Związek Ojczyzny, który popiera Šimonytė ma duży elektorat negatywny (to jest partia kojarzona z trudnościami transformacji gospodarczej lat 90.), a Nausėda próbuje apelować do różnych elektoratów: i do wielkomiejskiego, i małomiasteczkowego, i do wygranych, i przegranych transformacji. Unika ostrych, wyrazistych deklaracji. Ale nie można wykluczyć niespodzianki.

Czy cokolwiek może się diametralnie zmienić na Litwie po wyborach?

Największą zmianą byłoby zwycięstwo Skvernelisa, bo po raz pierwszy od ponad 20 lat mielibyśmy sytuację, w której prezydent i rząd wywodzą się z tej samej partii. To sprzyjałoby koncentracji władzy, rządzący mogliby próbować przeforsować rozwiązania, z którymi wcześniej się wstrzymywali np. zmiany w systemie sądownictwa (w imię walki z korupcją i nadużyciami) czy w zarządzaniu mediami publicznymi.

Z drugiej strony mają mało czasu, bo do kolejnych wyborów parlamentarnych zostało już tylko półtora roku. Jeśli Skvernelis przegra to prawdopodobnie odejdzie z funkcji premiera, możliwe są nawet przyspieszone wybory. Te może wygrać Związek Ojczyzny.

W przypadku wygranej Šimonytė, Litwę czekałaby trudna kohabitacja z rządem Rolników i Zielonych. Nausėda jest opcją dużo korzystniejszą dla rządzącej partii, bo nie ma silnego zaplecza politycznego. Nie będzie raczej otwierać frontów walki z rządem.

W polityce zagranicznej zmieni się niewiele. Šimonytė to w sumie kontynuacja linii Grybauskaitė. Nausėda może próbować lekkiego ocieplenia w stosunkach z Rosją, ale bez zmiany priorytetów (utrzymanie sankcji itp.). Podobnie Skvernelis, który równocześnie chciałby wzmocnić relacje dwustronne z USA i Izraelem.

Czy Polacy na Litwie odgrywają w tych wyborach jakąkolwiek rolę?

Jednym z kandydatów na prezydenta jest Waldemar Tomaszewski, lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie-Związku Chrześcijańskich Rodzin. Jego udział w wyborach jest raczej czysto symboliczny. Bardziej jest to próba przypomnienia o sobie i mobilizacji wyborców, tym bardziej, że dwa tygodnie później Tomaszewski będzie walczyć o reelekcję do Parlamentu Europejskiego. Pytanie, czy inni kandydaci zabiegają o poparcie polskiego elektoratu? Nieszczególnie, chociaż niemal wszyscy faworyci deklarują, że priorytetowo traktują partnerstwo z Polską. Ale to niekoniecznie oznacza ustępstwa na rzecz postulatów polskiej mniejszości. W kampanii wyborczej Skvernelis i Šimonytė deklarowali, że mogliby się zgodzić na oryginalną pisownię polskich nazwisk w dokumentach (to jeden z postulatów Polaków), Nausėda ma tu dużo bardziej sztywne stanowisko. Ale to nie prezydent o tym decyduje. Do tego potrzebna jest zmiana ustawy, którą może uchwalić tylko parlament, a ten na razie do tego się nie pali. Na rozwiązanie tych problemów zapewne trzeba będzie jeszcze poczekać i wybory prezydenckie niewiele tu zmienią.

Autor: Maciej Tomaszewski / Źródło: tvn24.pl