Szturm na budynek rządu "prowokacją"


Jeden z opozycyjnych kandydatów na prezydenta, Ryhor Kastusiou, po wypuszczeniu aresztu oświadczył, że atak na budynek rządu w Mińsku był prowokacją. W poniedziałek późnym wieczorem białoruska milicja szybko zdusiła małą demonstrację zwolenników opozycji w stolicy kraju. Kilka osób zatrzymano.

Kastusiou był wśród liderów opozycji zatrzymanych przez milicję po manifestacji, przeprowadzonej wieczorem w dniu wyborów prezydenckich. W poniedziałek został wypuszczony. Jego wypowiedź podała w poniedziałek późnym wieczorem niezależna gazeta internetowa "Biełorusskije Nowosti".

Niepotrzebna przemoc

- To, że zaczęto wyłamywać drzwi do gmachu rządu uważam za prowokację - oświadczył Kastusiou, wiceprzewodniczący partii Białoruski Front Narodowy. Według niego okoliczności nie są jasne i jest prawdopodobne, że zamieszane w prowokację były struktury siłowe.

Kastusiou odczytał też oświadczenie w imieniu swojej partii, w którym potępił fakt, że znaleźli się ludzie, którzy użyli przemocy i "dali władzom formalne podstawy do dyskredytacji pokojowej akcji protestu".

W trakcie niedzielnej manifestacji, w której uczestniczyło co najmniej 20 tys. ludzi, doszło do próby sforsowania drzwi do gmachu rządu. Demonstracja została rozbita przez milicję i siły wojsk wewnętrznych. Zatrzymanych zostało ponad 600 ludzi, w tym siedmiu z dziewięciu kandydatów opozycji w wyborach prezydenckich, które wygrał ubiegający się o czwartą kadencję prezydent Alaksandr Łukaszenka.

Powtórka z przeszłości

W poniedziałek wieczorem zwolennicy opozycji próbowali ponownie demonstrować na Placu Niepodległości w centrum Mińska. Demonstrantów było kilkudziesięciu, byli wśród nich działacze organizacji młodzieżowej Młody Front. Ich protest został jednak szybko i sprawnie zakończony przez milicję.

- Kilka minut po tym, gdy grupa młodych ludzi rozwinęła transparenty, podbiegli milicjanci, wyrwali im je i wygonili ich z placu - podał portal internetowy "Biełorusskij Partizan". Kilka osób zatrzymano i wepchnięto do samochodów milicyjnych.

W ciągu następnej godziny milicjanci w czarnych uniformach stali w grupach na placu, przy wyjściach z metra, obserwując zebranych na placu ludzi. Przy jednym z tych wyjść, mężczyźni w cywilu obserwowali grupkę młodzieży. Jeden z nich podchodził blisko do ludzi i demonstracyjnie filmował ich niewielką kamerą.

Źródło: PAP