"Nie po to uciekliśmy przed wojną, żeby umrzeć w biedzie". Chcą wracać na Bliski Wschód


- Kraj jest bardzo ładny, ale życie tu jest trudne. Wszystko jest drogie - wyjaśnia Ibrahim, syryjski uchodźca, który rok temu został przyjęty przez Urugwaj wraz z rodziną. Teraz, podobnie jak inni Syryjczycy, którzy znaleźli schronienie w tym południowoamerykańskim kraju, chce wracać na Bliski Wschód. - Nie uciekliśmy przed wojną po to, żeby umrzeć z biedy - stwierdza Maher.

Ibrahim Almohmmad uciekł przed wojną domową w Syrii. Po pobycie w Libanie trafił do Urugwaju, w ramach programu pomocy uchodźcom zorganizowanego przez rząd tego kraju.

Grupa 42 syryjskich uchodźców przybyła do Urugwaju w październiku 2014 roku w ramach inicjatywy, której pomysłodawcą był ówczesny prezydent Jose Mujica. Od tamtego czasu w urugwajskich mediach pojawiały się informacje, że Syryjczycy nie są zadowoleni z poziomu życia w nowej ojczyźnie. Narzekali m.in. na wysokie koszty życia i przestępczość, która w ostatnim czasie rzeczywiście wzrosła.

Urugwajskie władze zapewniły uchodźcom mieszkania, opiekę zdrowotną, edukację i pomoc finansową. Jest ona jednak przyznawana na ograniczony czas, a jej wysokość różni się w zależności m.in. od liczby dzieci. Syryjczykom, którzy przybyli do Montevideo w 2014 r., prawo do niej skończy się w grudniu przyszłego roku.

Problematyczne mogło okazać się również odnalezienie się w nowej rzeczywistości. Urugwaj to świecki kraj, a zgodnie z szacunkami wspólnota muzułmańska liczy jedynie kilkaset osób. Jednak media donosiły, że Syryjczykom udało się nawiązać znajomości z Urugwajczykami, a dzieci szybko nauczyły się hiszpańskiego i mówią z charakterystycznym, lokalnym akcentem.

To jednak nie wystarcza. Na początku sierpnia jedna z syryjskich rodzin przyjętych przez Urugwaj próbowała dostać się do Serbii. Została jednak zatrzymana na lotnisku w Turcji i odesłana do Montevideo.

"Boję się o przyszłość"

W poniedziałek pięć syryjskich rodzin rozpoczęło protest przed siedzibą rządu w Montevideo. - Nasza przyszłość maluje się tu w ciemnych barwach - wyjaśniał dziennikarzom Ibrahim.

Jak mówi, znalazł pracę w centrum medycznym i zarabia 370 dolarów miesięcznie (przeciętny Urugwajczyk zarabia w przeliczeniu od 600 do 1000 dolarów miesięcznie). Jest ojcem trójki dzieci, z których każde ma mniej niż pięć lat. Podkreśla, że takie zarobki nie wystarczają na utrzymanie rodziny.

- Nie mamy problemu z urugwajskim rządem, Urugwajem czy Urugwajczykami. Po prostu boję się o przyszłość, potrzebuję rozwiązań - podkreśla. Ibrahim twierdzi, że chce wrócić do Libanu. Niektórzy Syryjczycy, którzy zdecydowali się na protest, mówią jednak, że są gotowi wrócić nawet do ogarniętej wojną domową ojczyzny. Demonstrujący są przekonani, że stamtąd łatwiej będzie im przedostać się do któregoś z krajów UE i powielić los tysięcy ich rodaków, którzy przybyli w ostatnim czasie do Europy.

"Obiecali nam mnóstwo rzeczy"

Syryjczycy zarzucają rządowi Urugwaju, że zostali oszukani. - Obiecali nam mnóstwo rzeczy, których nie spełniono. Mówili nam, że to tani kraj, a jest drogi. Pieniądze trudno jest zdobyć. Nie ma pracy - tłumaczy jeden z protestujących.

Media przytaczają wypowiedź Syryjczyka, że "obiecano im 1500 dolarów miesięcznie". Takie zapewnienia miały paść "w ambasadzie". Rząd zaprzecza jednak, by takie obietnice były kiedykolwiek składane.

Z uchodźcami spotykają się przedstawiciele urugwajskich władz. Zapewniają, że nikt i nic nie stoi na przeszkodzie, by Syryjczycy opuścili kraj.

- Nie mamy nic do tego. Jednak to, czy znajdą nowy dom, zależy od krajów, które miałyby ich przyjąć - wyjaśniał w rozmowie z urugwajskim dziennikiem „El Pais” Javier Miranda, odpowiedzialny w prezydenckim gabinecie za prawa człowieka. Jak dodaje, Montevideo nie może zmusić żadnego innego kraju, by przejął uchodźców.

Dużo dobrej woli, mało porządku

Rząd przyznaje, że program pomocy dla uchodźców mógł zostać przygotowany lepiej. Zapewnia jednak, że zrobił wszystko, by zapewnić im godne życie. - Jestem przekonany, że nasza pomoc na to pozwala. Otrzymują rządowe wsparcie przez dwa lata, więcej nie możemy zrobić. To prawda, że Urugwaj jest drogim krajem. Jeśli chodzi o oferty pracy, to mają takie same szanse na rynku pracy jak każdy Urugwajczyk - podkreśla Miranda.

Jak komentują Urugwajczycy, przy przyjmowaniu syryjskich uchodźców było bardzo dużo dobrej woli. Zabrakło jednak rozwagi i porządku. W środę w czasie kolejnych rozmów z przedstawicielami władz nie udało się dojść do porozumienia. Syryjczycy, mimo zimna i deszczu, kontynuują protest. Niektórzy twierdzą, że zostaną tam, dopóki nie zostaną odwiezieni na lotnisko.

Strona rządowa zapewnia, że bada możliwości poprawy systemu opieki nad uchodźcami. Tym bardziej, że Urugwaj spodziewa się kolejnych 73 Syryjczyków, którzy przyjadą pod koniec roku.

Autor: kg//rzw / Źródło: tvn24.pl, BBC Mundo, elpais.com.uy