Turcja ma klucz od Morza Czarnego. Potężnej floty pod Krym wpuścić nie może

[object Object]
Zespół Uderzeniowy Lotniskowca to potężna formacja, dysponująca większą siłą ognia niż wiekszość krajów świataUS Navy
wideo 2/24

Wizja wysłania na Morze Czarne silnego zespołu amerykańskiej floty z lotniskowcem atomowym na czele może być kusząca dla zwolenników podjęcia ostrych działań w związku postępowaniem Rosji na Krymie. Jest to jednak obecnie praktycznie niemożliwe. Wejścia na Morze Czarne pilnuje Turcja, która związana prawem międzynarodowym nie może na to pozwolić. Na dodatek jest bardzo wątpliwe, aby Pentagon podjął się takiego zadania.

Dyskusje na temat potencjalnego wysłania na Morze Czarne lotniskowca atomowego rozgorzały w ostatnich dniach za sprawą okrętu USS George H.W. Bush, który stanął na redzie greckiego Pireusu. Jednocześnie US Navy wystąpiło do Turcji o zgodę na przejście nieujawnionej jednostki przez cieśniny czarnomorskie – Dardanele i Bosfor.

Pojawiły się spekulacje, czy Amerykanie planują przeprowadzić na Morze Czarne lotniskowiec atomowy. W obliczu interwencji na Krymie byłby to potężny sygnał po adresem Rosji. USS George H.W. Bush to małe pływające miasto dysponujące flotą około 80 samolotów bojowych, które drastycznie zmieniłoby układ sił na Morzu Czarnym. Na dodatek amerykańskich kolosów typu Nimitz zawsze strzeże kilka krążowników, niszczycieli i fregat. Razem taki zespół jest potężną siłą militarną.

Strategiczne pasmo wody

Teraz już jednak wiadomo, że to nie lotniskowiec wyruszył na Morze Czarne, a niszczyciel typu Alreigh Burke, USS Truxtun. To jeden z okrętów stanowiących eskortę USS George'a H.W. Busha. Jednostka ma przeprowadzić - jak mówi Waszyngton - dawno planowane ćwiczenia z siłami zbrojnymi Bułgarii oraz Rumunii i odwiedzić kilka portów.

Taki scenariusz był najbardziej prawdopodobny od samego początku. W znacznej mierze za sprawą Konwencji z Montreux. To porozumienie podpisane w 1936 roku reguluje zasady żeglugi w cieśninach Dardanele i Bosfor, które są jedynym przejściem z Morza Śródziemnego na Morze Czarne. Zapisy konwencji oddają ten strategiczny szlak pod wyłączną kontrolę Turcji, przy jednoczesnym sprecyzowaniu praw innych państw do korzystania z niego.

Najważniejsze zapisy dotyczą przepływania przez cieśniny okrętów wojennych. Spór o to był źródłem antagonizmu na linii Turcja – Rosja i Turcja – ZSRR przez ponad wiek. Za czasów carów Moskwa dążyła do kompletnego i bezpośredniego wyrwania Dardaneli i Bosforu spod kontroli Turków, aby uczynić Morze Czarne swoim morzem wewnętrznym. Ostro sprzeciwiała się temu oczywiście Turcja oraz mocarstwa mające interesy w basenie Morza Śródziemnego, Francja oraz Wielka Brytania. Odbiciem tego sporu są zapisy Konwencji z Montreux.

Turcja strażnikiem Morza Czarnego

W 1936 dyplomaci zadecydowali, że w okresie pokoju państwa położone nad Morzem Czarnym mają praktycznie nieograniczony dostęp do cieśnin. Przez specyficzną konstrukcję kilku artykułów faktycznie zabroniono im jednak przeprowadzania przez nie lotniskowców. ZSRR omijało to w okresie zimnej wojny budując nie klasyczne lotniskowce w stylu państw zachodnich, ale "krążowniki lotnicze". Te hybrydy łączyły cechy klasycznych okrętów z dobudowanym pokładem lotniczym dla śmigłowców oraz samolotów skróconego startu i pionowego lądowania.

Państwa spoza Morza Czarnego dostały natomiast limit wielkości okrętów, które mogą jednocześnie przeprowadzić przez cieśniny. Mogą one wypierać maksymalnie 30 tysięcy ton, może ich być maksymalnie dziewięć na raz i mogą pozostać na Morzu Czarnym maksymalnie trzy tygodnie. W praktyce oznacza to obecnie, że praktycznie żaden lotniskowiec należący do państw Zachodu nie może wejść na Morze Czarne. Są za duże. Zwłaszcza amerykańskie lotniskowce atomowe typu Nimitz, które w pełni załadowane wypierają ponad sto tysięcy ton.

Teoretycznie istnieje furtka do obejścia tego ograniczenia, ale w obecnej sytuacji jej zastosowanie miałoby bardzo wątpliwe podstawy prawne. Turcja może całkowicie zawiesić obowiązywanie przepisów konwencji, jeśli znajdzie się w stanie wojny lub będzie czułą się nią bezpośrednio zagrożona. Trudno uznać, aby obecna interwencja Rosji na Krymie wypełniała te znamiona.

Ewentualne naruszenie przepisów konwencji lub bardzo swobodne potraktowanie zapisu o "stanie zagrożenia wojną", spotkałoby się na pewno z ostrą reakcją Moskwy. Turcja jest bardzo ostrożna w krytyce Rosji za interwencję na Krymie, między innymi z uwagi na import około połowy zużywanego gazu z Rosji. Wobec tego jest bardziej mało prawdopodobny ostry zatarg o cieśniny.

Zbędne ryzyko

Zupełnie inną sprawą jest to, czy Amerykanie byliby w ogóle zainteresowani przeprowadzaniem lotniskowca atomowego na Morze Czarne. Otóż jest bardziej niż prawdopodobne, że Pentagon usilnie starałby się odwlec władze polityczne od wydania takiego rozkazu. Głównie z obawy o bezpieczeństwo lotniskowca oraz braku wyraźnej korzyści z umieszczenia go na Morzu Czarnym.

Cieśniny czarnomorskie i leżące pomiędzy nimi Morze Marmara są szlakiem bardzo trudnym nawigacyjnie, zwłaszcza dla dużych statków, które muszą uważnie płynąć pomiędzy licznymi płyciznami i wykonywać miejscami ostre manewry na bardzo małej przestrzeni. Wszystko utrudniają silne prądy i bardzo duży ruch mniejszych statków. Liczące ponad 300 metrów długości, 40 metrów szerokości (na linii wodnej) i około 11 metrów zanurzenia lotniskowce typu Nimitz teoretycznie mogłyby przejść przez cieśniny, ale byłoby to trudne zadanie i obarczone sporym ryzykiem.

Cieśnina Bosfor to wymagająca trasa dla każdego większego statku, zwłaszcza dla wielkiego okrętu pokroju lotniskowca atomowego. Największym wyzwaniem jest widoczny w połowie drogi ostry zakręt w lewo, a potem w prawoAdbar | Wikipedia (CC BY-SA 3.0)

Inna sprawą jest to, czy rząd Turcji w ogóle dopuściłby możliwość przepłynięcia przez sam środek wielkiej aglomeracji Stambułu okrętu z dwoma reaktorami atomowymi.

Gdyby pomimo wszytko lotniskowiec znalazł się na Morzu Czarnym, to i tak z punktu widzenia wojskowych byłby tam nie na miejscu. Po pierwsze tego rodzaju okręt na relatywnie małym i zamkniętym akwenie jest znacznie bardziej wystawiony na atak niż na oceanie. Mogą mu zagrozić między innymi małe i ciche okręty podwodne o napędzie klasycznym, które na takich morzach zamkniętych mają idealne warunki do działania. Po drugie, pływające lotnisko na Morzu Czarnym jest zbędne, skoro niewiele dalej od Krymu są bazy NATO w Bułgarii, Rumunii i Turcji. Przy wsparciu latających cystern mogłyby stamtąd swobodnie operować normalne samoloty bojowe.

Symbolami w Rosję

Wysłanie lotniskowca atomowego na Morze Czarne jest wobec tego praktycznie niemożliwe. Podobny skutek propagandowy można by uzyskać wysyłając istotne siły lotnicze do baz w Rumunii. Biorąc pod uwagę wykazywane dotychczas nastawienie wobec kryzysu na Krymie, bardziej prawdopodobne jest to, że wszystko skończy się na planowanym wcześniej rejsie USS Truxtun i ewentualnie symbolicznych krótkotrwałych przebazowaniach czy ćwiczeniach małych grup samolotów.

Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: US Navy

Tagi:
Raporty: