Fotoreporter duszony i powalony na ziemię


Christopher Morris, pracujący od lat dla magazynu "Time" fotoreporter, padł ofiarą agenta Secret Service, gdy na wiecu Donalda Trumpa próbował robić zdjęcia wyprowadzanych z sali protestujących członków społeczności afroamerykańskich.

Na wiecu republikańskiego kandydata w prawyborach w Radford w Virginii pojawiła się - jak na wielu wcześniejszych spotkaniach - grupa osób pikietujących z plakatami Black Lives Matter, ruchu zawiązanego w 2014 roku w USA po serii strzelanin z udziałem policji, w których ginęli bezbronni czarnoskórzy obywatele USA.

Na wiecach Trumpa grupy te pojawiają się, protestując przeciwko rasistowskim wypowiedziom miliardera.

Duszony i rzucony na ziemię

Gdy wyprowadzano ich z sali, fotoreporter "Time’a" wyszedł - jak sam twierdzi - "pół metra" poza strefę wyznaczoną dla prasy, by zrobić kilka zdjęć protestujących. Wtedy - jak wynika z kilku nagrań, które pojawiły się w mediach społecznościowych za oceanem - na jego drodze stanął ochroniarz.

Agent Secret Service chwycił starszego już fotoreportera za kark i po kilku sekundach powalił z ogromną siłą na ziemię. Na kolejnym nagraniu widać, jak Morris próbuje odepchnąć agenta sięgającego dalej rękami w jego stronę, wymachując nogami. "Zostaw mnie, zostaw mnie" - powtarza. Agent w końcu opanowuje nerwy, wściekły fotoreporter pokazujący ruchem swoją szyje, potem stara się chwycić za nią agenta. Chwilę później inni członkowie ochrony wyprowadzają Christophera Morrisa z sali.

Amerykańskie Służby Specjalne poinformowały kilka godzin po incydencie, że są jego świadome, ale - jak pisze brytyjski "Guardian" - ich przedstawiciel stwierdził, że jest za wcześnie, by wyciągnąć odpowiednie wnioski. Agenci Secret Service od lat są wynajmowani do ochrony wieców wyborczych kandydatów w prawyborach w USA.

Morris, któremu nic się nie stało, nie zdecydował się na postawienie zarzutów. Tuż przed incydentem Trump nazwał z mównicy dziennikarzy "niesamowicie niesprawiedliwymi" i wskazał ich jako "prawdziwy problem tego kraju".

Prasa u Trumpa pod pręgieżem

"Guardian" pisze, że to nie pierwszy raz, gdy na wiecach wyborczych Trumpa dochodzi do szarpanin. Jesienią protestujący z grupy Black Lives Matters został wielokrotnie uderzony i kopnięty przez członków ochrony. Pytany o to Trump stwierdził potem, że "może powinien był zostać tak potraktowany, bo to, co robił było obrzydliwe". Odniósł się przy tym do samego faktu protestowania.

Trump na wiecu w Radford mówił też m.in., że w polityce "styka się ze wszami (…), ale 80 proc. prasy (za oceanem - red.) jest gorsze od nich". Zapowiedział, że po wygraniu wyścigu do Białego Domu "wprowadzi prawo, które będzie wymagało od prasy uczciwości, a jeśli nie będą uczciwi (…) może pojawią się kary".

Sztab Donalda Trumpa nie odniósł się do incydentu z fotoreporterem.

Magazyn "Time" w tekście poświęconym wiecowi w Virginii wskazuje, że w czasie, gdy inni kandydaci pozwalają przedstawicielom prasy na swobodne przemieszczania się po budynkach, w których przemawiają lub obradują, Trump wyznacza przedstawicielom mediów wygrodzone miejsca. Często otaczają je agenci Secret Service, a Trump wskazuje na nich palcem, w przemówieniach często tę grupę piętnując.

Autor: adso / Źródło: Guardian

Tagi:
Raporty: