USA ujawniają tajemnicę izraelskiej broni jądrowej


Kilkadziesiąt odtajnionych dokumentów z archiwów amerykańskiego wywiadu rzuca światło na jedną z największych zagadek izraelskiego programu jądrowego. Skąd Państwo Żydowskie zdobyło uran niezbędny do rozpoczęcia prac nad bombami? Okazuje się, że źródłem tajnych dostaw była Argentyna.

Ujawnione dokumenty pochodzą z lat 60-tych, kiedy miały miejsce kluczowe zdarzenia dla izraelskiego programu broni jądrowej. To wtedy zbudowano reaktor i ośrodek badań w Dimonie, oraz najprawdopodobniej rozpoczęto prace nad pierwszymi bombami. Do dzisiaj niewiele na ten temat wiadomo, bowiem Izrael szczegóły swojego programu zbrojeń atomowych utrzymuje w tajemnicy.

Problem z Francuzami

Izraelczycy mieli zdecydować o pozyskaniu broni jądrowej na początku istnienia swojego państwa, pod koniec lat 40-tych. Postrzegano ją jako ostateczne zabezpieczenie przed tym, aby "nigdy więcej nie stać się owcami prowadzonymi na rzeź". Początkowo cały program jądrowy oparł się na ściąganych ze świata żydowskich naukowcach oraz wydatnemu wsparciu Francji.

Paryż pod koniec lat 50-tych zgodził się dostarczyć Izraelczykom reaktor i wyposażenie niezbędne do przeważania uranu, które zdecydowano zainstalować na Pustyni Negew, niedaleko miasteczka Dimona. Formalnie wszystko budowano na potrzeby cywilne. Wiadomo jednak, że szereg państw zachodnich, w tym USA, Wielka Brytania i Francja, wiedziały o potencjale militarnym Dimony i podejrzewała jakie są prawdziwe intencje Izraela.

Izraelczycy stanęli przed poważnym wyzwaniem w 1963 roku, kiedy do władzy we Francji doszedł Charles de Gaulle, który ograniczył współpracę i zażądał poddania izraelskiego programu jądrowego kontrolom. Francuzi znacząco ograniczyli między innymi dostawy paliwa do reaktora, który był już na ukończeniu. Izrael musiał poszukać nowego źródła.

Rozwiązana zagadka

To, skąd Izraelczycy ostatecznie zdobyli niezbędne im materiały, pozostawało jedną z największych tajemnic ich programu jądrowego. Wyjaśniają to ujawnione dokumenty wywiadu USA, który przez całe lata 60-te uporczywie starał się przebić zasłonę tajemnicy i zdobyć informacje o działaniach Izraelczyków.

W połowie 1964 roku CIA i Departament Stanu miały otrzymać informacje, że Argentyna sprzedała Izraelowi od 80 do 100 ton tak zwanego "yellowcake", czyli przetworzonej rudy uranu, idealnie nadającej się do produkcji paliwa do reaktorów, a później plutonu do broni jądrowej. Pierwsza dowiedziała się o tym Kanada z nieujawnionych do dzisiaj źródeł. Informacja ostatecznie przez Londyn dotarła do Waszyngtonu.

Jeden z brytyjskich dyplomatów rozmawiających z Amerykanami miał stwierdzić, że "Izrael ma teraz praktycznie nieograniczony zapas uranu, pozbawiony wszelkiego nadzoru". Oszacowano, że dzięki dostawom z Argentyny Izraelczycy mogą wyprodukować pluton wystarczający do skonstruowania bomby w ciągu 18-20 miesięcy.

Doniesienia Kanadyjczyków udało się potwierdzić ambasadzie USA w Buenos Aires. Okazało się, że Izrael zawarł umowę na dostawy "yellowcake" jeszcze w 1963 roku, niedługo po pojawieniu się problemów z Francuzami. Amerykanie podnieśli tą sprawę na "spotkaniu wysokiego szczebla" z argentyńskimi oficjelami. Przedstawiciele Waszyngtonu byli nie tyle niezadowoleni z dostaw, ale z braku możliwości ich nadzorowania i sprawdzenia, czy uran rzeczywiście posłuży do celów cywilnych. Argentyńczycy mieli rozłożyć ręce i odeprzeć, że teraz już nic nie da się zrobić. Indagowani Izraelczycy mieli unikać jasnej odpowiedzi.

Ukryte mocarstwo atomowe

Transport przetworzonej rudy uranu z Argentyny miał pozwolić na rozpoczęcie prac nad izraelskimi bombami atomowymi. Kolejna, jeszcze większa porcja "yellowcake" miała zostać pozyskana pod koniec lat 60-tych przez Mossad w ramach tajemniczej operacji "Plumbat". 200 ton cennej przetworzonej rudy zostało dostarczonych przy pomocy belgijskiej firmy, która wysłała ją na fałszywy rejs z Antwerpii do Genui. Po drodze na otwartym morzu beczki z "yellowcake" zostały potajemnie przeładowane na izraelski statek.

Tym sposobem Izraelczycy zupełnie niezależnie od mocarstw rozkręcili swój program jądrowy. Przysporzyli też bólu głowy Amerykanom, którzy starali się mieć weń wgląd i utrzymać pewną kontrolę. Między innymi z tego powodu później starali się nakłonić Tel-Awiw do przystąpienia do układu NPT, czyli o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej, co zmusiłoby Izraelczyków do większej przejrzystości.

Izrael oparł się jednak wszystkim staraniom i utrzymuje swój potencjał jądrowy w tajemnicy. Ujawnia przy tym tylko tyle, ile jest konieczne do odstraszania potencjalnych agresorów. Na podstawie niepełnych informacji i przecieków izraelski potencjał szacuje się na około 200 głowic. Izrael daje do zrozumienia, że mają one posłużyć tylko do obrony.

Autor: mk//kdj / Źródło: Foreign Policy