UE: federacja równych czy koncert mocarstw?

Aktualizacja:
 
Jaka przyszłość czeka Unię?European Parliament

Kolejny raz toczy się debata o przyszłości Unii Europejskiej. Pytanie, w którą stronę Europa podąży: głębszej integracji czy może powrotu do koncertu mocarstw?

Potrzeba reform Unii Europejskiej nie pojawiła się nagle. Już podczas zawierania Traktatu z Amsterdamu w 1997 r. jego sygnatariusze mieli świadomość, że Unia Europejska nie nadąża za zmianami wewnętrznych i zewnętrznych uwarunkowań procesu integracji. Po Traktacie nadal toczyła się debata nad przyszłością Unii i nad nowymi wyzwaniami, którym musiała ona sprostać. Kolejne traktaty nie spowodowały jej wyciszenia. Ta dyskusja nadal się toczy.

– Europa nie jest monolitem. W odróżnieniu od USA nie jest zbiorowiskiem imigrantów, lecz konglomeratem narodów o różnych i głęboko zakorzenionych tradycjach. Nie ma narodu europejskiego. Zapisana w traktatach solidarność unijna nie ma zatem podstawy politycznej w postaci gotowości obywateli Unii do ponoszenia jej kosztów. Gotowość Hiszpanów do finansowego wsparcia demokracji na Ukrainie jest mniej więcej taka, jak gotowość Polaków do ponoszenia kosztów demokratyzacji Maroka, czyli prawie zerowa – uważa dr Przemysław Żurawski vel Grajewski, europeista z Uniwersytetu Łódzkiego.

Europa nie jest monolitem. W odróżnieniu od USA nie jest zbiorowiskiem imigrantów, lecz konglomeratem narodów o różnych i głęboko zakorzenionych tradycjach. Nie ma narodu europejskiego. Zapisana w traktatach solidarność unijna nie ma zatem, podstawy politycznej w postaci gotowości obywateli Unii do ponoszenia jej kosztów. Gotowość Hiszpanów do finansowego wsparcia demokracji na Ukrainie jest mniej więcej taka, jak gotowość Polaków do ponoszenia kosztów demokratyzacji Maroka, czyli prawie zerowa. dr Przemysław Żurawski vel Grajewski, europeista z Uniwersytetu Łódzkiego

Jak podkreśla Piotr Kaczyński z brukselskiego think tanku Centre for European Policy Studies, wzmocnienie Unii może się odbyć tylko za pomocą zmian w traktatach UE. - Skoro kryzys finansowy można skalą porównać do zawieruchy wojennej, to w takich momentach nie wprowadza się rewolucyjnych zmian. Gdyby uruchomić zmiany traktatowe teraz, powstałoby kolejne źródło problemów, a te obecnie występujące nadal pozostałyby nierozwiązane – podkreśla Kaczyński.

Innego zdania jest dr Robert Grzeszczak, specjalista prawa europejskiego z UW: - Kryzys jest niewątpliwie dźwignią do reform. Jego przeczekanie byłoby najgorszym z możliwych scenariuszy – komentuje. Jak twierdzi Grzeszczak, skoro pojawił się kryzys, to znaczy, że trzeba coś naprawić, być może trzeba będzie nawet zmienić traktaty, pytanie tylko, jak szybko się to stanie. Nie będą to ogólne zmiany, raczej będzie to dotyczyło braków, jakie się pojawiły.

Jego zdaniem, przyszłość to silny rząd unijny – z zaznaczeniem, że to odległa przyszłość. – System parlamentarny po traktacie z Lizbony działa dobrze. Zmianom musi ulec natomiast stosunek Rady i Komisji. Komisja jest zbyt słaba i ma niewidocznego szefa, a kompetencje ogromne, to powinno się zmienić – mówi Grzeszczak.

Traktat z Nicei – szansa na rozszerzenie

W 2001 roku kraje Unii podpisały Traktat z Nicei, który wszedł w życie po dwóch latach. – Najprościej mówiąc, system nicejski został zbudowany, żeby umożliwić dalszą integrację Europy. Pierwotnie instytucje wspólnot były tworzone dla sześciu państw. Potem ich liczba rosła, aż na przełomie wieków przed Unią pojawiła się perspektywa zrzeszenia 27 krajów. Kilka lat przed planowanym przyjęciem nowych państw potrzebne były więc zmiany, które to umożliwią – podkreśla Żurawski. Prace koncentrowały się wokół kilku istotnych problemów natury instytucjonalnej. Przede wszystkim podziału głosów w Radzie Unii Europejskiej. Ponadto, kwestiami do rozstrzygnięcia były: liczba członków Komisji Europejskiej, liczba deputowanych do Parlamentu Europejskiego oraz tzw. procedura ściślejszej współpracy, pozwalająca na głębszą integrację między wybranymi państwami członkowskimi UE.

Najważniejsze postanowienia:

Dokonano reformy Komisji Europejskiej – liczba komisarzy w 2005 r. została ograniczona do jednego z każdego kraju. Uzgodniono również, że przewodniczący Komisji będzie wybierany w drodze głosowania większością kwalifikowaną w Radzie UE (a nie w drodze nieformalnych konsultacji i ustaleń szefów rządów i państw).

Zreformowano system ważenia głosów w Radzie przy głosowaniu kwalifikowaną większością głosów, rozszerzono również zakres podejmowania decyzji kwalifikowaną większością głosów w Radzie UE.

Dokonano pewnych zmian w składzie Parlamentu Europejskiego, ustalając liczbę deputowanych na 732 a po rozszerzeniu UE w latach 2004-2007 na 785.

Lizbona – droga do "koncertu mocarstw"

Osiągnięty w Nicei wynik nie zadowalał jednak mocarstw rdzenia UE – Francji i Niemiec. Obawiały się one osłabienia swej pozycji politycznej w wyniku włączenia do gry wewnątrzunijnej 12 nowych krajów. "Stara" Unia liczyła 15 państw, a nowa miała liczyć 27. Berlin i Paryż rozumiały zaś, że w ramach tych samych reguł 2:15 nie równa się 2:27. Stąd ich wysiłek na rzecz zmiany systemu i oparcia go na dającym im przewagę przeliczniku demograficznym (taka siła głosu, jaka liczba ludności).

- Jeśli traktat z 2001 roku umożliwiał głębszą integrację, to traktat Lizboński ułatwiał podejmowanie decyzji, ale kosztem ich politycznej legitymacji – uważa Żurawski. Traktat z Lizbony nie jest samodzielnym dokumentem, lecz zbiorem poprawek i uzupełnień do już istniejących traktatów o Unii Europejskiej i o jej funkcjonowaniu, czyli podstawy prawnej UE. Nową reformę UE zapowiedziano już deklaracji o przyszłości Unii dołączonej do Traktatu z Nicei w 2000 roku. Wyznaczono w niej drogę do Konwentu Europejskiego i zaproponowanej przezeń Konstytucji UE. Po jej odrzuceniu w referendach we Francji i Holandii przywódcy 27 państw członkowskich przyjęli Traktat z Lizbony na szczycie w stolicy Portugalii 18-19 października 2007. Podpisany 13 grudnia 2007 traktat wszedł w życie 1 grudnia 2009 roku.

Zdaniem niektórych, Traktat ogranicza suwerenność państw narodowych, wprowadza bowiem zapis mówiący o tym, że liczba komisarzy będzie równa dwóm trzecim liczby państw członkowskich. Przez to Polska traci prawo do permanentnego posiadania własnego komisarza w KE. Zdaniem niektórych ekspertów, traktat wprowadza system głosowania faworyzujący państwa UE największe i najmniejsze.

Najważniejsze postanowienia:

Połączenie Unii i Wspólnoty Europejskiej w jedną organizację, czyli Unię Europejską posiadającą osobowość prawną

Wprowadzenie klauzuli pozwalającej na wystąpienie z Unii każdemu państwu członkowskiemu.

Wprowadzenie stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej z 2,5-roczną kadencją

Wprowadzenie unijnego Wysokiego przedstawiciela Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa tzw. "w podwójnym kapeluszu" – tzn. łączącego dawne funkcje Wysokiego przedstawiciela UE ds. Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa oraz komisarza ds. stosunków zewnętrznych

Zmniejszenie do 18 członków Komisji Europejskiej (od 2014 roku)

Zniesienie prawa weta pojedynczych państw w ponad 40 sprawach. Weto utrzymano w tak zasadniczych kwestiach jak zmiany w traktatach, poszerzenie Wspólnoty, polityka zagraniczna i obronna, zabezpieczenie socjalne, podatki i kultura.

Maksymalnie 750 członków Parlamentu Europejskiego (poprzednio 785)

W rezultacie osłabiono pozycję polityczną instytucji wspólnotowych, a wzmocniono wpływy wielkich mocarstw. Jednego silnego urzędnika wspólnotowego – przewodniczącego Komisji Europejskiej, zastąpiono trzema słabymi – przewodniczącym KE, wysokim przedstawicielem ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa i przewodniczącym Rady Europejskiej, na dwa ostatnie stanowiska mianując osoby bez własnego zaplecza politycznego (Catherine Ashton i Hermana van Rompuya), zredukowano znaczenie prezydencji rotacyjnej wzmocniono wagę głosów mocarstw w Radzie UE i złamano ważną dla mniejszych państw zasadę: "jeden kraj - jeden komisarz".

Co proponuje Sikorski?

Radosław Sikorski, szef polskiego MSZ, zaproponował w poniedziałek m.in. zmniejszenie i wzmocnienie KE, ogólnoeuropejską listę kandydatów do europarlamentu, połączenie stanowisk szefa KE i prezydenta UE. Wyjaśniał, że bliższa współpraca w ramach UE ma być odpowiedzią na kryzys. Bardzo mocny apel o obronę strefy euro skierował do Niemiec, jako największej gospodarki UE. Zdaniem komentatorów Radosław Sikorski pokazał się jako zwolennik Europy federalnej. Według części ekonomistów, zmiany traktatowe nie są konieczne do wprowadzenia części zmian proponowanych przez Sikorskiego. Kolejna reforma dotyczyłaby połączenia urzędu szefa Komisji Europejskiej (Portugalczyk, José Manuel Barroso) ze stałym przewodniczącym Rady Europejskiej (Belg, Herman Van Rompuy). Choć Sikorski tego nie rozwinął, chodziło mu zapewne o swoistą unię personalną interesów wspólnotowych (szef Komisji) i narodowych (szef Rady), a w efekcie o zakończenie szkodliwej rywalizacji między tymi instytucjami.

Źródło: SDiA TVN24

Źródło zdjęcia głównego: European Parliament