Prezydent Zimbabwe skraca podróż po Europie. "Jeśli trzeba będzie, polecą głowy"


Z powodu trwających antyrządowych protestów wywołanych drastyczną podwyżką cen paliw prezydent Emmerson Mnangagwa przerwał podróż po Europie. Jej celem było zachęcanie do inwestowania w Zimbabwe i wrócił do kraju.

Mnangagwa, który miał uczestniczyć w zaczynającym się we wtorek w Davos w Szwajcarii 49. Światowym Forum Ekonomicznym, w nocy z poniedziałku na wtorek wylądował w Harare. We wtorek rano zapowiedział, że przemoc czy nadużycie uprawnień przez siły bezpieczeństwa zostaną wyjaśnione, a winni będą ukarani. "Przemoc czy nadużycie uprawnień przez nasze siły bezpieczeństwa jest nie do zaakceptowania i jest zdradą nowego Zimbabwe. Chaos i niesubordynacja nie będą tolerowane. Jeśli trzeba będzie, polecą głowy" - napisał na Twitterze. Według organizacji broniących praw człowieka, w trwających od 14 stycznia zamieszkach zginęło co najmniej 12 osób, choć ta liczba nie została oficjalnie potwierdzona. Zarówno te organizacja, jak i opozycja mówią o tym, że siły bezpieczeństwa nadużywają przemocy podczas tłumienia demonstracji.

Jednocześnie Mnangagwa bronił decyzji o podwyżce cen paliw, wyjaśniając, że nie była ona łatwa, ale jest niezbędna. Ceny paliwa wzrosły o 150 proc., wskutek czego według mediów, benzyna w Zimbabwe jest obecnie najdroższa na świecie. Niezadowolenie mieszkańców kraju wzmógł fakt, że decyzja o podwyżce została ogłoszona, gdy Mnangagwa udał się w podróż do Europy. Celem tej podróży było zachęcenie do inwestowania w Zimbabwe. Mnangagwa objął władzę w listopadzie 2017 r., gdy wskutek przewrotu wojskowego obalony został długoletni prezydent Zimbabwe Robert Mugabe. Nowy przywódca, który przez długi czas był bliskim współpracownikiem Mugabe, zapowiedział otwarcie kraju na zagraniczne inwestycje, aby przełamać potężną zapaść gospodarczą będącą spuścizną dyktatorskich rządów poprzednika.

Autor: mtom / Źródło: PAP