Mihaela nie wróciła ze szkoły. Dwa dni później znaleziono ją martwą w polu


Rumuńska policja poinformowała, że głównym podejrzanym w sprawie o porwanie i zabójstwo 11-letniej dziewczynki poszukiwanej przez trzy ostatnie dni jest obywatel Holandii. Był on przesłuchiwany przez funkcjonariuszy w trakcie trwania poszukiwań, ale został wypuszczony, bo nie mieli oni wystarczających dowodów pozwalających na jego zatrzymanie. Zaraz po przesłuchaniu wyjechał z Rumunii. Teraz miejscowe służby współpracują z holenderskimi w sprawie jego ekstradycji.

Mihaela Adriana Fieraru zaginęła w piątek po południu we wsi Gura Sutii w południowej Rumunii. 11-latka nie wróciła do domu ze szkoły, więc jej rodzina zgłosiła zaginięcie dziewczynki na policję.

W piątkowy wieczór policja zdecydowała się na uruchomienie procedury Child Alert. Zdjęcia dziecka zaczęto publikować w mediach. Poszukiwania opisywano w Rumunii całe trzy dni.

Ciało w plastikowej torbie

W piątek wszczęto akcję poszukiwawczą, w której uczestniczyły setki funkcjonariuszy, żandarmów i ochotników. Policja przeczesywała okolicę także przy użyciu śmigłowców i dronów.

Dwa dni później na polu kukurydzy znaleziono zwłoki dziewczynki zawinięte w plastikową folię.

Makabrycznego znaleziska dokonano w gminie Produlesti, około trzech kilometrów od rodzinnej wioski Mihaeli.

Śledczy przekazali, że na ciele dziewczynki znajdowały się ślady przemocy oraz że została zamordowana w ciągu pierwszych 30 minut od porwania. Jak dodano, podejrzany miał użyć do jej uprowadzenia samochodu.

- Obecne wyniki śledztwa wskazują z całą pewnością, że dziewczynka nie żyła w chwili, gdy zgłoszono jej zaginięcie - poinformował w niedzielę wieczorem prokurator Mihai Dinca.

Główny podejrzany Holendrem

Prokuratura wstępnie wytypowała krąg podejrzanych, a jednym z nich jest obywatel innego państwa, który najbardziej interesuje śledczych. Lokalne media - powołując się na źródła w policji - przekazały, że pochodzi on z Holandii, jednak prokurator Dinca powiedział, że nie może potwierdzić tej informacji.

W poniedziałek potwierdził jednak te przecieki szef rumuńskiej policji w rozmowie z serwisem Digi24.

- Trwa śledztwo kryminalne. Mogę potwierdzić, że podejrzany był znany w przeszłości z przestępstw seksualnych, stosowania przemocy i prowadzenia pod wpływem środków odurzających. Tak wynika z informacji naszych holenderskich odpowiedników - powiedział Liviu Vasilescu.

Według rumuńskich mediów, obcokrajowiec był przepytywany przez funkcjonariuszy już w sobotę, kiedy trwały poszukiwania, ale wypuszczono go wtedy, bo na tamtym etapie śledczy nie mieli dowodów lub poszlak, które czyniłyby z niego głównego podejrzanego.

Według anglojęzycznego serwisu Romania Journal, Holender przyjechał do Rumunii w środę. Po sobotnim przesłuchaniu wyłączył telefon i tego samego dnia opuścił kraj.

Policja analizowała nagrania z miejskiego monitoringu przez cały weekend. Widać było na nim w sumie trzy samochody, które śledczy wzięli pod uwagę. Mijały one dosyć wolno idącą wzdłuż drogi dziewczynkę. Uwagę śledczych zwrócił przede wszystkim pojazd prowadzony - jak się później okazało - przez obcokrajowca.

Samochód został zarejestrowany przez kamerę niespełna minutę przed tym, gdy 11-latka po raz ostatni pojawiła się na nagraniu.

Kamery zarejestrowały wtedy godzinę 17.15 w piątek. Było to 350 metrów od jej domu.

Nim podejrzane auto pojawiło się w zasięgu kolejnej kamery, minęło pół godziny, tymczasem dystans, w którym normalnie powinno go przejechać, wynosił 2-3 minuty.

Okazało się, że Holender samochód wypożyczył i już w sobotę o godz. 23. zwrócił auto do wypożyczalni. Potem opuścił kraj.

Prokuratura poinformowała, że wykluczyła z kręgu podejrzanych rodzinę dziewczynki.

Specjaliści badają obrażenia dziecka. Nie wykluczają, że część z nich to efekt działania dzikich zwierząt, które mogły trafić na zwłoki leżące w polu prawdopodobnie dwie doby.

Kartoteka przestępcy seksualnego wskazuje jednak, że 11-latka mogła paść ofiarą gwałtu przed śmiercią.

Autor: momo/adso / Źródło: ENEX, Libertatea, Romania Journal, Digi24