Rebelia na południu Filipin. Armia napotkała opór ze strony islamistów


35 osób zginęło, a 140 tysięcy zostało przesiedlonych z powodu trwającej na południu Filipin rebelii. Tak wynika ze statystyk przedstawionych w czwartek przez rzecznika dywizji piechoty filipińskiej Joara Herrerę.

Według oświadczenia lokalnych władz walki toczone od wtorku w rejonie miasta Marawi (na południu kraju) między rebeliantami a siłami rządowymi doprowadziły do przesiedlenia około 70 procent 200-tysięcznej populacji.

Policja informuje o czterech cywilach, których bojownicy przetrzymują jako zakładników. Armia szacuje liczbę ofiar po stronie rebeliantów na 26 osób. W działaniach poniosło śmierć także pięciu żołnierzy, dwóch policjantów i dwóch cywili. 39 żołnierzy zostało rannych.

Zadanie sił rządowych

"Nasze działania trwają. Nie odpuszczamy. (...) Są tutaj dodatkowe siły do pomocy, by całkowicie pozbyć się pozostałości lokalnych grup terrorystycznych" - mówił w czwartek w Marawi Joar Herrera, rzecznik 1. dywizji piechoty filipińskiej.

Według ministra obrony Delfina Lorenzany bojownicy należą do grupy Maute, która zdaniem rządu jest powiązana z islamistami z ugrupowania Abu Sajaf. Złożyło ono przysięgę wierności tak zwanemu Państwu Islamskiemu (IS), znane jest z brutalnych działań, szczególnie wobec cudzoziemców, między innymi zamachów bombowych, wymuszeń i porwań dla okupu. Od lat 70. XX wieku chce przekształcić południe Filipin w kalifat.

Herrera przyznał, że zadaniem rządowych sił było aresztowanie przywódcy Abu Sajaf Isnilona Hapilona, który miał przybyć do Marawi na leczenie. Armia napotkała jednak silny opór ze strony zwolenników przywódcy, który prawdopodobnie wciąż przebywa w ogarniętym rebelią mieście.

Skrócona wizyta w Rosji

Ze względu na starcia między islamskimi partyzantami a armią prezydent Rodrigo Duterte skrócił swoją oficjalną wizytę w Rosji i wprowadził we wtorek stan wojenny na południu kraju na 60 dni. Porównał jego wprowadzenie do stanu wojennego obowiązującego na Filipinach za prezydentury Ferdinanda Marcosa, dyktatora cieszącego się złą sławą wśród mieszkańców kraju.

Prezydent Duterte bierze pod uwagę objęcie stanem wojennym całego kraju. - Jeżeli uznam, że IS ma przyczółki także na wyspie Luzon (na północy Filipin) i terroryzm będzie naprawdę niedaleko, wówczas mogę ogłosić stan wojenny na terenie całego kraju - mówił w środę na lotnisku w Manili.

Islamiści podczas walk z siłami rządowymi porwali także kilkanaście osób z katolickiej katedry w Marawi. Świątynia została spalona. Miejsce pobytu uprowadzonych nie jest znane.

Autor: tas/sk / Źródło: PAP