"Nadal moglibyśmy przypalić brodę króla". Ale Royal Navy nie ma już zębów

[object Object]
Brytyjska flota już nie jest potęgąBAE Systems
wideo 2/6

Wojownicze sygnały pod adresem Hiszpanii w kontekście Gibraltaru przybrały w ostatnich dniach na sile. Pojawiły się nawet sugestie - choć nie z kręgów, które można nazwać oficjalnymi - że brytyjski rząd byłby gotów pójść na wojnę o Skałę, podobnie jak zrobiono 35 lat temu w przypadku Falklandów. Problem w tym, że dzisiejsza Royal Navy jest cieniem swojej ówczesnej siły, więc trudno znaleźć uzasadnienie takiej wojowniczej retoryki.

Zwrócił na to uwagę emerytowany wiceadmirał Chriss Parry, który na początku XXI wieku odpowiadał w brytyjskim ministerstwie obrony za nadzorowanie operacji morskich. Jego zdaniem, jeśli rząd chce "rozmawiać z pozycji siły" w sprawie Gibraltaru, to powinien najpierw zacząć "stosownie" inwestować w siły zbrojne.

Sił jeszcze starczy, ale...

"Jesteśmy znacznie słabsi niż w okresie wojny o Falklandy i nie możemy już walczyć przez dłuższy czas. Możliwość militarnego wymuszania naszej woli jest znacznie mniejsza" - stwierdził admirał w rozmowie z "Daily Telegraph", opublikowanej w poniedziałek. Doprowadziło do tego ostre ograniczenie budżetu wojska od czasu kryzysu finansowego w 2007 roku i długoletnie zaangażowanie w wyczerpujące misje afgańską oraz iracką. Admirał zapewnił jednak czytelników "Daily Telegraph", że brytyjski potencjał zbrojny "znacząco" przekracza to, czym dysponuje Hiszpania. W jego ocenie około trzech razy. "Nasza zdolność do wyrządzenia im krzywdy jest znacznie większa" - stwierdził. "W średnim czasie złamalibyśmy Hiszpanię, zwłaszcza, że moim zdaniem USA by nas wsparły w wypadku takiej wojny. Hiszpanie powinni pamiętać z historii, że nigdy nie jest warto z nami zadzierać. Nadal moglibyśmy przypalić brodę króla w Madrycie" - stwierdził admirał.

Morska zapaść Brytyjczyków

Słowa o "przypalaniu brody" to nawiązanie do wydarzenia z XVI wieku, kiedy słynny brytyjski kaper Francis Drake napadł na Kadyks, zadając bolesne straty hiszpańskiej flocie i zagarniając olbrzymie łupy oraz znacząco opóźniając planowaną inwazję na Wielką Brytanię. Był to wielki triumf, który brytyjski dowódca podsumował właśnie zwrotem o królewskiej brodzie. Dawał w ten sposób do zrozumienia, że choć nie pokonał trwale Hiszpanii, to zadał jej istotne straty, tak materialne, jak i wizerunkowe.

Nawiązanie do tej wypowiedzi, dokonane przez współczesnego admirała, wskazuje jak dumni ze swojej historii są Brytyjczycy.

Ale słynni brytyjscy dowódcy Francis Drake, Horatio Nelson czy John Jervis muszą się przewracać w grobach, patrząc na to, co stało się z Royal Navy, która pod ich komendą wielokrotnie wygrywała wielkie bitwy, zapewniając Wielkiej Brytanii potęgę i pozwalając zbudować imperium, nad którym słońce nigdy nie zachodziło. Jeszcze sto lat temu brytyjska flota była hegemonem na oceanach. Utrzymywano siły, które w teorii pozwoliłyby pokonać dwa kolejne mocarstwa morskie w jednej wojnie i choć Royal Navy do dzisiaj nie poniosła żadnej poważnej porażki, to utrzymujące ją państwo owszem. Kolejne wojny światowe i dekolonizacja sprawiły, że po imperium nie ma śladu. Nie ma też śladu po wydawaniu wielkich sum na morskie zbrojenia.

Podstawą Royal Navy podczas wojny o Falklandy były trzy lotniskowce | Royal Navy

Znacząca redukcja

Jeszcze w czasie wojny o Falklandy na początku lat 80. Royal Navy stanowiła trzecią siłę na świecie, za USA i ZSRR. Posiadała między innymi trzy lotniskowce, 60 niszczycieli oraz fregat oraz 12 uderzeniowych atomowych okrętów podwodnych. Dzisiaj lotniskowców nie ma. Niszczycieli i fregat zostało 19, a uderzeniowych okrętów podwodnych siedem. Nie ma więc zębów, które można by pokazać, odstraszając potencjalnego wroga. W ciągu najbliższych dziesięciu lat sytuacja nieco się poprawi, bo do służby powinny wejść dwa duże lotniskowce typu Queen Elizabeth. Jednak nie zmieni to faktu, że Royal Navy została trwale zdegradowana do drugiego szeregu, gdzie pozostaje w tle flot Rosji, Francji czy Japonii. W pierwszym pozostają jeszcze niezagrożeni Amerykanie oraz ambitnie ich goniący Chińczycy. Stało się więc coś, co jeszcze kilkadziesiąt lat temu było nie do pomyślenia. Brytyjscy wojskowi muszą zapewniać, że Royal Navy poradzi sobie z Hiszpanami. Jest jednak mało prawdopodobne, aby kiedykolwiek trzeba było weryfikować poprawność tych stwierdzeń.

1 śmigłowcowiec HMS Ocean (okręt flagowy Royal Navy, do wycofania w 2018 roku z powodów finansowych) 2 duże okręty desantowe typu Albion 6 niszczycieli typu 45 (Daring) 13 fregat typu 23 (Duke) 4 atomowe okręty podwodne z rakietami balistycznymi typu Vanguard 7 atomowych okrętów podwodnych klas Astute i Trafalgar główne okręty bojowe Royal Navy

Problem z Wielką Skałą

Wykwit wojowniczej retoryki to efekt historycznych sporów o Gibraltar, które zyskują obecnie na sile ze względu na Brexit. Pojawiły się sugestie, że być może jego mieszkańcy chcieliby zostać w UE i wówczas Hiszpania chętnie roztoczyła by nad nimi swoją opiekę. Londyn zdecydowanie odrzuca takie pomysły.

W niedzielę w programie "Sophy Ridge on Sunday" w telewizji Sky News były szef brytyjskiej Partii Konserwatywnej Michael Howard powiedział, że 35 lat temu ówczesna szefowa rządu Margaret Thatcher wysłała brytyjskie wojska w celu obrony Falklandów. - Jestem absolutnie pewny, że obecna premier okaże taką samą determinację, stojąc w obronie interesów mieszkańców Gibraltaru - mówił. Wcześniej brytyjska premier Theresa May zapowiedziała, że Londyn nigdy nie odstąpi władzy nad Gibraltarem bez zgody mieszkańców tego leżącego na południu Półwyspu Iberyjskiego brytyjskiego terytorium zamorskiego. - Hiszpański rząd jest nieco zaskoczony tonem komentarzy nadchodzących z Wielkiej Brytanii, państwa znanego z opanowania - mówił w poniedziałek szef MSZ Hiszpanii Alfonso Dastis na konferencji w Madrycie. - Komuś w Zjednoczonym Królestwie puszczają nerwy, a nie ma ku temu powodów - dodał.

Autor: mk/ja / Źródło: Daily Telegraph, tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Defence Imagery (OPL) | CPOA Tam McDonald

Tagi:
Raporty: