"Stany Zjednoczone odpowiedzą na śmiercionośny atak chemiczny w Syrii"


USA odpowiedzą rozwiązaniem siłowym na atak chemiczny w Syrii - zapowiedział w poniedziałek prezydent Donald USA Trump. Po raz drugi w ciągu dwóch dni rozmawiał z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem. O konsekwencjach kolejnego ataku chemicznego w Syrii rozmawiano również na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ.

Eksperci, których opinie cytuje agencja Reutera, wskazują, że, gdyby doszło do militarnej akcji odwetowej USA w Syrii, to najprawdopodobniej do sił amerykańskich dołączyłaby Francja oraz Wielka Brytania. "Możliwe, że w operacji wzięliby też udział bliskowschodni sojusznicy Stanów Zjednoczonych" - pisze Reuters.

Trump o militarnych opcjach

Francja ma ponad tuzin samolotów bojowych w regionie Bliskiego Wschodu. Mogłaby dokonać nalotów od strony morza - pisze Reuters i przypomina, że francuski prezydent jeszcze w lutym tego roku nie wykluczył użycia siły, jeśli okazałoby się, że reżim Baszara el-Asada używał broni chemicznej wobec ludności cywilnej.

W niedzielę Organizacja Syrian American Medical Society (SAMS) oskarżyła syryjskie władze o atak chemiczny na szpital w Dumie we Wschodniej Gucie, w którym w sobotę miało zginąć od 41 do 60 osób. Liczba rannych sięga około 1000 osób. Władze w Damaszku odrzucają te oskarżenia.

Doniesienia o ataku chemicznym wywołały niepokój w stolicach państw zachodnich wspomagających siły walczące z reżimem Baszara el-Asada - między innymi w Paryżu i w Waszyngtonie. W nocy z niedzieli na poniedziałek prezydent Macron rozmawiał przez telefon z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Według Pałacu Elizejskiego francuski prezydent Macron "zdecydowanie potępił ataki chemiczne z 7 kwietnia przeciwko ludności w mieście Duma we Wschodniej Gucie".

Macron i Trump "wymienili informacje i analizy potwierdzające użycie broni chemicznej" i "zdecydowali się skoordynować działania i inicjatywy w ramach Rady Bezpieczeństwa ONZ, która w poniedziałek zbiera się w trybie pilnym, by zająć się doniesieniami o użyciu broni chemicznej w Dumie.

Emmanuel Macron i Donald Trump zgodzili się "pozostać w bliskim kontakcie i przeprowadzić kolejną rozmowę w ciągu następnych czterdziestu ośmiu godzin".

Do takiej rozmowy doszło w nocy z poniedziałku na wtorek. Rozmowa odbyła się po poniedziałkowym posiedzeniu gabinetu w Białym Domu i spotkaniu Trumpa z dowództwem wojskowym w sprawie sytuacji w Syrii.

- Stany Zjednoczone mają przed sobą wiele opcji militarnych, gdy chodzi o Syrię. Wybiorę jedną z nich w poniedziałek w nocy lub wkrótce potem - oświadczył Donald Trump podczas krótkiego spotkania z dziennikarzami poprzedzającego naradę z najwyższym dowództwem wojskowym USA.

Trump zaznaczył, że czynniki militarne USA przeanalizowały w trakcie weekendu możliwe odpowiedzi na atak chemiczny w Syrii i teraz pozostał już tylko wybór jednej z nich.

"Polska potępia ten barbarzyński atak"

W poniedziałek w sprawie ostatnich wydarzeń w Syrii zebrała się Rada Bezpieczeństwa ONZ.

Jak podkreślił w swym wystąpieniu Staffan de Mistura, specjalny wysłannik ONZ do spraw Syrii, posiedzenie ma zwrócić uwagę na mające już miejsce zbrojne konfrontacje różnych ugrupowań na Bliskim Wschodzie, które mogą się jeszcze nasilić. Przestrzegł przed "potencjalnymi druzgocącymi konsekwencjami, które trudno sobie wyobrazić" i rozszerzeniem się konfliktu na cały region.

Zaapelował o przeprowadzenie niezależnego dochodzenia ws. ataku i gromadzenia informacji ze wszystkich możliwych źródeł, a następnie - ukaranie sprawców. Cywile - zaznaczył - płacą wysoką cenę za eskalację konfliktu w Syrii. Przyznał, że ONZ nie była w stanie potwierdzić, kto był sprawcą ostatniego ataku z użyciem broni chemicznej w położonej w pobliżu Damaszku Wschodniej Gucie.

Ambasador Rosji przy ONZ Wasilij Niebienzia zaprzeczył, jakoby w mieście Duma doszło do ataku chemicznego. Określił to sfabrykowaną informacją. Oskarżył Waszyngton, Londyn i Paryż o celową, nieuzasadnioną i niepopartą żadnymi dowodami nieprzychylność, która cechuje ich politykę wobec Rosji.

- Taka postawa państw Zachodu bierze się z ich strategicznej porażki - siły, które popierają one w Syrii są obecnie w defensywie - wskazał.

Amerykańska ambasador przy ONZ Nikki Haley w emocjonalnym wystąpieniu potępiła użycie broni chemicznej w stosunku do niewinnej ludności cywilnej, w tym - dzieci, spośród których wiele nie przeżyło ataku. Nazywała sprawców "potworami pozbawionymi sumienia".

Haley wskazała, że cywilne ośrodki obrony nie mogły przyjść ludziom z pomocą, bo zostały zablokowane. Oskarżyła Rosję i Iran o wspieranie zbrodniczego reżimy Baszara el-Asada. Wskazała też na bezradność ONZ wobec prawdopodobnego weta Moskwy.

Stany Zjednoczone odpowiedzą na śmiercionośny atak chemiczny w Syrii "niezależnie od tego, czy Rada Bezpieczeństwa zdecyduje się działać czy też nie" - oświadczyła.

Podczas poniedziałkowego posiedzenia przemawiał także zastępca ambasadora RP przy ONZ Paweł Radomski. Jak zaznaczył, dostępne informacje na temat objawów zaobserwowanych u poszkodowanych potwierdzają, że zadziałał czynnik chemiczny.

- Polska potępia ten barbarzyński atak i oczekuje, że możliwe będzie pociągnięcie sprawców do odpowiedzialności. Żadne cele wojskowe i polityczne nie usprawiedliwiają eksterminacji niewinnych, podatnych na zranienie ludzi, szczególnie tych szukających pomocy w placówkach medycznych - wskazał.

Scenariusze odwetu

W ocenie ekspertów - pisze Reuters - zachodnie naloty odwetowe mogłyby objąć przede wszystkim zidentyfikowane wcześniej miejsca składowania broni chemicznej w Syrii, bazę sił powietrznych w Dumie, którą kontroluje syryjska armia i gdzie stacjonują będące na wyposażeniu syryjskiego lotnictwa rosyjskie śmigłowce wielozadaniowe Mi-8.

Reuters rozmawiał anonimowo z jednym z doradców wojskowych w Waszyngtonie, który zasugerował, że naloty mogłyby objąć też pas startowy w bazie lotniczej Hmejmim w prowincji Latakia, gdzie stacjonują samoloty rosyjskie, bo właśnie stamtąd w marcu startowały samoloty bombardujące cele cywilne we Wschodniej Gucie" - cytuje jego sława agencja.

- Wszystko zależy od tego, jak bardzo na serio traktują tę sprawę - ocenił Hassan Hassan z waszyngtońskiego instytutu do spraw polityki bliskowschodniej (TIMP; Tahrir Institute for Middle East Policy).

Autor: PTD//now / Źródło: PAP

Tagi:
Raporty: