"Pierwsze potknięcie" Macrona. Dwa wnioski o wotum nieufności


Francuski parlament odrzucił we wtorek dwa wnioski nieufności dla rządu zgłoszone przez prawicę i lewicę. Wnioski, które zdaniem obserwatorów nie miały szans, wyznaczają odrodzenie klasycznej opozycji, niemal niewidocznej przez pierwszy rok prezydentury Emmanuela Macrona.

Wiceprzewodniczący partii Republikanie (LR) Damien Abad, zapowiadając, że nie będzie głosować za lewicowym wnioskiem nieufności, tłumaczył to "niechęcią do okolicznościowych sojuszy". - Nasza prawicowa opozycja nie opiera się na tych samych wartościach, co opozycja lewicowa – głosił.

Ze swej strony Partia Socjalistyczna (PS) wezwała, by nie popierać wniosku prawicy. - Chodzi o to, by pokazać, że w tym kraju wciąż jest lewica i prawica – powiedział członek kierownictwa PS, deputowany Luc Carvounas.

Do głosowania za wnioskiem prawicy wezwała skrajnie lewicowa, populistyczna Francja Nieujarzmiona (KFI), skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe oraz przewodniczący grupy komunistycznej Andre Chassaigne.

"Pierwsze potknięcie" większości

Powodem złożenia wniosków o wotum nieufności jest afera Benalli, która przez dwa tygodnie dominowała w mediach. Dziennik "Le Monde" ustalił, że na nagraniu zarejestrowanym podczas pierwszomajowych manifestacji, przebrany za policjanta Alexandre Benalla, 26-letni współpracownik prezydenta Macrona, szarpie kobietę i bije mężczyznę. Po publikacji okazało się, że o sprawie wiedziano w Pałacu Elizejskim i że współpracownik prezydenta ukarany został tylko symbolicznie.

Przedstawiając prawicowy wniosek nieufności, przewodniczący grupy LR Christian Jacob powiedział, że w związku z aferą Benalli wyszła na jaw dysfunkcja Pałacu Elizejskiego (urzędu prezydenta).

Występując w imieniu lewicy, Andre Chasagne uznał, że "zło zawarte jest w konstytucji Piątej Republiki i w przywilejach, jakie daje prezydentowi".

Afera Benalli przerwała debatę nad zaplanowaną przez prezydenta rewizją konstytucji. Było to zdaniem obserwatorów "pierwsze potknięcie" większości prezydenckiej, której dotąd "udawało się wszystko przeprowadzać w ustalonym przez siebie tempie".

Do rewizji konstytucyjnej prezydent potrzebuje głosów opozycji. Przed aferą Benalli wydawało się, że tę większość uzyska dzięki głosom prawicy. Obecnie nie jest to jasne.

Afera Benalli

Odpowiadając, premier Edouard Philippe zdecydowanie odrzucił wszelkie zarzuty. Afera Benalli to według niego wyłącznie sprawa złego postępowania pracownika, który został za nie ukarany.

"W nieco populistycznym stylu", jak to określił Jean-Jerome Bertolus z radia France Info, premier przeciwstawił polityków opozycji "woli narodu", który popiera reformy, i zapowiedział, że rząd nie zwolni tempa reform, niezależnie od tego, czy to się opozycji podoba.

Zdaniem Jerome Fourqueta, dyrektora instytutu badania opinii publicznej Ifop, "afera Benalli zamazała dwie zasadnicze linie narracji prezydenckiej: tę, że Republika jest wzorcowa i że nowa władza jest wcieleniem 'nowego świata' polityki".

Politolog zwraca uwagę, że "afera pokazała limity sprawowania władzy przez niewielki, zespawany zwycięstwem krąg". - Niezważanie na organy pośredniczące pozwala na szybkie wyniki, ale nakłania też do popełniania błędów - wyjaśnia.

- Afera Benalli powinna była wstrzymać prezydenckie dążenia do jeszcze większej centralizacji władzy. Wygląda jednak na to, że stało się na odwrót, że tylko przyspieszyła te dążenia – powiedział w debacie radiowej politolog Jerome Sainte-Marie.

Nadszarpnięty wizerunek

Według występujących w radiu i telewizji paryskich korespondentów zagranicznych, afera, nakładając się na "bardzo względne sukcesy" w reformowaniu UE, nadszarpnęła wizerunek prezydenta Francji jako "przywódcy nowej Europy".

Guillaume Malaurie z tygodnika "L'OBS" wyraża przekonanie, że choć "władze wykonawcze nie od razu zdały sobie sprawę z wymiaru sprawy, to przecież nie ma ona nic wspólnego z Watergate". - Nikt nie stracił życia. Nikt nie ukradł publicznych pieniędzy. Nikt nie przygotowywał puczu przeciw państwu - wylicza.

Cytowany przez dziennik "Le Figaro" "bliski współpracownik prezydenta" przyznał, że "po tak wspaniałym zwycięstwie, po roku parcia do przodu z reformami bez opozycji boli, gdy pierwszy raz napotyka się mur". - Ale to również uczy. Dla nas ta afera wyznacza utratę niewinności - dodał.

Komentatorzy przypominają, że w środę kończy się sesja parlamentarna. Deputowani, jak większość Francuzów, rozjadą się na sierpniowe wakacje. I afera, przynajmniej do września, będzie zapomniana.

Autor: mm/adso / Źródło: PAP