Wolne Bengazi "żyje w paranoi". Chaos i samosądy

Aktualizacja:

Prowizoryczne blokady ustawiane nocą na ulicach Bengazi. Młodzi uzbrojeni ludzie zatrzymujący samochody i wywlekający "szpiegów reżimu". Brutalne przesłuchania i samosądy. - Nie tak miało wyglądać wolne Bengazi - pisze reporter "Daily Telegraph". Jeden z wykształconych na Zachodzie członków rządu rebelii przyznaje, "ten proces był i jest bardzo chaotyczny".

Libijska opozycja przyznaje, że "dziesiątki zwolenników Kaddafiego" w Bengazi zostały aresztowane bądź zabite. W mieście nie tak dawno ogarniętym paniką, gdy na rogatkach stały czołgi reżimu, po interwencji Zachodu nastroje zmieniły się diametralnie.

Mieszkańcy zaczęli samorzutne polowanie na "uśpionych agentów Kaddafiego", których mają być rzekomo w mieście tysiące.

Polowanie na czarownice

Z doniesień niektórych zachodnich korespondentów przebija rozczarowanie opozycją, tym, jak rządzi, a właściwie nie rządzi na zajętych terenach.

- Po zrzuceniu kajdanów reżimu, młodzi Libijczycy sami wprowadzili brutalną "sprawiedliwość". Domniemani przeciwnicy rebelii są masowo zatrzymywani. Całe miasto żyje w paranoi, że zostało zinfiltrowane przez piątą kolumnę Kaddafiego - pisze reporter "Daily Telegraph"

Walka z "szpiegami" często przyjmuje formę samosądów, czy wręcz rabunków. Na oczach korespondenta młodzi ludzie zatrzymali samochód przy prowizorycznej blokadzie. - Kierowcy nie dano szansy na obronę. Wbito mu nóż w gardło. Trzech mężczyzn i kobieta zostali wyciągnięci z samochodu i siłą zaprowadzeni do pobliskiego meczetu - relacjonuje dziennikarz. - Kobietę tak długo policzkowano, aż przyznała się, że zamierzała zaatakować świątynie - powiedział muezzin z meczetu, Basim Mohamed.

W zatrzymanym samochodzie znaleziono AK-47 i 10 magazynków. Nie jest jasne, dlaczego w mieście, w którym dowolnie rabowano magazyny wojskowe i nie istnieje policja, kałasznikow w bagażniku miał być czymś niezwykłym.

Dookoła świątyni, w której przesłuchiwano zatrzymanych, na wieść o zatrzymaniu "morderców Kaddafiego" zgromadził się wściekły tłum. Ludzie rozeszli się dopiero, gdy na miejsce przybyli rebelianci i zabrali domniemanych zwolenników rządu w nieznanym kierunku.

Miasto strachu

Codzienność w Bengazi zdaniem reportera "DT" nie odbiega od opisanego przypadku. Ludzie żyją w strachu. Każdej nocy samorzutni stróże porządku tworzą blokady na drogach i zgodnie z swoim widzimisię kontrolują samochody.

Wielu mieszkańców miasta boi się jeździć po zmroku. - Jeśli nie znasz nikogo na blokadzie, jesteś z innej części miasta, a masz dobry samochód, to natychmiast zostaniesz uznany za złodzieja albo szpiega - powiedział reporterowi mieszkaniec miasta. - Jeśli zawahasz się, albo okażesz strach, od razu stajesz się podejrzany - dodaje.

Jak twierdzi "DT", większość obcokrajowców, którzy pracowali w Bengazi, uciekła dawno temu z obawy o posądzenie bycia najemnikiem Kaddafiego.

Chaos wojny domowej

Władze rebelii, z którymi kontaktują się państwa Europy i USA, to w większości ludzie wykształceni poza Libią na zachodnich uniwersytetach. Często odwołują się do idei wolności i demokracji, które są chętnie podchwytywane za granicą. Faktycznie mają jednak małą kontrolę nad tysiącami bojówkarzy, którzy teoretycznie im podlegają.

- Nasze wyszkolone i zorganizowane siły to około 1000 ludzi - mówi Ali Tarhouni, nowy mianowany minister finansów w rządzie opozycji. Polityk jest typowym członkiem władz rebelii, wykształcony na Zachodzie, do połowy lutego wykładał ekonomię w USA. Wcześniej przez 35 lat przebywał na emigracji, po ucieczce z kraju po próbach domagania się swobód demokratycznych w latach 70-tych. Teraz stara się nadać jakiś kierunek i organizację powstaniu przeciw Kaddafiemu.

- Ten proces był i jest bardzo chaotyczny - mówi Tarhouni, który jako jeden z niewielu przywódców rebelii, według "New York Times", ma odwagę mówić o słabościach opozycji.

Według Libijczyka, bezpośrednio po wybuchu powstania, na wschodzie Libii panowała "kompletna próżnia władzy", która w pewnym stopniu nadal się utrzymuje. - Posprzątamy tutaj. Obiecuję - mówi Tarhouni.

Minister wyjaśnił też, że władze opozycji nie obawiają się braku funduszy. Do Bengazi ma trafić 1,4 miliarda dinarów (około 1,1 miliardów dolarów), które na zamówienie władz Kaddafiego drukowano w Wielkiej Brytanii. Nie zostały jednak jeszcze dostarczone.

Źródło: telegraph.co.uk, nytimes.com