Rekordowa mowa Obamy. Szykuje "syndrom Sputnika"

Aktualizacja:

- Będziemy szli naprzód razem albo wcale - stwierdził Barack Obama w corocznym orędziu do narodu. Prezydent podkreślał, że odpowiedzialność za kraj spoczywa zarówno na demokratach jak i republikanach. Wezwał też do wprowadzenia znacznych cięć w wydatkach budżetu, połączonych z wzrostem nakładów na naukę i innowacyjność. Mówiąc o kwestiach międzynarodowych, Obama podkreślał, że "amerykańskie przywództwo odrodziło się", ale Ameryce wciąż grozi niebezpieczeństwo ze strony islamskich ekstremistów.

Komentatorzy podkreślają, że znajdujący się w połowie swojej kadencji Obama zaczyna przygotowywać się do walki o reelekcję. Tradycyjne coroczne wystąpienie przed narodem, nazywane "State of the Union", było świetną okazją, aby zdobyć większą popularność.

Prezydent swoje rekordowo długie, bo trwające godzinę orędzie, zaczął od apelu o jedność i zgodę narodową, nawiązując do niedawnej tragedii w Arizonie, gdzie szaleniec zastrzelił sześć osób i ciężko ranił m.in. kongresmenkę Gabrielle Giffords. Asystent kongresmenki, Daniel Hernandez, który uratował jej życie, siedział na sali Kongresu jako jeden z gości honorowych.

Masakra w Arizonie wywołała w USA apele o wyciszenie sporów i coraz bardziej zażartych w ostatnich latach kłótni politycznych.

Obama zaapelował do republikanów o współpracę. Aby podkreślić ducha pojednania na Kapitolu, część członków Kongresu nie siedziała tym razem na miejscach swoich partii - po obu stronach sali - lecz obok swoich kolegów z partii przeciwnej. Symboliczne "wymieszanie się" miało pokazać opinii publicznej - która jest niezadowolona z polaryzacji politycznej - że ustawodawcy są gotowi współpracować ponad podziałami.

Pieniądze dominują

Przeważającą część przemowy zajęły problemy gospodarcze USA, zwłaszcza wysoki deficyt budżetu i bezrobocie. Obama zaproponował pięcioletnie zamrożenie wydatków budżetowych, które miałoby zredukować deficyt o 400 miliardów w ciągu dekady.

Zamrożenie wydatków miałoby jednak nie dotknąć kilku sfer, które zdaniem prezydenta są kluczowe dla przyszłości kraju. Według Obamy, aby wzmocnić gospodarkę USA konieczny jest kolejny "syndrom Sputnika". Prezydent rozumie przez to duży zastrzyk pieniędzy przeznaczonych na naukę i rozwój, podobny do tego, co władze USA zrobiły po wystrzeleniu przez ZSRR pierwszego satelity w 1957 roku. Wtedy gwałtowny rozwój nauki stworzył miliony miejsc pracy. Obama chciałby, aby teraz stało się podobnie.

- Obywatele USA liczą na to, że ich przywódcy będą tworzyć miejsca pracy - podkreślił Obama, dodając, że "nie chodzi o to, kto wygra następne wybory". Jak mówią komentatorzy, prezydent musi przekonać obywateli, że ma pomysł na obniżenie wyjątkowo wysokiego jak na USA bezrobocia, sięgającego 9,4 procent.

Obama zaproponował także obniżenie podatku korporacyjnego, czego nie robiono od 25 lat. Prezydent chciałby też zaprzestać dotowania koncernów naftowych, w zamian przeznaczając te pieniądze na pozyskiwanie energii odnawialnej. Zapowiedział również, że będzie zdecydowanie opierał się staraniom republikanów, aby wydłużać obowiązywanie ulg podatkowych dla najbogatszych.

Chcemy więcej

Republikanie już zapowiedzieli, że propozycje Obamy co do ograniczenia wydatków państwa to za mało. Zwłaszcza, że prezydent nie chce zmniejszenia wydatków na służbę zdrowia i pomoc społeczną, które pochłaniają znaczną część budżetu. - Kilka lat temu redukcja wydatków była ważna, teraz jest konieczna. Dług nas przytłacza - stwierdził kongresmen republikanów Paul Ryan.

Zdaniem przeciwników demokratów, ostatnie wybory do Kongresu dały im legitymację do zmniejszenia roli i wydatków władz federalnych. Republikanie chcą większych cięć, między innymi w wydatkach na naukę i badania.

Prezydent twierdzi, że takie propozycje są jak "odcinanie silnika od przeciążonego samolotu, aby stał się lżejszy". - Na krótką metę będziesz leciał wyżej, ale nie minie wiele czasu jak zderzysz się z ziemią - obrazowo krytykował republikanów Obama.

Dwa głosy. Opozycja krytykuje

Wezwanie do inwestycji rządowych w orędziu spotkało się od razu z krytyką republikańskiej prawicy. W replice opozycji republikański kongresman Jim Ryan powiedział, że "inwestycje" oznaczają po prostu nowe wydatki rządowe, podczas gdy należy je ograniczać w sytuacji rosnącego deficytu i długu publicznego, które spłacać będą następne pokolenia. Ryan potępił Obamę za rozbudowę i zwiększanie roli rządu.

Osobno replikę wygłosiła także ultrakonserwatywna kongresmenka Michelle Bachman, występująca jako rzeczniczka prawicowej Tea Party - związanego z republikanami ruchu protestu przeciw polityce prezydenta.

Był to pierwszy od lat wypadek, że zwyczajowe wystąpienie opozycji po orędziu podzielono na dwa głosy. Komentuje się to jako wyraz wpływów Tea Party, której ponad 60 przedstawicieli weszło do Kongresu w wyborach z ramienia GOP.

Zakończyć zależność od ropy

Podczas swojego corocznego orędzia prezydent Obama poruszył też kwestię wykorzystania alternatywnych źródeł energii. Zapewnił, że do 2035 roku elektryczność używana w amerykańskich domach będzie w 80 proc. pozyskiwana z tych źródeł. - Dzięki większej liczbie badań i inicjatyw możemy zakończyć naszą zależność od ropy dzięki biopaliwom - podkreślił.

Zapewnił, ze Stany Zjednoczone stale inwestują w "energię jutra".

"Amerykańskie przywództwo odrodziło się"

Obama, mówiąc o kwestiach międzynarodowych, podkreślał też, że "amerykańskie przywództwo odrodziło się". Podał przykład Iraku, skąd - jak zapewnił - tysiące amerykańskich żołnierzy wyszło „z uniesioną głową”. - Zakończyliśmy tam swoją pracę. Wojna w Iraku zbliża się ku końcowi – powiedział prezydent USA. I wymieniał: Amerykańskie patrole wojskowe zakończyły działania, zwalczono przemoc i zbudowano nowy rząd. - Tego roku nasi obywatele nawiązali trwałe partnerstwo z Irakijczykami - dodał.

Wojska USA oficjalnie zakończyły działania bojowe w Iraku w 2010 roku, ale około 50 tysięcy żołnierzy nadal pozostaje na miejscu. Ich misja jest obecnie określana jako pomocniczo-szkoleniowa.

Prezydent ponowił też obietnicę, że w lipcu tego roku USA "zaczną wycofywać swe wojska z Afganistanu".

Dodał, że mimo sukcesów USA w walce z terroryzmem, wciąż istnieje zagrożenie ataków ze strony ekstremistów. – Dzięki naszej inteligencji i specjalistom jesteśmy w stanie rozwijać nowe skuteczne systemy bezpieczeństwa chroniące nasze miasta i przestrzeń powietrzną - zaznaczył. Podkreślił, że gdy ekstremiści próbują dopuszczać się aktów przemocy i gdy przekraczają granicę, Ameryka "odpowiada im siłą wspólnoty".

Zapewnił przy tym, że USA pamiętają o tym, że amerykańscy muzułmanie są częścią „amerykańskiej rodziny”.

Wspomniał następnie o "europejskich sojusznikach" Ameryki - nie wymieniając konkretnych krajów - i o planach budowy tarczy rakietowej w Europie oraz o "zresetowaniu" stosunków z Rosją.

Nawiązując do niedawnego przewrotu w Tunezji podkreślił, że USA będą nadal "wspierać demokratyczne aspiracje wszystkich narodów".

Źródło: Reuters, APTN, PAP