"Stali zakrwawieni i nie wiedzieli co robić"

Aktualizacja:
"Krwawiłem, nie mogłem iść"
"Krwawiłem, nie mogłem iść"
TVN24/Fot.EPA
"Krwawiłem, nie mogłem iść"TVN24/Fot.EPA

Co najmniej 70 tys. ludzi bez dachu nad głową. Ponad 150 osób zabitych i 1,5 tys. rannych - to bilans, wciąż jeszcze nie ostateczny, trzęsienia ziemi we Włoszech. Na ulicach miasta L'Aquila nadal stoją przerażeni ludzie, którzy czekają na pomoc. Szpitale są przepełnione, lekarze proszą o oddawanie krwi dla poszkodowanych. - Stałam na ulicy, nie wiedzieliśmy, co ze sobą robić. Ludzie mieli rozbite głowy, wymiotowali - opisuje koszmar Polka, która tej nocy była w L'Aquilli.

Pierwsze wstrząsy mieszkańcy L'Aquilli odczuli już w niedzielę. Były lekkie. Część mieszkańców, w obawie przed najgorszym, postanowiła spędzić jednak tę noc nie w swoich kilkusetletnich domach, ale u przyjaciół - w nowym budownictwie. Annalisa Angelini takiego wyboru nie miała. Wieczorem w jedynym szpitalu w mieście urodziła dziecko. Gdy mury zaczęły pękać przerażona kobieta boso i podłączona do kroplówki poszła po swoją małą córeczkę. Wybiegła z nią przed budynek, a mąż półprzytomną zawiózł ją do szpitala w miejscowości Chieti. - To miał być najpiękniejszy dzień w moim życiu, a tymczasem tylu osób, które znałam, już nie ma - mówiła następnego dnia we włoskiej telewizji.

Uratował ich cud

Marta Karwowska, studentka architektury z Politechniki Wrocławskiej, miała spać tej nocy w XV-wiecznej kamienicy. Wieczorem postanowiła jednak, że przeniesie się do innego budynku.

Obudziłam się, słysząc coś, co przypominało wybuch bomby an

Strażacy o akcji/Reuters
Strażacy o akcji/Reuters

Sto tysięcy bezdomnych?

Nie wszyscy mieli jednak tyle szczęścia. Ostatnie doniesienia mówią, że w trzęsieniu ziemi zginęło ponad 150 osób, a około 1,5 tys. zostało rannych. Zdaniem władz bez dachu nad głową mogło się znaleźć nawet 100 tys. ludzi. Na zdjęciach udostępnianych mediom przez agencje prasowe widać ulice pokryte gruzem, wokół leżą ciała zabitych.

Spod gruzów dobiegają odgłosy rannych. Nad ranem mieszkańcy jednego z budynków musieli uciszać krzyki poszkodowanych. Próbowali dotrzeć do zasypanego dziecka, które płakało. Nie potrafili jednak zlokalizować, skąd dobiega płacz, było za głośno. - Próbowałem się podnieść, ale byłem przygnieciony gruzem. Spadło mi na głowę kilka albo kilkanaście cegieł. Nie mogłem wyjść. W końcu jednak się udało. Bolały mnie nogi, nie byłem w stanie iść, krwawiłem - opisuje tragedię Ireneusz Walczak, który także był tej nocy w L'Aquilli.

Z opisów świadków wyłania się obraz chaosu, jaki chwilę po trzęsieniu sparaliżował włoskie miasto. - Cały czas wszystko się trzęsło. Ulice zakorkowane, choć to był środek nocy. W szpitalu nie sposób było dostać się do lekarza. Głowę zszył mi dentysta - dodaje Walczak. Ze szpitala pojechał z rodziną do zaimprowizowanego obozu na boisku piłkarskim w miejscowości ok. 10 km od L'Aquili.

"Nie zapomnimy bólu"

W obozowisku czekają setki osób. - Nigdy nie zapomnimy bólu - mówi jeden z Włochów, którzy tam trafili. Relacje mieszkańców L'Aquilli są wstrząsające. Ludzie uciekali w pośpiechu, wielu z nich tylko w piżamach. - Obudziłam się, słysząc coś, co przypominało wybuch bomby - opowiada 87-letnia Angela Palumbo. - Nie pamiętam, bym kiedykolwiek w życiu widziała coś podobnego - dodaje. - To wyglądało jakby nigdy miało się nie skończyć. Słyszałem jak wokół mnie waliły się fragmenty budynku - mówi z kolei 22-letni Luigi Alfonsi. Sugestywny obraz tego, co stało się z budynkami w L'Aquilli daje relacja jednego z mieszkańców. Stojąc przy gruzowisku nie wyższym od dorosłego mężczyzny powiedział: - Ten budynek miał kiedyś cztery kondygnacje.

Polska ambasada w Rzymie uruchomiła dyżurne numery telefonów, pod którymi udzielane są informacje w sprawie trzęsienia ziemi w Aquili : 0039 06 362 04 308 oraz 0039 06 362 04 302

ŁOs/mlas

Źródło: TVN24, BBC, IAR, PAP

Źródło zdjęcia głównego: TVN24/Fot.EPA