"Wykazywał nadmierną ciekawość, ale koledzy znali go długo". Media o domniemanym agencie


Rosjanin Oleg Smolenkow, który według mediów mógł być agentem amerykańskich służb wywiadowczych, pracował na Kremlu i mógł znacząco zaszkodzić bezpieczeństwu Rosji - ocenia rosyjski dziennik "Wiedomosti". Chodzi o współpracę Smolenkowa z Jurijem Uszakowem, obecnym doradcą prezydenta Władimira Putina do spraw zagranicznych. Wcześniej amerykańskie media ujawniły, że USA w 2017 roku ewakuowały z Rosji jednego ze swoich agentów, mającego dostęp do najwyższych szczebli Kremla. Dziennik "Kommiersant" podał, że mogło chodzić o Smolenkowa.

"Wiedomosti", powołując się na źródło zbliżone do służb specjalnych, pisze, że Oleg Smolenkow współpracował z Jurijem Uszakowem, obecnym doradcą prezydenta Władimira Putina do spraw polityki zagranicznej. "Gdy Smolenkow pracował w ambasadzie Rosji w USA, Uszakow był tam ambasadorem. Przez pięć lat Smolenkow był także głównym radcą w kancelarii Uszakowa. Na tym stanowisku miał dostęp do wrażliwych informacji, w tym pochodzących od służb specjalnych" - mówił rozmówca "Wiedomosti".

Inne źródło z rosyjskich struktur siłowych zastrzegło, że ani w ambasadzie Rosji w USA, ani też w kremlowskim wydziale do spraw polityki zagranicznej Smolenkow nie był dopuszczony do informacji tajnych. Stanowisko przez niego zajmowane należało bowiem do kategorii "radców-asystentów". Niemniej, wykorzystując możliwości służbowe mógł z rozmów z kolegami uzyskiwać informacje interesujące wywiad amerykański.

"Człowiek, umiejący wzbudzać sympatię"

Źródło "Wiedomosti" opisuje Smolenkowa jako człowieka umiejącego wzbudzać sympatię i chwalonego w miejscu pracy - w tym przez samego Uszakowa. Jak dodało źródło, zdarzało się, że Smolenkow "wykazywał nadmierną ciekawość, nie przypominającą zwykłego zainteresowania, ale koledzy znali go długo i mogli być dość otwarci w rozmowach z nim".

"Wiedomosti" zauważają, że nawet gdy w 2017 roku Smolenkow nie wrócił z urlopu w Czarnogórze oraz odłączył swój telefon komórkowy i pocztę elektroniczną, znajomi nie sądzili, że mógł być agentem CIA. Uważali, że padł ofiarą nieszczęśliwego wypadku. Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej i Służba Wywiadu Zagranicznego (SWR) ustaliły - według rozmówców gazety - że Smolenkow znajduje się w Waszyngtonie, gdzie mieszka do dziś korzystając z ochrony służb amerykańskich.

Źródło dziennika utrzymuje, że to właśnie wypowiedzi Smolenkowa były potwierdzeniem hipotezy CIA o domniemanej ingerencji Rosji w wybory w USA.

"Nie dysponował on żadnymi informacjami, ale wywiadowi amerykańskiemu potrzebne były nie jego słowa, a on sam - urzędnik administracji prezydenta Rosji współpracujący z CIA i mówiący to, co oni tak pragną usłyszeć" - oświadczyło źródło "Wiedomosti".

Opuszczony dom w Wirginii

W środę rosyjska sekcja Radia Swoboda podała, że "domniemany informator CIA w administracji Władimira Putina Oleg Smolenkow opuścił swój dom w Wirginii po opublikowaniu w amerykańskich mediach doniesień o jego ewakuacji z Rosji przez amerykańskie służby".

"Nasz korespondent przyjechał do domu w hrabstwie Stafford, który - według rejestru publicznego - należy do rodziny Smolenkowów. Nikt nie odpowiedział na dzwonek, drzwi były szczelnie zamknięte" - relacjonuje Radio Swoboda. Jeden z sąsiadów miał potwierdzić rozgłośni, że w domu od roku mieszkała rosyjska rodzina.

Ewakuacja agenta

Media amerykańskie poinformowały w ostatnich dniach, że USA w 2017 roku ewakuowały z Rosji jednego ze swoich agentów, mającego dostęp do najwyższych szczebli Kremla.

Dziennik "Kommiersant" podał w poniedziałek, że mogło chodzić o Olega Smolenkowa, współpracownika Uszakowa z czasów, gdy był on ambasadorem Rosji w Waszyngtonie. Funkcję tę Uszakow pełnił przez 10 lat - od grudnia 1998 roku do końca maja 2008 roku. Doradcą Putina do spraw polityki zagranicznej został w maju 2012 roku.

Doniesienia mediów o rosyjskim urzędniku, który miał być zwerbowany przez CIA, a następnie wywieziony do USA po ujawnieniu informacji o ingerencji Kremla w amerykańskie wybory prezydenckie w 2016 roku, zakwestionowała administracja prezydenta Donalda Trumpa.

Sekretarz stanu USA Mike Pompeo, rzecznik Białego Domu Hogan Gidley, a także przedstawiciele CIA zakwestionowali doniesienia telewizji CNN, dziennika "New York Times" i innych mediów na temat rosyjskiego urzędnika, który przez kilka lat dostarczał informacje amerykańskim władzom, zanim został nagle wycofany z Rosji.

- Wystarczy powiedzieć, że doniesienia na ten temat są błędne - oświadczył we wtorek Pompeo, nie precyzując dokładnie, jakie informacje kwestionuje. Pompeo piastował stanowisko szefa CIA, kiedy szpieg miał zostać sprowadzony do Stanów Zjednoczonych - wskazuje agencja Associated Press.

Oświadczenie CIA

W swoim oświadczeniu CIA wyszczególniła stację CNN, kwestionując jej doniesienia na temat przyczyn wywiezienia agenta. CNN podała, powołując się na anonimowe źródło, że agent został wycofany częściowo z powodu obaw o niewłaściwe obchodzenie się z informacjami niejawnymi przez administrację Trumpa i możliwość zdemaskowania Rosjanina.

- Narracja CNN na temat tego, że Centralna Agencja Wywiadowcza podejmuje decyzje o życiu i śmierci w oparciu o cokolwiek innego niż obiektywna analiza (...), jest po prostu nieprawdziwa - powiedziała przedstawicielka CIA Brittany Bramell. - Błędne spekulacje, że postępowanie prezydenta z najbardziej wrażliwym wywiadem naszego kraju, do którego ma on dostęp każdego dnia, doprowadziło do domniemanej operacji wywiezienia (agenta), jest niedokładne - dodała.

Krytyka Białego Domu

Rzecznik Białego Domu Gidley w swojej wypowiedzi również nawiązał do doniesień CNN, nazywając je "błędnymi". Ostro skrytykował też telewizję NBC za podanie informacji o domniemanym miejscu zamieszkania agenta.

Według niego "wyjątkowo rażąca jest hipokryzja mediów, które usiłują przekazać, że prezydent naraża życie (ludzi) tym, w jaki sposób obchodzi się z poufnymi czy niepoufnymi informacjami" - powiedział Gidlay w telewizji Fox News. "Podczas gdy (media) same - jak zastrzegł - idą do domu tej osoby z kamerą wideo, ujawniając, gdzie mieszka, i (ujawniając) potencjalnie jej tożsamość i tożsamość rodziny". Rzecznik Białego Domu dodał, że tego rodzaju doniesienia są "niebezpieczne i zagrażają życiu".

Nieujawniona misja

We wtorek amerykański dziennik "New York Times" poinformował, że w nieujawnionej dotychczas misji z 2017 roku USA ewakuowały z Rosji jednego ze swych agentów. Według telewizji CNN, która jako pierwsza poinformowała o sprawie w poniedziałek, powodem była obawa o bezpieczeństwo jednego z najważniejszych źródeł CIA, mającego dostęp do najwyższych szczebli Kremla.

Jak pisze "NYT", CIA tego "urzędnika średniego szczebla" zwerbowała i starannie wyszkoliła "dekady temu"; następnie "szybko zaczął się on piąć po szczeblach kariery" w rosyjskich władzach. Ostatecznie "wieloletnie źródło znalazło się na wpływowym stanowisku z dostępem do najwyższych szczebli Kremla" - czytamy w nowojorskim dzienniku.

Gdy Amerykanie - jak pisze gazeta - zaczęli orientować się, że Rosjanie usiłowali wpływać na wybory prezydenckie w 2016 roku, "informator stał się jednym z najważniejszych i ściśle chronionych aktywów CIA". "Ale gdy służby wywiadowcze ujawniły wagę rosyjskiej ingerencji w wybory, podając nietypowe szczegóły", sprawą zaczęły zajmować się media" - czytamy w "NYT".

"Koniec kariery agenta"

Według dziennika CIA z obawy o bezpieczeństwo swojego agenta pod koniec 2016 roku - jeszcze za administracji Baracka Obamy - zaoferowała mu ewakuację z Rosji, jednak początkowo informator odmówił wyjazdu ze względów rodzinnych, co "wywołało konsternację w siedzibie CIA" i wątpliwości co do wiarygodności agenta. Pojawiły się także obawy, czy źródło nie pracuje jako podwójny agent.

Kilka miesięcy później, po kolejnych publikacjach medialnych, CIA ponownie zaproponowała informatorowi wycofanie z Rosji, na co ten wówczas przystał - pisze "NYT". Gazeta podkreśla, że był to "koniec kariery jednego z najważniejszych źródeł CIA".

Komunikat Kremla

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow potwierdził we wtorek, że Oleg Smolenkow, który według dziennika "Kommiersant" mógł być agentem USA, pracował do 2017 roku w administracji prezydenta Władimira Putina. Pieskow zastrzegł, że "nie może powiedzieć", czy Smolenkow "był agentem, czy też nie". Potwierdził natomiast, że "był taki pracownik administracji i ostatecznie został zwolniony" na mocy wewnętrznego rozporządzenia.

Pieskow podkreślił również, że stanowisko, które zajmował Smolenkow, "nie odnosi się do kategorii wyższych osób urzędowych" i "w ogóle nie przewiduje kontaktów z prezydentem".

Autor: tas\mtom / Źródło: PAP, Radio Swoboda