Obama nie chce wojny amerykańsko - amerykańskiej


- Musimy rozmawiać z sobą tak, aby leczyć rany, a nie je pogłębiać - powiedział Barack Obama, podczas przemówienia żałobnego po strzelaninie w Tuscon w Arizonie. Prezydent nawoływał, aby nie wykorzystywać działań szaleńca, jako środka walki politycznej.

Półgodzinne przemówienie prezydenta i całość uroczystości żałobnych transmitowały na żywo wszystkie telewizje w USA. Na miejscu zgromadziło się 12 tysięcy osób, z których część bardzo emocjonalnie reagowała na słowa Obamy.

"Razem rozkwitamy"

Obama zdystansował się od zarzutów pod adresem prawicy, że to jej jątrząca retoryka stworzyła atmosferę, która przyczyniła się do ataku na demokratyczną kongresmankę Gabrielle Giffords. Prezydent podkreślił, że "nikt nie może wiedzieć na pewno, co mogło przeszkodzić tym strzałom, albo jakie myśli mogły się błąkać w umyśle tego człowieka".

Obama zaapelował następnie, by tragedia w Tuscon nie stała się powodem pogłębienia politycznej polaryzacji kraju. - W czasie, gdy nasz dyskurs jest tak ostro spolaryzowany, jest ważne, byśmy zatrzymali się na moment i dopilnowali, żeby rozmawiać ze sobą w sposób, który uzdrawia, a nie rani - dodał. Obama zaapelował też, aby oddać cześć pamięci ofiar masakry, właśnie poprzez nie wykorzystywanie ich śmierci do pogłębiania sporów.

- Nie możemy używać tej tragedii jako jeszcze jednej okazji do zwracania się nawzajem przeciwko sobie. Kiedy dyskutujemy o tym, róbmy to z dozą pokory. Zamiast pokazywać palcem i szukać winnych, skorzystajmy z okazji, by rozszerzyć naszą moralną wyobraźnię, by uważniej słuchać się nawzajem, by przypomnieć sobie o tym jak nasze marzenia są ze sobą związane - powiedział.

Osobista perspektywa

Podczas przemówienia prezydent przypomniał po kolei postacie wszystkich sześciorga ofiar masowego zabójstwa. W najbardziej dramatycznym momencie swego wystąpienia Obama ogłosił, że "Gabby Giffords (ciężko ranna w strzelaninie kongresmenka) po raz pierwszy otworzyła oczy", kiedy odwiedził ją w szpitalu.

Prezydent dodał te słowa w ostatniej chwili, dołączając informację o poprawie stanu Giffords do wcześniej przygotowanego tekstu. Kilkanaście tysięcy ludzi zebranych na ceremonii powitało je owacją. Obama uściskał następnie siedzącego koło niego męża Giffords, astronautę Marka Kelly'ego. Według lekarzy życiu kobiety nie zagraża już niebezpieczeństwo.

Obok prezydenta i jego małżonki Michelle siedział na uroczystości stażysta z biura kongresmanki w Tucson, Daniel Hernandez, który prawdopodobnie uratował życie Giffords, ponieważ powstrzymał krwawienie z jej głowy po postrzale. Kiedy jeden z poprzednich mówców nazwał go bohaterem, Hernandez protestował, mówiąc, że zachował się po prostu tak jak należało. Obama w swym przemówieniu zwrócił się potem do niego: "Cóż, Daniel, jesteś bohaterem, musisz teraz z tym żyć...".

Dobry ton

Przemówienie prezydenta powszechnie oceniono jako znakomite i świetnie wygłoszone. Zdaniem komentatorów telewizji CNN i Fox News, Obama doskonale utrafił we właściwy ton, nie unikając odniesienia do drażliwej sprawy polemik po masakrze, ale robiąc to w sposób przywódczy.

Wpływowy konserwatywny publicysta Charles Krauthammer powiedział w telewizji Fox News, że wystąpienie na ceremonii prawdopodobnie zwiększy popularność prezydenta, którego notowania już wzrosły nieco w ostatnich tygodniach.

Ceremonia, mimo swego żałobnego charakteru, przeradzała się chwilami w wiec, kiedy zebrani przerywali przemówienia prezydenta i innych mówców owacjami, a nawet gwizdami aprobaty.

Źródło: PAP