Studenci chcieli rozbić namioty w centrum

Aktualizacja:

Brytyjska policja udaremniła rozbicie miasteczka namiotowego na Trafalgar Square podczas marszu studentów w Londynie. W sumie przeciwko podniesieniu opłat za studia protestuje kilka tysięcy osób. Manifestanci są również za równością w dostępie do szkolnictwa wyższego i przeciwko prywatyzacji uniwersytetów.

Policja zarządziła wzmożone środki bezpieczeństwa. Zmobilizowano 4 tys. funkcjonariuszy i zgodzono się, by w przypadku zakłóceń porządku publicznego mogli strzelać gumowymi kulami. Takich pocisków nigdy dotąd w Anglii nie używano. Porządku pilnuje też konna policja.

Miasteczka namiotowego nie będzie

Policja udaremniła próbę rozbicia namiotowego miasteczka pod kolumną Nelsona na Trafalgar Square podjętą przez grupę uczestników marszu, która oddzieliła się od głównej kolumny. Niektórzy chcieli w ten sposób protestować przeciwko podniesieniu opłat za studia i "urynkowieniu szkolnictwa wyższego", a inni przeciw bankierom i kapitalizmowi.

W krótkim czasie w dwóch rzędach rozbito ok. 20 namiotów. Policja zareagowała bardzo szybko, blokując okoliczne ulice prowadzące m. in. do parlamentu i Pałacu Buckingham.

Niedoszłym mieszkańcom namiotowego miasteczka powiedziano, że łamią prawo, zbaczając z uzgodnionej trasy przemarszu. Część usłuchała wezwań do opuszczenia placu, innych odciągnięto siłą. Kilka osób aresztowano.

Rząd złożony z milionerów mówi nam, że musimy płacić trzy razy więcej za czesne lider Krajowej Akcji Michael Chessum

Już w trakcie marszu uczestnikom wręczano uczestnikom ulotki przestrzegające przed naruszaniem porządku publicznego. Okna w niektórych budynkach na trasie przemarszu profilaktycznie zabito dyktą. Nad miastem krąży policyjny śmigłowiec.

Policja była krytykowana za nieskuteczną interwencję w czasie ubiegłorocznego protestu studentów. Zatrzymano wówczas 180 osób, a w niektórych częściach miasta panował chaos. Tym razem władze postanowiły nie dopuścić do zajść.

Trasa pochodu przebiega przez City, gdzie mieści się wiele banków. Od połowy października w proteście przeciwko finansowym ekscesom wielkich korporacji i bankierów, na placu przed katedrą św. Pawła stoi namiotowe miasteczko. Jego mieszkańcy zapowiedzieli, że poprą studentów.

Docelowym punktem maszerujących jest siedziba Metropolitan University, gdzie odbędzie się wiec.

"Rząd złożony z milionerów mówi, że musimy płacić"

Organizator protestu - Krajowa Akcja Przeciwko Opłatom i Cięciom - domaga się od rządu, by odszedł od planów "urynkowienia" szkolnictwa wyższego, ponieważ skutkiem będzie to, że młodzieży z biednych rodzin nie będzie stać na studia, a oferta uniwersytecka stanie się uboższa. - Rząd złożony z milionerów mówi nam, że musimy płacić trzy razy więcej za czesne - cytuje BBC lidera Krajowej Akcji Michaela Chessuma.

Chessum zaznaczył, że jednym z celów grupy, którą kieruje, jest zmuszenie rządu do wycofania się z planów większego zaangażowania sektora prywatnego w szkolnictwie wyższym, zarysowanych w tzw. białej księdze na temat szkolnictwa wyższego.

Minister stanu ds. uniwersytetów David Willetts wskazał, że rządowe plany "są najlepszymi z możliwych w trudnych czasach". Zapewniał, że zdolni, choć biedni, mogą liczyć na wsparcie, a za studia nie trzeba płacić z góry.

Od września 2012 r. zniesiony zostaje obecnie obowiązujący maksymalny roczny pułap czesnego, wynoszący 3 290 funtów szterlingów dla studentów brytyjskich i z UE (Szkocja ma inny system). Uczelnie wyższe będą mogły podnieść czesne do 9 tys. funtów rocznie. Absolwenci zaczną spłacać dług wraz z odsetkami z tytułu studiów z chwilą, gdy ich zarobki sięgną 21 tys. funtów rocznie.

Studenci zapisujący się na trzyletni kurs, na którym czesne wynosi 9 tys. funtów rocznie, wraz z kosztami utrzymania w okresie trzech lat muszą liczyć się z długiem w wysokości ok. 43 tys. funtów. Spłata będzie rozłożona na 30 lat.

Źródło: PAP