Wielka Brytania w klinczu

Aktualizacja:

To już pewne - Wielka Brytania będzie miała tzw. zawieszony parlament (ang. hung parliament). Nie ma już szans na to, by jedna z brytyjskich partii uzyskała absolutną większość w Izbie Gmin. Po obsadzeniu 659 miejsc w parlamencie, 306 przypadło Partii Konserwatywnej, 258 laburzystom, a 57 liberałom.

Na ostateczne wyniki wyborów trzeba będzie jeszcze poczekać.

Jednak wyniki exit polls z czwartku wieczorem mówiły, że Partia Konserwatywna Davida Camerona może liczyć na 305 miejsc w Izbie Gmin, a Partia Pracy premiera Gordona Browna na 255.

Liberalni Demokraci Nicka Clegga - trzecia siła w parlamencie - mogliby liczyć według nich na 61 miejsc, a pozostałe partie na 29. Do bezwzględnej większości - według tych szacunków - brakuje torysom 21 mandatów.

Badania exit polls sporządzono na podstawie danych sprzed 130 lokali wyborczych, po przepytaniu ponad 20 tysięcy głosujących. Agencja Reutera podkreśla, że exit polls z trzech ostatnich wyborów na Wyspach Brytyjskich trafnie przewidziały realny podział miejsc w parlamencie

CZYTAJ RAPORT: WIELKA BRYTANIA WYBIERA

Co dalej?

Teraz - mimo iż nie ma pełnych danych - wiadomo, że będzie to tzw. hung parliament. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w Wielkiej Brytanii w 1974 roku.

Co dzieje się w przypadku kiedy powstaje tzw. hung parliament? Zdobycie przez Partię Konserwatywną największej ilości głosów nie oznacza, że automatycznie przejmie ona misję stworzenia rządu. Tak dzieje się w przypadku zdobycia absolutnej większości.

Przy władzy może pozostać obecny rząd jako rząd tymczasowy aż do czasu kiedy zostanie ustalone, kto stworzy nowy gabinet. Jak informuje agencja Reutera, tradycja mówi, że pierwsza próba uformowania nowego rządu należy do obecnie rządzących – w tym przypadku laburzystów.

Opinie polityków

BBC cytuje lorda Mandelsona, uważanego za prawą rękę Browna: - W sytuacji zawieszonego parlamentu, pierwszej próby utworzenia rządu podejmuje się nie partia z największą liczbą mandatów, lecz urzędujący gabinet - mówi.

- Jeśli żadna z partii nie ma bezwzględnej większości w parlamencie, to żadna partia nie ma moralnego prawa do monopolu władzy - ocenia z kolei czołowy laburzystowski polityk David Miliband.

Po to, by Gordon Brown mógł przestać być premierem, musi formalnie uznać swoją porażkę i podać się do dymisji torując drogę innemu politykowi. Sam decyduje o tym, czy ustąpi i kiedy. Wcześniej Brown mówił tylko tyle, że bierze na siebie odpowiedzialność za wynik wyborczy Partii Pracy.

Wyzwania nowego rządu

Nowy rząd stanie przed wieloma wyzwaniami. Będzie musiał zmierzyć się z rekordowym deficytem budżetowym (163 mld funtów). Poza tym spotka się z żądaniem reform politycznych po skandalu z wydatkami posłów w Izbie Gmin.

Z kolei rynki finansowe, wychodzące z największej recesji od czasów II wojny światowej, obawiają się politycznego pata i paraliżu z powodu równomiernego rozdziału mandatów.

Źródło: Reuters, bbc.co.uk, PAP