Wiceministrowi nie podobała się polityka w sprawie brexitu. Zrezygnował 


Brytyjski wiceminister sprawiedliwości Phillip Lee zrezygnował we wtorek ze stanowiska w akcie sprzeciwu wobec polityki rządu w sprawie brexitu. Oskarżył gabinet o próbę zmarginalizowania roli parlamentu w procesie podejmowania kluczowych decyzji.

Wiceminister ogłosił rezygnację na kilka godzin przed kluczowymi głosowaniami nad 15 poprawkami Izby Lordów do ustawy o wyjściu z Unii Europejskiej, tłumacząc, że przynajmniej w jednym przypadku będzie głosował wbrew linii przyjętej przez gabinet Theresy May.

Protest przeciwko polityce w sprawie brexitu

- Głównym powodem mojej decyzji jest proces (wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej) i wola rządu, by ograniczyć wpływ parlamentu na ostateczne ustalenia - tłumaczył Lee, wskazując na wprowadzoną przez Izbę Lordów poprawkę dającą parlamentowi prawo odrzucenia porozumienia w sprawie brexitu i zmuszenia rządu do dalszych negocjacji z Unią Europejską. Rząd zapowiedział sprzeciw wobec tej zmiany.

Lee wyjaśniał, że swoją decyzję poprzedził rozmowami z przyjaciółmi, a także wyborcami i przedsiębiorcami w jego okręgu wyborczym, którzy ostrzegali go przed potencjalnie niszczącymi skutkami Brexitu. - (W 2016 roku) zagłosowałem za pozostaniem w Unii Europejskiej i nie zmieniłem poglądu, że dalsze członkostwo byłoby strategicznie lepszym rozwojem sytuacji. Mimo to wierzę, że byłoby niemożliwe i nieodpowiednie próbować wrócić do tego, jak było przed referendum. Nie możemy i nie powinniśmy próbować cofnąć czasu - argumentował Lee. Jak jednak zaznaczył, "praktyka, logistyka i konsekwencje wyjścia z Unii Europejskiej są dalece bardziej skomplikowane, niż kiedykolwiek przewidywaliśmy i niż ludziom powiedziano w 2016 roku".

- Wielka Brytania - tak samo jak Unia Europejska - nie będzie gotowa na czas i obie ucierpiałyby w wyniku pospiesznego porozumienia - tłumaczył polityk.

Brexit "warto przeprowadzić odpowiednio"

Lee podkreślił, że w konsekwencji takiej decyzji Wielka Brytania "ani nie wyjdzie w pełni z Unii Europejskiej, ani w pełni w niej nie pozostanie", co jego zdaniem "nie jest rezultatem, na który ktokolwiek świadomie głosował". - Jeśli doprowadzić do brexitu, to warto go przeprowadzić odpowiednio: niezależnie od tego, ile to zajmie - ocenił polityk. Jak dodał, Wielka Brytania powinna "zatrzymać, przedłużyć lub cofnąć procedurę z artykułu 50", by "nie wychodzić (z UE), dopóki nie jest gotowa" oraz "by ponownie zaangażować się (w rozmowy) z europejskimi i międzynarodowymi przyjaciółmi w celu ustalenia, jak możemy osiągnąć wspólne cele w przyszłości w sposób, który szanuje interesy i suwerenność pojedynczych państw".

Drugie referendum?

Niespodziewanie Lee opowiedział się także za drugim referendum w sprawie brexitu.

"Gdy rząd będzie w stanie wytyczyć osiągalną, jasno zdefiniowaną ścieżkę (brexitu), która jest odpowiednio rozważona, a jej implikacje przewidziane i oparte na faktach a nie marzeniach i dogmatach, powinniśmy znów zwrócić się do narodu w celu uzyskania jego potwierdzenia (dla tego kursu)" - napisał ustępujący wiceminister. Jednocześnie zaznaczył, że konieczne jest wzmocnienie roli brytyjskiego parlamentu, by nie stał przed "fałszywym wyborem" między "złym porozumieniem a brakiem porozumienia". Zapowiadając, że zagłosuje za poprawką Izby Lordów w sprawie tak zwanego wartościowego głosowania, podkreślił, że odmowa jej poparcia ze strony rządu jest "naruszeniem fundamentalnych zasad praw człowieka i suwerenności parlamentarnej". Phillip Lee jest posłem Partii Konserwatywnej od 2010 roku, reprezentuje Bracknell w hrabstwie Berkshire. W 2016 roku 53,9 procent wyborców w tym okręgu zagłosowało za wyjściem z Unii Europejskiej.

Autor: kg\kwoj / Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia | Chris MCAndrew

Raporty: