Połowiczne zwycięstwo rewolucji. Tłum wiwatuje, ale żąda o wiele więcej


Kiedy w czwartek rano w mediach pojawiły się doniesienia o odejściu prezydenta Sudanu Omara Baszira, zebrany pod budynkiem ministerstwa obrony tłum zaczął tańczyć, śpiewać i wiwatować. Władzę w kraju przejęła rada wojskowa, zamknięto granice i przestrzeń powietrzną. Czy takiej zmiany chcieli uczestnicy masowych protestów, które odbywały się od grudnia ubiegłego roku? Na pytania tvn24.pl odpowiada Jędrzej Czerep, analityk programu Bliski Wschód i Afryka w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

CZYTAJ WIĘCEJ NA TEMAT PROSTESTÓW W SUDANIE>

Co się właściwie stało w Sudanie?

Doszło do połowicznego zwycięstwa rewolucji, która zaczęła się w grudniu ubiegłego roku. Przełom przyniosła okupacja przez setki tysięcy osób okolic Sztabu Generalnego i koszar, która zaczęła się 7 kwietnia, w rocznicę udanej rewolucji z 1985 r. To ważne odniesienie, kultywowane przez lata przez ulicę i kampus Uniwersytetu Chartumskiego, chyba istotniejsze niż Arabska Wiosna.

Zarówno w 1985 r. jak i dziś udało się wywrzeć presję na armię, żeby stanęła po stronie manifestantów i obaliła wojskowego prezydenta. Z punktu widzenia przywódców Sudanu, uprzywilejowujących grupy etniczne z centrum kraju kosztem peryferii, armia zawsze była niepewna, bo miała ogólnonarodowy charakter. Dlatego Baszir rozbudowywał inne struktury siłowe – wywiad wewnętrzny i milicję dawnych dżandżawidów z Darfuru – oraz ciągle wymieniał wyższe kadry w armii. To powodowało, że po trzech miesiącach masowych protestów nie doszło do wyraźnych pęknięć w łonie aparatu mundurowego. Stąd pomysł zagrania va banque i "zarażenia" rewolucją zwykłych żołnierzy przez całodobowe wiece pod centralnymi koszarami. To się udało.

Pomógł moment, w którym dopiero co ustąpił w podobnych okolicznościach długoletni prezydent Algierii, a ikoniczne zdjęcie "nubijskiej królowej", przemawiającej na wiecu, wysłało w świat sygnał, że dzieje się coś wyjątkowego: rewolucja na peryferiach świata arabskiego, której przewodzą kobiety. To pomogło uzyskać deklaracje poparcia przemian od najważniejszych państw Zachodu.

Zdjęcie stało się symbolem protestów LANA H. HAROUN | Reuters

Dlaczego Omar Baszir odszedł? Czy aby na pewno odejdzie?

Sam Baszir nie odegra już większej roli. Próbował jeszcze ratować się propozycją odświeżenia formuły "dialogu narodowego" dla wypracowania nowego kompromisu, ale nie miał nic do zaoferowania poza kupowaniem sobie czasu. Robił to zresztą co najmniej od 2013 r. Oczywiście przez 30 lat wyrosła cała generacja beneficjentów reżimu, którzy, poza przywódcami, pozostaną na stanowiskach.

Na razie zresztą, mamy do czynienia z przetasowaniem w obrębie systemu, a nie z jego zmianą – wyjątkiem jest aresztowanie polityków Bractwa Muzułmańskiego. Żądania ulicy sięgały o wiele dalej – chcieli końca systemu podsycania wrogości etnicznej czy zwiększenia roli kobiet. To zmiany kulturowe, które nie zadzieją się z dnia na dzień. Być może Baszir liczy, że podzieli los pierwszego wojskowego dyktatora Sudanu, Ibrahima Abbouda, który następnego dnia po upadku 31 października 1964 r., spokojnie kupował pomarańcze na targu jako zwykły obywatel i nikt go nie niepokoił.

Baszir rządził Sudanem od 30 lat

Co może być dalej?

Z politycznego punktu widzenia najważniejsze przed nami – wojskowi dostali od Sudańczyków zielone światło na interwencję, ale nie na przejęcie władzy. A z pierwszych deklaracji Awada Ibn Aufa, ministra obrony, który ogłosił odsunięcie Baszira od władzy, wyłania się obraz nowej junty. Ogłosił powstanie wojskowej rady, która ma rządzić 2 lata. Zupełnie nie o to chodziło manifestantom – chcieli technokratycznego rządu przejściowego, który włączy wszystkie nowe siły polityczne. I o to teraz będzie toczyć się gra.

Sądzę, że wojskowi "zmiękną" i zgodzą się na to, przynajmniej częściowo, a wolne wybory, pierwsze od 1986 r., odbędą się w 2020 r. Auf zadeklarował zwolnienie więźniów politycznych i przestrzeganie praw człowieka, więc nie powinno być źle. Oczywiście wszystkich nie da się zadowolić, więc rewolucyjny sen szybko się skończy. Zwłaszcza, że protesty wybuchły w grudniu ubiegłego roku jako reakcja na podwyżki cen chleba po wycofaniu rządowych subwencji. Te problemy nie odejdą z Baszirem.

Autor: Maciej Tomaszewski / Źródło: tvn24.pl

Raporty: