"To niemal niepojęte", ale się stało. Ostatni raport z lotu MH370

[object Object]
Długie poszukiwania nie rozwiązały zagadki lotu MH370 (nagrania archiwalne poszukiwań)Reuters Archive
wideo 2/21

Australijscy śledczy oznajmili, że na razie nie da się nic więcej zrobić. Pomimo poszukiwań zakrojonych na wielką skalę, nie udało się ustalić, co stało się z samolotem linii Malaysia Airlines, który 8 marca 2014 r. wyleciał z Kuala Lumpur i miał dolecieć do Pekinu. W ostatecznym raporcie śledczy podkreślili, iż "to niemal niepojęte", że w świecie, w którym dziennie na pokłady samolotów wsiada 10 milionów ludzi, nie wiadomo, co się stało z jedną z większych maszyn.

Finalny raport z poszukiwań opublikowano trzy i pół roku po zaginięciu samolotu z 239 osobami na pokładzie.

Maszyna linii Malaysia Airlines wystartowała do swojego ostatniego lotu, oznaczonego jako rejs MH370, w marcu 2014 roku. Miała polecieć z Kuala Lumpur do Pekinu, ale po drodze zniknęła z radarów i ustała wszelka łączność. Ze szczątkowych informacji wynika, że leciała jeszcze przez wiele godzin, po czym rozbiła się gdzieś na Oceanie Indyjskim.

Wielka operacja

Australijczycy stwierdzają, że bez odnalezienia wraku nie ma możliwości ustalenia przyczyn katastrofy. Jednak pomimo wielkich wysiłków nie udało się nań natrafić.

- Były to największe poszukiwania w historii lotnictwa cywilnego - stwierdza ATSB, australijska agencja zajmująca się badaniem wypadków lotniczych, która kierowała poszukiwaniami.

W ich trakcie dokładnie przeczesano 120 tysięcy kilometrów kwadratowych dna oceanicznego (ponad 1/3 wielkości Polski) i po raz pierwszy wykonano mapy dla łącznie 710 tysięcy kilometrów kwadratowych dna Oceanu Indyjskiego (ponad dwa razy więcej, niż wynosi obszar Polski). Operacja trwała łącznie 1046 dni.

Nie udało się natrafić na szczątki samolotu leżące na dnie. Jedyne co mają śledczy to kilka fragmentów z tworzyw sztucznych, które ocean wyrzucił po roku lub dwóch na plaże wysp w zachodniej części Oceanu Indyjskiego. Analizując ruchy prądów morskich, które były odpowiedzialne za przetransportowanie części na odległość kilku tysięcy kilometrów z prawdopodobnego rejonu upadku maszyny, udało się znacząco zawęzić obszar poszukiwań. Jednak nawet to nie pomogło.

Śledczy stwierdzają, że obecnie mają "znacznie lepszą wiedzę" na temat tego, gdzie może się znajdować wrak, niż na początku poszukiwań, ale to nadal oznacza wielki obszar oceanu na zachód od Australii o powierzchni 25 tysięcy kilometrów kwadratowych (tyle samo ma całe województwo lubelskie). Dno opada tam miejscami na sześć kilometrów głębokości i jest poprzecinane podwodnymi łańcuchami górskimi, które znacznie utrudniają operację.

Niewyjaśnione wydarzenia

Raport opublikowany przez Australijczyków jest szczegółowym opisem całej operacji i ostatniego lotu MH370. Dokładnie pokazano, gdzie i w jaki sposób poszukiwano szczątków. Dokładnie opisano też, co wiadomo na temat ostatniego lotu maszyny. Nie odbiega to jednak od tego, co już do tej pory było publicznie podawane.

Samolot po starcie z Kuala Lumpur w Malezji wspiął się na wysokość przelotową i po niecałej godzinie lotu urwał się z nim kontakt. Nigdy więcej nie usłyszano załogi. To, co działo się później udało się ustalić jedynie w sposób bardzo ogólny na podstawie szczątkowych informacji wysyłanych automatycznie przez samolot do satelitów i kilkukrotnego namierzenia maszyny przez radary wojskowe.

Niedługo po ostatnim kontakcie z załogą maszyna wykonała kilka łagodnych zwrotów, które ostatecznie ustawiły ją na kursie w kierunku otwartego Oceanu Indyjskiego. Praktycznie w drugą stronę, niż powinna lecieć. Pół godziny po urwaniu się kontaktu jedna z wież telefonii komórkowej w Malezji połączyła się z telefonem pierwszego oficera samolotu, ale było to automatyczne. Nie zarejestrowano próby skorzystania z aparatu. Godzinę po urwaniu się kontaktu samolot został po raz ostatni zauważony przez radar wojskowy. Później wyleciał nad otwarty ocean.

Z informacji wysyłanych do satelitów i informacji o tym, ile paliwa zatankowano przed startem, wyliczono, że samolot leciał prawdopodobnie przez kolejne sześć godzin, trzymając stały kurs na południe. Prawdopodobnie po opróżnieniu zbiorników silniki wyłączyły się, a maszyna spadła do oceanu kilka tysięcy kilometrów na zachód od Australii.

"Niepojęte", ale się stało

Informacje na temat kursu i czasu lotu boeinga są jednak bardzo niedoskonałymi szacunkami. Z tego powodu odnalezienie jego wraku okazało się niemożliwe.

Przeczesywanie dna zawieszono w styczniu i zostanie ono wznowione dopiero, kiedy pojawią się jakieś "znaczące nowe informacje", pozwalające dokładniej określić prawdopodobne miejsce upadku samolotu.

"To niepojęte i zdecydowanie nie do przyjęcia społecznie, aby w czasach współczesnego transportu lotniczego przewożącego codziennie dziesięć milionów pasażerów, duży samolot pasażerski zaginął, a cały świat nie wiedział, co się stało z nim i z tymi, którzy byli na jego pokładzie" - stwierdzają Australijczycy. "Jednak pomimo nadzwyczajnych wysiłków setek osób zaangażowanych w poszukiwania, maszyny nie udało się odnaleźć" - dodają.

Swoje dochodzenie kontynuują jeszcze władze Malezji, ale od miesięcy nie ma informacji o jakichkolwiek nowych ustaleniach.

Autor: mk/adso / Źródło: BBC, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: ATSB

Tagi:
Raporty: