Po latach wyborcy w Libanie pójdą do urn


Niedzielne wybory parlamentarne w Libanie będą pierwszymi w tym kraju od dziewięciu lat. Przeprowadzone zostaną według nowej ordynacji, a ponad 20 proc. wyborców po raz pierwszy pójdzie do urn. Wybory nie wstrząsną jednak libańską sceną polityczną.

Libańczycy wybiorą 128-osobowy parlament, w którym miejsca z góry podzielone są kwotowo między 16 z 18 oficjalnych grup wyznaniowych w kraju. Połowa miejsc w parlamencie zarezerwowana jest dla chrześcijan, przy czym podzieleni oni są na siedem odrębnych grup. Największą są maronici, którym przysługują 34 mandaty, natomiast sześć innych Kościołów chrześcijańskich zostało przydzielonych do drugiej grupy, określanej jako Mniejszości - będzie ona miała jednego przedstawiciela w parlamencie. Pozostałe pięć grup chrześcijańskich to grekoprawosławni (14 mandatów), grekokatolicy (8 mandatów), ewangelicy (1 mandat) i dwa Kościoły ormiańskie, tj. apostolski (5 mandatów) i katolicki (1 mandat). Cztery pozostałe grupy niechrześcijańskie to szyici oraz sunnici, którym przysługuje po 27 mandatów oraz Druzowie, którym przysługuje 8 mandatów i alawici z dwoma mandatami.

Nowe prawo wyborcze

Wybory będą się odbywać według ordynacji proporcjonalnej z elementami większościowymi. Nowe prawo wyborcze zostało uchwalone w czerwcu 2017 roku i zastąpiło poprzednią ordynację większościową. Mandaty będą dzielone proporcjonalnie w 15 okręgach wyborczych, obejmujących od 5 do 11 mandatów parlamentarnych. W każdym z nich określone zostały kwoty przysługujące poszczególnym grupom wyznaniowym.

Na przykład w okręgu nr 1, obejmującym wschodni Bejrut, w którym wyborcy będą wybierać ośmiu deputowanych, trzy miejsca zarezerwowane są dla Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego, a po jednym mandacie przypadnie maronitom, grekoprawosławnym, grekokatolikom, katolickim Ormianom oraz grupie sześciu Kościołów mniejszościowych. Niektóre okręgi są przy tym podzielone na podokręgi, których łącznie jest 27.

Skomplikowany system obliczania wyników sprzyja dużym ugrupowaniom i międzywyznaniowym koalicjom wyborczym, choć nie jest wykluczone, że odmłodzony elektorat postawi na kandydatów niezależnych. Efektywny próg wyborczy waha się w poszczególnych okręgach od 7,7 do 20 proc. Uprawnionych do głosowania jest 3,6 mln zarejestrowanych wyborców, którzy ukończyli 21. rok życia. Aż 800 tys. Libańczyków w wieku 21-30 lat jest uprawnionych do głosowania po raz pierwszy. To efekt tego, że poprzednie wybory odbyły się w czerwcu 2009 roku i choć kadencja parlamentu trwa cztery lata, była dwukrotnie - w 2013 i 2017 roku - przedłużana. Spowodowane to było m.in. trudnościami związanymi z wyborem prezydenta. Michel Aoun został wybrany na to stanowisko w październiku 2016 roku, dopiero w 46. turze głosowania, po 29 miesiącach od upływu kadencji poprzedniego szefa państwa.

Kolejną przeszkodą okazał się brak porozumienia w sprawie przyjęcia nowej ordynacji wyborczej. Kontrowersje budziło przede wszystkim obniżenie wieku, od którego przysługuje czynne prawo wyborcze, do 18. roku życia, przyznanie prawa wyborczego żołnierzom oraz wprowadzenie kwotowej liczby miejsc dla kobiet. Poprawki te nie zostały przyjęte. Wprowadzono natomiast prawo do głosowania w libańskich placówkach dyplomatycznych.

Kandydaci

W niedzielnych wyborach startuje 597 kandydatów z 77 list wyborczych. Jest wśród nich 86 kobiet. Dla porównania w poprzednich wyborach startowało 12 kobiet i tylko cztery zdobyły miejsca w parlamencie. Nie zmieniły się natomiast główne ugrupowania polityczne.

Wśród szyitów faworytem jest koalicja Hezbollahu i Amalu. Lider tego drugiego ugrupowania, Nabih Berri, prawdopodobnie pozostanie przewodniczącym parlamentu. W Libanie stanowisko to zarezerwowane jest dla szyitów, podczas gdy fotel prezydencki przysługuje chrześcijanom, a urząd premiera sunnitom. Wśród sunnitów faworytem jest Ruch Przyszłości, czyli ugrupowanie obecnego premiera Saada Haririego, które jednak prawdopodobnie straci część mandatów. Konkurencję dla Haririego stanowią kandydaci ściślej związani z Arabią Saudyjską, dążący do konfrontacji z Hezbollahem. Należy do nich m.in. były minister sprawiedliwości i zarazem były szef libańskich służb specjalnych Aszraf Rifi, który założył własne ugrupowanie. Głównym blokiem chrześcijańskim jest natomiast Wolny Ruch Patriotyczny, na którego czele stoi szef libańskiej dyplomacji, a jednocześnie zięć prezydenta Michela Aouna, Gebran Basil. Ugrupowanie to do niedawna było w sojuszu z Hezbollahem, ale po wyborze Aouna na prezydenta zmieniło front, zawierając porozumienie z Ruchem Przyszłości.

Z Wolnym Ruchem Patriotycznym o głosy chrześcijan konkuruje przede wszystkim Falanga Patriotyczna, kierowana przez rodzinę Dżemajelów oraz Siły Libańskie Samira Geagea. Na czele głównego ugrupowania Druzów, tj. Socjalistycznej Partii Postępowej, stoi wnuk założyciela tego ugrupowania Tajmur Dżumblatt, który w 2017 roku przejął kierownictwo nad tą partią od swego ojca Walida.

Przed wyborami

Głównymi problemami, na których koncentrowała się libańska kampania wyborcza, było rozbrojenie Hezbollahu, korupcja, problem wywozu śmieci i przerw w dostawach elektryczności, obecność 1,5 mln syryjskich uchodźców w Libanie, a także problemy gospodarcze i napięcia między Iranem i Arabią Saudyjską. Hezbollah, który prowadził swoją kampanię pod hasłami antykorupcyjnymi i odrzuca rozbrojenie, jest sojusznikiem Iranu, podczas gdy libańscy sunnici korzystają ze wsparcia Saudów. Obie strony głęboko dzieli również stosunek do wojny domowej w sąsiedniej Syrii. Po wyborach Liban może znaleźć się w kolejnym kryzysie politycznym, gdyż w podzielonym parlamencie zbudowanie większościowej koalicji rządzącej może być bardzo trudne. Obecnie w rządzie jest zarówno Ruch Przyszłości, Socjalistyczna Partia Postępowa i Siły Libańskie, jak i Wolny Ruch Patriotyczny, a także Hezbollah i Amal. Konflikt regionalny między Arabią Saudyjską i Iranem, a także zapowiedź USA wycofania się z porozumienia nuklearnego z Iranem, mogą jednak uniemożliwić osiągnięcie zgody w parlamencie. Przewiduje się, że na pełne wyniki wyborów trzeba będzie poczekać wiele dni, a może nawet tygodni. Przebieg głosowania będzie kontrolowany przez obserwatorów z Wyborczej Misji Obserwacyjnej Unii Europejskiej, złożonej z dyplomatów państw UE, w tym z Polski.

Autor: ps / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: Reuters