"Schody się zaczną, jeżeli Iran podejmie kolejne kroki za 60 dni"


Co oznacza najnowsze spięcie w Zatoce Perskiej i decyzja Iranu o zawieszeniu części układu atomowego? Czy jesteśmy bliżej irańskiej bomby atomowej? Na pytania tvn24.pl odpowiada Paulina Iżewicz, starsza analityczka w amerykańskim James Martin Center for Nonproliferation Studies w Middlebury Institute of International Studies.

Władze w Teheranie ogłosiły w środę decyzję o wycofaniu się z części zobowiązań zawartych w umowie nuklearnej z 2015 roku. Zrobiły to rok po wycofaniu się amerykańskiej administracji Donalda Trumpa z tej umowy zawartej przez Baracka Obamę.

Jaką decyzję konkretnie podjął Iran?

Paulina Iżewicz: - Prezydent Hasan Rowhani ogłosił, że Iran przestanie przestrzegać pewnych restrykcji nałożonych przez porozumienie nuklearne z 2015 roku (JCPOA). Na pierwszy ogień pójdą limity związane z ilością zgromadzonego uranu oraz tzw. ciężkiej wody.

Według porozumienia Iran może zgromadzić maksymalnie 300 kg uranu wzbogaconego do około 3,5 procent, czyli na poziomie wykorzystywanym w energetyce atomowej. Do tej pory, jeżeli Iranowi zdarzyło się przekroczyć tę ilość, porozumienie przewidywało możliwość wysłania nadmiaru za granicę. Było to możliwe dzięki temu, że USA zgodziły się na to w ramach wyjątku od własnych sankcji. W zeszłym tygodniu administracja Donalda Trumpa wycofała się jednak z tego przyzwolenia.

Wzbogacanie uranuPAP/Reuters

Drugim limitem jest ten nałożony na ciężką wodę, która używana jest jako moderator w reaktorach atomowych pewnego typu. Reaktory te są w stanie wyprodukować relatywnie większą ilość plutonu niż te używające tzw. lekkiej wody, które dominują aktualnie na rynku energetycznym. Stąd też JCPOA skupiło się również na konwersji irańskiego reaktora w Araku na reaktor tego drugiego typu oraz nałożyło restrykcje na produkcję ciężkiej wody, ograniczając zgromadzony produkt do 130 ton. Podobnie jak w przypadku niskowzbogaconego uranu, porozumienie przewidywało możliwość wysłania nadmiaru do Omanu. Tutaj też jednak było to możliwe na podstawie specjalnego wyjątku od amerykańskich sankcji, który również został wycofany w zeszłym tygodniu.

Irański reaktor jądrowy w mieście Arak Wikipedia (CC BY SA 3.0)

W zasadzie więc kroki podjęte przez Iran są w dużej mierze wymuszone realiami sytuacji. Alternatywą oczywiście byłoby zaprzestanie produkcji, ale ze względów politycznych Iran nie może sobie na takie rozwiązanie pozwolić.

Bardziej problematyczna jest jednak druga część ultimatum Iranu. Prezydent Rowhani zapowiedział, że jeżeli w ciągu 60 dni nie uzyska pomocy od pozostałych sygnatariuszy w zniwelowaniu efektów amerykańskich sankcji w sektorze naftowym i finansowym, Iran poweźmie kolejne kroki związane z wzbogacaniem uranu do poziomu 20 procent oraz odwróceniem modyfikacji reaktora w Araku.

Co ważne, na razie Iran nie zagroził, iż uniemożliwi dostęp do swoich instalacji inspektorom Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, którzy aktualnie dokładnie monitorują, co dzieje się w każdym elemencie irańskiego programu jądrowego.

Dlaczego Irańczycy podjęli takie kroki?

Minął właśnie rok odkąd prezydent Trump ogłosił wyjście USA z porozumienia nuklearnego. Od tego czasu, ze względu na amerykańskie sankcje, Iran nie był w stanie czerpać niemal żadnych korzyści z porozumienia.

Główną motywacją Iranu do przystąpienia do JCPOA były korzyści ekonomiczne związane z usunięciem bądź zawieszeniem sankcji ONZ, UE oraz USA. Kiedy sankcje amerykańskie zostały przywrócone w maju ubiegłego roku, stało się to praktycznie niemożliwe, mocno potęgując kryzys, w którym znajduje się aktualnie irańska gospodarka. Od dłuższego czasu administracja prezydenta Rowhaniego jest pod poważną presją ze strony obozu konserwatywnego w kraju, który domaga się wyjścia Iranu z porozumienia.

W przeważającej mierze dzisiejsza zapowiedź jest więc obliczona jako odpowiedź na tę właśnie presję. Służy ona też położeniu nacisku na europejskich partnerów, którzy do tej pory dość nieskutecznie próbują przeciwstawić się amerykańskim sankcjom. Po bardzo długich dywagacjach powołali oni niedawno do życia mechanizm, zwany formalnie INSTEX, którego celem jest umożliwienie handlu z Iranem bez narażania się na ryzyko amerykańskich sankcji. Początkowo mowa była o użyciu tego mechanizmu do handlu pojętego szeroko, m.in. umożliwiającego Iranowi otrzymanie zapłaty za eksport ropy naftowej, co jest kluczowe dla irańskiej gospodarki. Na chwilę obecną jednak mechanizm ten ma oficjalnie służyć handlowi produktami spożywczymi czy lekami – warto podkreślić, że te dwie kategorie i tak wyłączone są spod amerykańskich sankcji. Trudno więc dziwić się irańskiej frustracji.

Irański program nuklearnyPAP

Czy oznaczają one zerwanie porozumienia atomowego z 2015 roku?

Nie, przynajmniej na razie. Jak podkreślił Rowhani, podejmując te kroki Iran porusza się w ramach postanowień JCPOA. Rzeczywiście, w porozumieniu jest zapis umożliwiający każdej ze stron zawieszenie swoich zobowiązań, jeżeli inna strona nie przestrzega swoich. Formalnie takie zawieszenie wymaga najpierw użycia mechanizmu rozwiązywania sporów przewidzianego w JCPOA – rzeczy w praktyce niemożliwej, ponieważ strona łamiąca swoje zobowiązania, USA, wycofała się z porozumienia i siłą rzeczy nie może wziąć udziału w tym procesie.

Kroki podjęte przez Iran na chwilę obecną nie są bardzo dramatyczne, są za to w miarę łatwo odwracalne. Zanim Iran zgromadzi materiały ponad limity wynikające z porozumienia, też minie trochę czasu. To, w jaki sposób Iran sformułował swoją żądania, sugeruje, że jeżeli np. INSTEX umożliwiłby handel ropą naftową, przynajmniej do pewnego stopnia, może to być wystarczająca reakcja. W rzeczywistości jednak będzie to jednak bardzo trudne ze względu na bardzo daleki zasięg amerykańskich sankcji, które mogłyby dotknąć krajów europejskich.

Jeżeli jednak Iran podejmie kolejne kroki za dwie miesiące, sytuacja będzie wymagała reakcji od pozostałych sygnatariuszy. Formalnie taką reakcją powinno być przywrócenie sankcji zniesionych przez JCPOA. W praktyce będzie to jednak dużo bardziej skomplikowane.

Irański program nuklearnyPAP/Reuters

W jakiej sytuacji decyzja Iranu stawia pozostałych sygnatariuszy JCPOA?

Dość trudnej. Wymierzona jest ona ewidentnie w europejskich sygnatariuszy, którzy już i tak znajdują się pomiędzy młotem i kowadłem: wysiłki mające na celu utrzymaniu JCPOA przy życiu stoją w opozycji do europejskich interesów w wymiarze transatlantyckim. Pozycja USA wobec Iranu progresywnie się zaostrza, wobec czego spełnienie żądań Iranu oznaczałoby wejście na bezpośredni kurs kolizyjny z Waszyngtonem.

Do tego jeszcze prezydent Rowhani podkreślił rolę Iranu w walce z narkotykami płynącymi z regionu do Europy oraz wysiłki na rzecz powstrzymania napływu uchodźców. Biorąc pod uwagę, jak ogromnym problemem jest to aktualnie w Europie, było to bardzo zręczne zagranie.

W efekcie Iran postawił pozostałych sygnatariuszy w bardzo trudnej sytuacji, wyjście z której – o ile w ogóle możliwe - będzie wymagało ogromnej kreatywności.

Czy podjęte przez Teheran kroki oznaczają, że będzie mu łatwiej zbudować bombę atomową?

Póki co, nie. Nawet jeżeli Iran zacznie zwiększać swoje zapasy uranu wzbogaconego do około 3,5 procent, od tego do bomby jest jeszcze daleka droga. Uran ten musi być wzbogacony w dwóch kolejnych stadiach: do 20 procent oraz 90 procent. Dopiero ten ostatni nadaje się do użycia w bombie atomowej. Podobnie w przypadku plutonu – sama ciężka woda nie jest używana do jego produkcji; można by ją przyrównać do płynu chłodzącego.

Schody zaczną się jednak, jeżeli Iran podejmie kolejne kroki za 60 dni. Najwięcej wysiłku wymaga wzbogacenie uranu do około 3,5 procent - wzbogacenie do 20 procent i 90 procent jest progresywnie szybsze i łatwiejsze – z tego też względu JCPOA zakazało wzbogacania do 20 procent oraz pozbycia się przez Iran istniejących zapasów.

Jeżeli reaktor w Arak zostanie przywrócony do poprzedniego stanu, otworzy się również potencjalnie droga do produkcji plutonu – drugiego materiału używanego do produkcji głowic jądrowych.

Restrykcje nałożone w porozumieniu opierają o tzw. breakout time. Jest to koncepcja umożliwiająca obliczenie, ile czasu potrzeba na wyprodukowanie materiału rozszczepialnego w ilości wystarczającej na jedną głowicę jądrową w oparciu o dostępne materiały bazowe oraz możliwości techniczne. Przy aktualnych parametrach JCPOA czas ten wynosi jeden rok. Dla porównania, przed zawarciem porozumienia było to szacowane na około 2-3 miesiące. Rzecz jasna Iran miał wtedy dużo większe zapasy uranu oraz możliwości techniczne - dla przykładu, w ramach porozumienia Iran zredukował swoje zapasy uranu wzbogaconego do około 3,5 procent o 98 procent, a liczbę wirówek o ponad dwie trzecie. Powrót do tych parametrów zająłby Iranowi sporo czasu. Nie ma więc jeszcze powodu do paniki.

Autor: Maciej Tomaszewski / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: