Syn dowódcy UPA chce pojednania z Polakami. "Nie zgadzam się z tym, że to było ludobójstwo"

Wołyń, 1943 r. IPN

- Nie ma takiej ceny, której nie warto było zapłacić za ojczyznę - twierdzi 80-letni Jurij Szuchewycz syn zmarłego w 1950 r. dowódcy UPA odpowiedzialnego za masowe mordy polskiej ludności cywilnej na Kresach Wschodnich.

Roman Szuchewycz, dowódca UPA, ponosił bezpośrednią odpowiedzialność za zaakceptowanie rzezi wołyńskiej jako taktyki przeciwko Polakom z Kresów Wschodnich. Jego 80-letni syn Jurij broni ojca i innych członków organizacji. - Ani ukraińska, ani polska strona nie mogły uciec od tej wojny, ona nie mogła się nie zdarzyć - twierdzi.

Zrozumieć zbrodnię wołyńską

Po śmierci Romana Szuchewycza w 1950 r. karę za antyradziecki aspekt jego działalności poniosła rodzina. Jurij więziony był w sowieckim łagrze przez ponad 20 lat, tam stracił wzrok. Później więziony był z przerwami do 1989 r. Dziś nosi oficjalny tytuł bohatera Ukrainy nadany mu przez władze w 2006 r.

W latach 90. Jurij Szuchewycz był przywódcą nacjonalistycznej organizacji UNA-UNSO. Obecnie stara się usprawiedliwić wydarzenia na Wołyniu. Twierdzi, że zbrodnie na Kresach były nie do uniknięcia i że należy brać pod uwagę okoliczności, które do tragicznych wydarzeń doprowadziły.

Szuchewycz podkreśla, że celem UPA była niepodległość, jej członkowie musieli walczyć o wolność zarówno z Niemcami, jak i z Sowietami czy AK. - Obwinianie się nawzajem wynika z poszukiwania sprawiedliwości historycznej, ale możemy, szukając wzajemnych win, cofnąć się do unii lubelskiej. Czy to ma sens? Czy nie lepiej mówić o tym, jako o czymś, co już było? – mówi.

"Mój ojciec byłby dzisiaj zwolennikiem pojednania"

- Mój ojciec byłby dzisiaj zwolennikiem pojednania polsko-ukraińskiego - twierdzi syn naczelnego dowódcy UPA. Na poparcie swojej tezy przypomina wspólne akcje WiN i UPA przeciwko reżimowi komunistycznemu. Najgłośniejszą przeprowadzono w Hrubieszowie w 1946 r. W wyniku ataku połączonych sił udało się tam rozbić więzienie UB.

Jurij nie zgadza się również na nazywanie działalności banderowców "ludobójstwem". - Nie zgadzam się z tym, że to było ludobójstwo, natomiast obie strony, polska i ukraińska dopuściły się zbrodni wojennych. Dziś całą winę składa się na barki Ukraińców, a to nie było tak. Mogę podać mnóstwo przykładów świadczących o winach Polaków - podkreśla.

Syn Szuchewycza twierdzi również, że w latach 40. nie było szans na polsko-ukraińską zgodę. - Polski rząd na uchodźstwie naciskał, aby Polska odrodziła się w granicach z 1939 r. Ukraińcy nie mogli się z tym pogodzić - przypomina.

"Pojednanie jest możliwe"

- Pojednanie jest możliwe, ale musimy ze sobą rozmawiać - podkreśla Szuchewycz. - W łagrach dzieliło ze mną los wielu żołnierzy AK. Rozmawialiśmy z nimi, ja i inni żołnierze UPA - dodaje. Twierdzi także, że Ukraińcy "szanują Polaków, bo Polacy byli naszymi nauczycielami".

Jego ojciec został mianowany głównodowodzącym UPA i awansowany na generała podczas zjazdu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w sierpniu 1943 r. Podczas zjazdu zaakceptował antypolskie czystki, później zadecydował, że należy prowadzić akcję wypędzania polskiej ludności cywilnej w Galicji Wschodniej.

Ofiarą czystki, za którą odpowiedzialny był Roman Szuchewycz, padło ok. 100 tys. ludzi.

Autor: EFr//bgr / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: IPN