Statek wyjątkowo atrakcyjny dla piratów


Już drugi raz w tym roku somalijscy piraci zaatakowali pływający pod amerykańską banderą kontenerowiec "Maersk Alabama". Wiosną udało im się statek porwać, tym razem jednak odpłynęli bez zdobyczy.

Pierwszy raz kontenerowiec został porwany w kwietniu. Piraci wzięli wtedy kapitana Richarda Phillipsa jako zakładnika i przez 5 dni trzymali go na muszce.

Ostatecznie amerykańska marynarka wojenna odbiła go, zabijając trzech porywaczy.

Herszt somalijskich piratów zapowiedział wtedy zemstę. - Będziemy polować szczególnie na obywateli amerykańskich - oświadczył szef grupy piratów Abdi Garad.

"To czysty przypadek"

Tym razem piraci ostrzelali statek z broni automatycznej, ale strażnicy obecni na pokładzie odpowiedzieli na atak i udaremnili porwanie.

Rzecznik unijnej misji antypirackiej John Harbour twierdzi jednak, że to, iż "Maersk Alabama" został zaatakowany po raz drugi, stanowi czysty przypadek.

Jak podkreślił, każdy statek płynący wodami wschodnioafrykańskimi jest narażony na atak piratów.

Kapitan chemikaliowca nie żyje

Mniej szczęścia niż "Maersk Alabama" miała załoga chemikaliowca MV "Theresa VIII" należącego do Wysp Dziewiczych, który piraci porwali we wtorek. Co więcej w tym przypadku porwanie nie skończyło się bezkrwawo.

Od ran postrzałowych zmarł kapitan chemikaliowca.

Statek został zaatakowany na północny zachód od Aldabry, jednej z seszelskich wysp, położonej około 1100 km na południowy zachód od Mahe, największej wyspy tego archipelagu.

Na pokładzie znajdowało się 28 członków załogi z Korei Północnej.

Źródło: PAP