Obywatele głodują, przywódca urządza urodziny


Prezydent Zimbabwe Robert Mugabe jak zwykle hucznie świętował swoje urodziny. Opozycja wskazuje, że pieniądze wydane na obchody można było przeznaczyć na inny cel i krytykuje fakt, iż urządzono je w dotkniętym suszą regionie kraju, gdzie wielu mieszkańców nie ma co jeść.

Urodziny rządzącego od ponad trzydziestu lat Zimbabwe Roberta Mugabe co roku przyciągają tłumy zwolenników prezydenta oraz tych, którzy starają się wkupić w jego łaski. Tym razem obchody wywołały jeszcze więcej kontrowersji niż zazwyczaj.

Przedstawicieli opozycji wzburzyły nie tylko wydatki na imprezę, które ich zdaniem należałoby przeznaczyć na inny cel, ale również to, że zorganizowano ją w dotkniętym przez suszę mieście Masvingo. Z powodu El Nino w tej części Afryki w okresie od października do grudnia 2015 spadło najmniej deszczu od 1981 r.

Susza ma fatalne skutki dla uprawy kukurydzy, co dla zmagającego się z niezliczonymi problemami gospodarczymi Zimbabwe jest poważnym ciosem. Światowy Program Żywnościowy wskazuje, że w porównaniu z ubiegłym rokiem produkcja żywności spadła w tym kraju o połowę.

"Nie ma urodzin, kiedy dzieci głodują"

Jak szacują media, koszty prezydenckiej zabawy wyniosły między 800 tys. a milionem dolarów. W zeszłym tygodniu odbył się specjalny bankiet, na którym zbierano część pieniędzy na urodziny przywódcy. Brali w nim udział politycy partii rządzącej i przedstawiciele biznesu. Już wtedy niektórzy mieszkańcy nie kryli oburzenia.

- Chyba nie mają wstydu, skoro otwarcie świętują pośród tak wielkiego głodu. W tym roku prezydent powinien zrezygnować z obchodów - mówił 27-latek sprzedający papierosy i prezerwatywy w pobliżu miejsca, w którym odbywał się bankiet.

Lokalne media informują, że na zabawę musieli się również zrzucić mieszkańcy Masvingo, "zachęcani" do tego przez prorządowych działaczy. Kilka dni przed urodzinami doszło tam do protestu. Lokalni aktywiści mieli transparenty z hasłami "Nie ma urodzin, kiedy dzieci głodują" czy "chcemy pracy, a nie imprez".

W czasie transmitowanych przez telewizję sobotnich obchodów w Masvingo Mugabe towarzyszyła jego żona Grace. Jak zwykle atrakcji nie zabrakło. Był wielopiętrowy tort, 92 balony, wiersze o prezydencie czytane przez uczniów lokalnych szkół.

Mugabe odniósł się też do trudnych warunków w Masvingo. Jak podkreślał, nie zgodzi się na "zgniłą" pomoc od państw zachodnich, jeśli będzie ona uzależniona od depenalizacji homoseksualizmu.

W Masvingo zniszczonych zostało 75 proc. upraw kukurydzy. Głód zagraża też mieszkańcom innych regionów kraju. Rząd apelował na początku miesiąca o pomoc w wysokości 1,6 mld dolarów.

Jest co świętować?

Politycy z opozycyjnego Ruch na rzecz Demokratycznej Zmiany określają urodzinowe obchody mianem "obscenicznych". Rzecznik ugrupowania Obert Gutu powiedział, że rządząca partia powinna się wstydzić z powodu takich uroczystości, kiedy "ponad 90 proc. obywateli Zimbabwe jest zanurzonych w okrutnej biedzie".

Pupurai Togarepi z będącej u władzy partii ZANU-PF odpiera wszystkie zarzuty. - Tu nie chodzi wcale o pieniądze. Rola prezydenta Mugabe w historii i rozwoju tego kraju nie ma ceny. Te rzeczy są warte więcej niż pieniądze - tłumaczył w rozmowie z Reutersem.

W ostatnich latach Zimbabwe zmagało się z wieloma poważnymi problemami gospodarczymi. Krytycy zarzucają, że to wina nieudolnej polityki rządzących. Zdaniem prezydenta Mugabe, kłopoty są winą działań nieprzychylnych krajów Zachodu.

Takavafira Zhou z uniwersytetu w Masvingo tłumaczy, że kraj nie ma czego świętować. - Mamy 92-letniego prezydenta, który doprowadził gospodarkę do upadku i uczynił z nas naród sprzedawców i żebraków - mówi.

Mimo zaawansowanego wieku Mugabe nie chce wskazać następcy.

Autor: kg//plw / Źródło: Reuters, Guardian, tvn24.pl