Plądrują magazyny z żywnością

Aktualizacja:

Haitańczycy już trzeci dzień czekają na pomoc. Ta, chociaż cały czas napływa, nie może trafić do wszystkich potrzebujących - brakuje wszystkiego. Haitańskie drogi są zapchane, infrastruktura nie działa, a jedyne lotnisko ma problemy z obsługą ciągle nadlatujących samolotów z zagranicznymi ratownikami i pomocą materialną. W piątek zdesperowani Haitańczycy splądrowali ONZ-owskie magazyny z żywnością.

- Słyszymy w radiu, że ekipy ratowników przylatują z całego świata, ale nic nie nadchodzi - żali się korespondentowi BBC jeden z mieszkańców Port-au-Prince.

Czekamy już trzy dni i trzy noce, ale nic dla nas nie zrobiono. Nawet słowa pociechy od prezydenta (...) Co mamy robić? Pierre Jackson

Zdesperowani ludzie próbują w nielicznych istniejących sklepach kupić cokolwiek. Brakuje bowiem wszystkiego - nie ma lekarstw i opatrunków, a przede wszystkim ludzie nie mają czystej wody i żywności.

Umierają kolejni

Czekają na nią trzy miliony ludzi dotkniętych kataklizmem. Wielu z nich może nie doczekać pomocy. Trzeciej nocy oczekiwania na pomoc z ran i wycieńczenia umierali kolejni.

- Czekamy już trzy dni i trzy noce, ale nic dla nas nie zrobiono. Nawet słowa pociechy od prezydenta - skarży się jeden z Haitańczyków, który opiekuje się swoją matką i siostrą. Siostra połamane ma obydwie nogi. - Co mamy robić? - pyta Pierre Jackson.

Nie wiadomo, ile ofiar przyniosła kolejna noc po kataklizmie. Ciał leżących na ulicach Port-au-Prince już nikt nie liczy. Jedyne pomocne instrumenty w tej smutnej statystyce - worki na ciała - już dawno się skończyły.

Uniknąć zarazy

Zresztą nie do wszystkich ofiar mogą dotrzeć pracownicy organizacji pomocowych. Haitańczycy sami w każdym możliwym miejscu stolicy kopią mogiły, w których grzebane są kolejne, często bezimienne, ofiary. Mimo wysiłków Haitańczyków na ulicach stolicy ciągle piętrzą się stosy ciał.

Grzebiąc samorzutnie zmarłych, ludzie instynktownie chcą uniknąć zarazy. Na razie jej widmo jest odległe - sucha pora nie sprzyja epidemii, ale każdy deszcz może dramatycznie pogorszyć sytuację.

Jeśli Haitańczycy natychmiast nie otrzymają pomocy, liczba ofiar może się powiększyć. - Następne 24 godziny będą krytyczne - mówi jeden z amerykańskich ratowników.

Port nie działa, lotnisko zablokowane

Ich możliwości są jednak ograniczone. Pomoc na ziemi jest słabo koordynowana. Chaos potęgują trudności z infrastrukturą. Port jest zbyt zniszczony, by Port-au-Prince mogło przyjmować pomoc drogą morską.

Lotnisko, na którym lądują samoloty z pomocą, nie nadąża z ich obsługą. Samoloty muszą krążyć nad Port-au-Prince nawet dwie godziny, zanim mogą wylądować.

Nawet wtedy przetransportowanie pomocy z lotniska do potrzebujących jest problematyczne. Ulice stolicy są częściowo zagruzowane i pełne ludzi, tych żywych i tych już martwych.

Tych ostatnich, według wstępnych szacunków, jest już co najmniej 50 tysięcy. Tych pierwszych ogarnia coraz większa rozpacz i gniew.

Splądrowali magazyny żywności

W piątek w walce o przeżycie zdesperowani Haitańczycy splądrowali magazyny oenzetowskiego Światowego Programu Żywnościowego. Według przedstawicieli WFP na razie nie wiadomo, jak duża część z liczących 15 tys. ton zapasów żywności, zebranych jeszcze przed wtorkowym trzęsieniem ziemi na Haiti, została skradziona.

Szefowa WFP na Haiti Kim Bolduc podkreśliła, że istnieje "wielkie ryzyko wystąpienia niepokojów społecznych wśród najuboższej ludności tego kraju.

Dobre wiadomości

Z Haiti docierają też

Przeżyłem 50 godzin wewnątrz, 50 godzin! Richard Santos

Na jego oczach inni ratownicy, tym razem amerykańscy, uratowali Francuzkę. - Jakby trzeba było dowodu, że ta pani naprawdę jest Francuzką, poprosiła nas o lampkę wina. Ale nie mogliśmy jej dać - opowiada Rebecca Gustafson z Amerykańskiej Agencji ds. Rozwoju Międzynarodowego (USAID).

Z ruin hotelu, gdzie pracują ekipy z USA, Francji, Chile i Wenezueli, a każdej przypada inny sektor, udało się wydostać dotychczas co najmniej 14 ocalonych. Spod gruzów ratownicy wydostali też pięć ciał.

Źródło: Reuters, BBC, PAP