Atmosfera "łagodniejsza niż rok temu". Saudyjski następca tronu "nie marnował czasu"


Radykalne reformy społeczne i gospodarcze, aresztowania politycznych rywali oraz wojna w Jemenie - pierwszy rok od mianowania Muhammada ibn Salmana na następcę saudyjskiego tronu obfitował w wyzwania. Książę musi teraz utrzymać równowagę między stronnictwami - oceniają media.

"Ambitny, o ile nie impulsywny" książę, "nie marnował czasu na konsolidację swojej władzy" - czytamy na portalu Al-Dżaziry w czwartek, pierwszą rocznicę mianowania Muhammada ibn Salmana na saudyjskiego następcę tronu. W ubiegłą jesień rządzący de facto w państwie sukcesor oczyścił sobie polityczne pole, aresztując setki saudyjskich książąt, biznesmenów, dziennikarzy, ministrów, oskarżając wielu z nich o korupcję. Równocześnie 33-latek z dynastii Saudów dał się poznać jako reformator, próbujący złagodzić wahabicką interpretację islamu panującą w Arabii Saudyjskiej. Obiecywał "bardzo szybko wykorzenić resztki ekstremizmu" i zapewniał, że jego państwo będzie "krajem umiarkowanego islamu, otwartym dla wszystkich religii świata". Jednocześnie - jak wskazuje Al-Dżaizira - "jest na tyle mądry", by "pozostać blisko religijnego establishmentu", "ułagadzając go, nawet gdy stara się ograniczyć jego wpływ". "The Economist" podkreśla jednak, że cieszący się sporym poparciem wśród młodych ludzi książę "zantagonizował duchownych, książąt i przedsiębiorców". Radykalni islamscy duchowni nie szczędzili krytyki dla styczniowej decyzji o zezwoleniu kobietom na oglądanie zawodów sportowych na stadionie i królewskiego dekretu znoszącego zakaz prowadzenia samochodu przez kobiety. Przyznanie tych praw oceniane było jako bezprecedensowy krok i jak zauważa portal CNN atmosfera w Arabii Saudyjskiej jest teraz "bardziej łagodna niż rok temu". Amerykański nadawca zaznacza jednak, że wielu liberałów utrzymuje, że zmiany te są kosmetyczne, podkreślając, że rząd aresztował wiele kobiet, które żądały dalszych reform. Za zwiększeniem roli kobiet w społeczeństwie Arabii Saudyjskiej przemawiają również argumenty gospodarcze. Dwa lata temu ogłoszono w monarchii rządowy plan "Wizja 2030". Jego celem jest m.in. dywersyfikacja źródeł dochodu państwa, uzależnionego od eksportu ropy naftowej, stworzenie miejsc pracy młodym ludziom niezależnie od płci oraz modernizacja tradycyjnego stylu życia Saudyjczyków. Częścią planu jest również stworzenie specjalnego funduszu majątkowego i sprzedaż udziałów w państwowej firmie naftowej Saudi Aramco. Portal CNN uznaje "Wizję 2030" za "gigantyczny sen o wzmocnionej saudyjskiej gospodarce".

Miliardowe inwestycje

By zapewnić intratne inwestycje w Arabii Saudyjskiej, książę udał się w tym roku w oficjalne wizyty do Egiptu, Francji, Wielkiej Brytanii i USA. Podczas swoich podróży podpisywał miliardowe inwestycje, a w mediach zapewniał o postępach w liberalizacji swojego państwa. W wywiadzie udzielonym podczas trzytygodniowego pobytu w kwietniu w USA stwierdził nawet, że Izrael ma "prawo do własnego państwa". Stanowisko to było zaskakujące, gdyż wiele państw arabskich, w tym Arabia Saudyjska, nie utrzymuje oficjalnych kontaktów dyplomatycznych z państwem żydowskim. W ocenie mediów następca tronu zaktywizował saudyjską politykę zagraniczną na Bliskim Wschodzie. To właśnie jemu przypisuje się m.in. wprowadzenie blokady gospodarczej Kataru w 2017 roku. W celu ograniczenia roli szyickiego Hezbollahu miał również podjąć próbę ingerencji w wewnętrzną politykę Libanu przez naciskanie na premiera tego państwa Saada Haririego do dymisji, którą ogłosił w Rijadzie. Szef rządu w Bejrucie formalnie wycofał swoją dymisję i ostatecznie pozostał na stanowisku.

"Największa humanitarna katastrofa na świecie"

W 2015 roku Muhammad ibn Salman, jako minister obrony, zdecydował się rozpocząć interwencję zbrojną w Jemenie. Prowadzona jest ona do tej pory i - jak podaje CNN - to książę "będzie oceniany za przebieg i wynik" konfliktu. Dotychczas zginęło w nim ponad 10 tys. ludzi i jest on uznawany przez ONZ za "największą humanitarną katastrofę na świecie". Działania księcia przeciwko sąsiednim państwom, jak Jemen i Katar, spowodowały daleko idące "konsekwencje geopolityczne" - wskazuje Al-Dżazira. Portal The National ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich ocenia, że jego polityka wobec Iranu "była bardziej agresywna niż jego poprzedników". Następca saudyjskiego tronu ostrzegał w wywiadach, że Iran może wywołać regionalną wojnę i porównywał najwyższego przywódcę duchowo-politycznego Iranu ajatollaha Alego Chameneia do Hitlera.

Utrzymanie równowagi między konserwatystami a reformatorami

Irańskie media spekulowały, że w kwietniu w Rijadzie doszło do strzelaniny i próby przewrotu pałacowego. Stawiały też tezę, że dłuższa nieobecność w mediach Muhammada ibn Salmana była spowodowana tym, że został on w niej zastrzelony lub ranny. Strona saudyjska demontowała te doniesienia i utrzymywała, że nad pałacem jedynie strącono małego drona. Wyzwanie sukcesora do saudyjskiego tronu polega na "utrzymaniu delikatnej równowagi między konserwatystami a reformatorami" - wskazuje Al-Dżazira. "Niepowodzenie na jakimkolwiek ze znaczących frontów może spowodować chaos, od (wewnętrznej) walki o władzę do niezamierzonej ostatecznej rozgrywki z Iranem" - czytamy w CNN. W ocenie amerykańskiego nadawcy każdy z tych scenariuszy "w najgorszym razie może doprowadzić do wzrostu światowych cen ropy".

Autor: js/ / Źródło: PAP