16 godzin czekali na pomoc policji. Burza śnieżna na trasie, jedna osoba zamarzła

Jeden z mężczyzn, którzy utknęli na trasie, usiłował wezwać pomoc i zamarzł, szukając ratowników

Ponad 16 godzin czekali na pomoc w zmrożonych autach kierowcy i pasażerowie na trasie Orsk-Orenburg na Uralu. Z powodu burzy śnieżnej na trasie utworzył się zator, a służby ratunkowe nie mogły dotrzeć do poszkodowanych. Jeden z kierowców wysiadł z samochodu i usiłował dotrzeć do najbliższych zabudowań, zamarzł jednak po drodze. Komitet Śledczy wszczął śledztwo w tej sprawie.

W nocy z 3 na 4 stycznia z powodu burzy śnieżnej duża część trasy Orenburg - Orsk na Uralu była nieprzejezdna. W zatorze utknęło 51 aut, w których przebywało 84 osoby. Rosyjskie ministerstwo ds. nadzwyczajnych (MCzS) poinformowało, że "wszystkim uwięzionym udzielono pomocy", okazało się jednak, że nikt z tych, którzy przeżyli śnieżną burzę, nie widział ratowników i nie otrzymał ani ciepłego posiłku, ani ciepłych napojów.

Telefony po ratunek

Wielu kierowców zaczęło dzwonić na policję i do MCzS od razu po tym, jak zorientowali się, że utknęło. W ciągu kilku pierwszych godzin uratowano jednak tylko kilka osób, reszta musiała czekać na pomoc co najmniej 15 godzin. Kilka osób spędziło w autach całą dobę. W tym czasie samochody zostały całkowicie pokryte grubą warstwą śniegu.

W wyniku śnieżycy zginęła co najmniej jedna osoba - kierowca z Orenburga, który wysiadł z samochodu i chciał dotrzeć do najbliższego auta. Jego ciało zostało znalezione 20 metrów od trasy - prawdopodobnie zgubił się w śnieżycy i nie zdołał wrócić do auta. 12 osób trafiło do szpitali, wiele z nich z odmrożeniami, lekarze podjęli decyzję o amputacjach kończyn w przypadku trzech najciężej poszkodowanych osób.

Odezwa do Putina

Rosyjski Komitet Śledczy i Prokuratura Generalna wszczęły śledztwo w sprawie zatoru, który powstał na trasie. Sprawdzają m.in., czy nie zostały złamane procedury postępowania służb ratunkowych w przypadku śnieżyc i powstania zagrożenia życia.

Jeden z kierowców, uratowanych z zatoru, nagrał odezwę do prezydenta Rosji Władimira Putina.

Paweł Gusiew opowiedział w nim, jak wyglądało oczekiwanie na ratowników podczas "śnieżnego zatoru". Powiedział m.in., że ratownicy z MCzS nie podjęli właściwych kroków dotyczących uratowania ludzi. Dodał, że miejscowe media informowały o rozlokowanych na trasie punktach, w których można było się ogrzać - żadna z osób, które utknęły wraz z Gusiewem na trasie na te punkty nie natrafiły.

"Swoich nie możemy uratować"

"Nasza Rosja jest wielkim państwem. Pomaga dosłownie wszystkim, całej zagranicy. Wysyła tam wszystkie najbardziej nowoczesne urządzenia: nowoczesną technikę, samoloty, ogrzewacze, namioty. Ale swoich ludzi uratować nie możemy. Nawet nie zrobiono tymczasowych punktów pomocy, nie przywieziono ludziom gorącej herbaty, żeby ich ogrzać, żeby nie zamarzli w swoich autach, żeby mogli przeczekać burzę śnieżną. To wszystko" - zakończył mężczyzna, który cudem uratował się po dobie czekania na pomoc w swoim aucie.

30-stopniowe mrozy

Według oficjalnych danych akcję ratunkową prowadziło 150 osób i 55 jednostek sprzętu specjalistycznego. Z trasy ewakuowano w sumie 84 osoby, w tym kobieta w ostatnim miesiącu ciąży, 12 z nich trafiło do szpitala.

4 stycznia ruch na trasie został przywrócony, jednak z powodu panujących na Uralu 30-stopniowych mrozów władze uprzedzają, by do co najmniej 9 stycznia powstrzymać się od podróżowania.

Autor: asz//gak / Źródło: lenta.ru, RBK, PAP, meduza.io