Ostatnie sekundy przed katastrofą w Londynie. "Wspaniale. Dziękuję bardzo"


Pilot śmigłowca, który rozbił się w centrum Londynu, wpadł w dźwig próbując zawrócić na pobliskie lądowisko, gdzie chciał przeczekać złą pogodę. Kilka sekund przed katastrofą zdążył jeszcze podziękować za zgodę na zmianę kursu. Chwilę później uderzenie praktycznie odcięło górną część jego maszyny. Opublikowano właśnie wstępny raport po katastrofie.

Śmigłowiec rozbił się w londyńskiej dzielnicy Vauxhall 16 stycznia. W katastrofie Agusty 109E zginął doświadczony pilot Pete Barnes i przypadkowy 39-letni przechodzień, który szedł rano do pracy, gdy uderzyły go spadające z nieba szczątki.

Lot mimo wątpliwości

Katastrofę śmigłowca G-CRST bada Air Accidents Investigation Branch (AAIB), która opublikowała właśnie swój wstępny raport, zawierający szczegółowe dane na temat feralnego lotu. Barnes wystartował z lądowiska Redhill na południe od Londynu około godziny siódmej rano czasu lokalnego. Miał polecieć na drugą stronę metropolii na lądowisko Elstree, skąd miał zabrać dwóch pasażerów i zawieźć ich na północ kraju.

16 stycznia rano nad południową Anglią wisiały niskie chmury, widzialność była kiepska i warunki do latania fatalne. Jak wynika z zeznań świadka, innego pilota firmy dla której pracował Bares, miał on wątpliwości czy w takiej sytuacji należy startować. Uznał jednak, że poleci nad Elstree z nadzieją, że zanim tam doleci pogoda poprawi się na tyle, iż będzie mógł wylądować.

Przed startem dwa razy rozmawiał przez telefon z klientem, który odradzał mu start, ponieważ był w pobliżu Elstree i widział, że pogoda nie poprawia się. Barnes uciął jednak dyskusję, mówiąc, że już zdążył uruchomić silniki.

Cała trasa ostatniego lotu G-CRSTaaib.gov.uk

Fatalny wybór

Po około 30 minutach lotu, pilot dotarł nad Elstree, gdzie pogoda nadal była bardzo zła i nie mógł wylądować. Zawrócił więc do Redhill. Kilkanaście minut później, w momencie gdy ponownie wlatywał nad Londyn, poprosił kontrolę lotów o zgodę na zmianę planów i zatrzymanie się na lądowisku dla śmigłowców w jednej z centralnych dzielnic miasta, Battersea. Ta decyzja kosztowała go życie.

O godzinie 7:55 czasu lokalnego Barnes usłyszał od kontrolera, że musi ustalić, czy lądowisko w Battersea zdoła go przyjąć. W międzyczasie miał lecieć nad Tamizą i oczekiwać na decyzję. W ciągu kilku następnych minut zdołał dolecieć do Chelsea Bridge i wykonać szeroki nawrót w kierunku Vauxhall. Ciągle powoli obniżał poziom lotu, w ciągu trzech minut zszedł z 500 metrów do około 300.

O godzinie 7:59 kontroler przekazał Barnesowi, że otrzymał zgodę na lądowanie w Battersea. - Wspaniale, dzięki - odparł pilot i w zamian otrzymał informację o częstotliwości do kontaktu z lądowiskiem.

Po trwającej osiem sekund wymianie zdań Barnes odparł "dziękuje bardzo".

Ostatnie minuty lotu. Wysokość podano w stopachaaib.gov.uk

Ostatnie sekundy

W tym momencie leciał w podstawie chmur około 300 metrów nad Tamizą i skręcił w prawo w kierunku Vauxhall, aby prawdopodobnie wykonać szeroki nawrót w kierunku Battersea. Siedem sekund po wypowiedzeniu ostatnich słów, z chmur tuż przed śmigłowcem wyłonił się dźwig przymocowany do boku jednego z najwyższych budynków w Londynie, Wieży Św. Jerzego.

Agusta 109E uderzyła w ramię urządzenia w taki sposób, że prawie cała górna część maszyny ze śmigłem została oderwana. Bezwładny śmigłowiec wirując uderzył w domy i ulicę po pokonaniu około 150 metrów w poziomie.

Barnes miał wyjątkowego pecha. Gdyby rozpoczął skręt kilka sekund wcześniej lub później, najprawdopodobniej spokojnie minąłby w chmurze dźwig i budynek.

Autor: mk//kdj / Źródło: tvn24.pl

Raporty: