Na Białorusi 110 do 0

Aktualizacja:
Białorusini na ulicach
Białorusini na ulicach
TVN24, fot. PAP/EPA
Białorusini na ulicachTVN24, fot. PAP/EPA

Do białoruskiego parlamentu dostali się wyłącznie przedstawiciele obozu władzy. - Obywatele boją się gwałtownych ruchów - tłumaczy przyczyny porażki opozycji przewodnicząca Centralnej Komisji Wyborczej, a Alaksandr Łukaszenka cynicznie komentuje: - Białoruś potrzebuje opozycji. Konstruktywnej opozycji.

- Ani jeden z kandydatów opozycji nie został wybrany, przynajmniej z tych, którzy reprezentują partie polityczne - powiedziała szefowa CKW Lidia Jarmoszyna na konferencji prasowej. 110 na 110 mandatów przypadło politykom sprzyjającym obecnemu prezydentowi.

Na pytanie, czy dla Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie będzie miał znaczenie fakt, że do parlamentu nie dostał się żaden kandydat opozycji, Jarmoszyna odparła, że "dla OBWE liczy się proces wyborczy": - Jeśli to miałoby znaczenie, to znaczy, że misja ma charakter nie obserwacyjny, a polityczny.

W niedzielnych wyborach o 110 miejsc ubiegało się 263 kandydatów, z których 81 (30 proc.) było członkami partii politycznych, w tym 56 kandydatów opozycji. Frekwencja wyniosła 75,3 proc.

Białoruski sprawdzian

W głosach obywateli nie słychać wielkich nadziei na zmiany
W głosach obywateli nie słychać wielkich nadziei na zmianyTVN24

Wybory postrzegane były na Zachodzie jako sprawdzian dobrej woli prezydenta, decydujący o normalizacji stosunków. Czy do nich dojdzie? Przedstawiciele opozycji wezwali już Zachód, by w związku ze zgłaszanymi przez niezależnych obserwatorów nieprawidłowościami kraje nie uznawały wyników głosowania.

- Na Białorusi nie było wyborów. To tylko wyborcza farsa dla Zachodu - ocenił przewodniczący Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatol Labiedźka.

Żaden się nie dostał

- Co się tyczy naszych kandydatów (Białoruskiego Frontu Narodowego), to żaden z nich się nie dostał - poinformował wcześniej PAP lider BNF Wincuk Wieczorka. Podobne informacje przekazała ubiegająca się o mandat w Mińsku Olga Kazulina, córka więzionego do niedawna przez władze kontrkandydata prezydenta Alaksandra Łukaszenki w wyborach prezydenckich z 2006 roku Alaksandra Kazulina.

- Dowiedziałam się, że na mnie głosowało 54 ludzi. W swoim okręgu wyborczym znalazłam się na trzecim miejscu. Tak samo na trzecim miejscu, znalazła się większość kandydatów opozycji - powiedziała.

Ludzie wyszli na ulice

"Miejsce dyktatury jest na śmietniku historii", "Łukaszenka - ostatni dyktator Europy" - z tymi hasłami około dwóch tysięcy osób demonstrowało w Mińsku przed biurem informacyjnym białoruskiej Centralnej Komisji Wyborczej. Opozycjoniści domagali się uznania wyników głosowania za sfałszowane i rozpisania nowych wyborów.

 
Protestujący chcą unieważnienia wyborów (fot. PAP/EPA) PAP/EPA

Manifestacja rozpoczęła się tuż po zakończeniu wyborów parlamentarnych. Nie doszło do żadnych incydentów. Jak informuje korespondent TVN24 policja nie interweniowała. Nieliczne patrole spacerowały jedynie obok wejścia do biura informacyjnego Centralnej Komisji Wyborczej. Około godz. 22 czasu polskiego manifestanci się rozeszli.

Przeważa młodzież

Na Plac Październikowy przyszli

W komisji nie było sił demokratycznych, dlatego wyborów nie można uważać za zgodne z zasadami OBWE. To oczywiste. Alaksandr Milinkiewicz

- W komisji nie było sił demokratycznych, dlatego wyborów nie można uważać za zgodne z zasadami OBWE. To oczywiste - mówił dziennikarzom Milinkiewicz. Nawiązując do odwilży, do której doszło przed wyborami, powiedział, iż "były poprawki, kosmetyczne zmiany, ale wybory nie były demokratyczne". Aleksander Milinkiewicz powiedział Polskiemu Radiu, że "Białorusini powinni się zastanowić, czy w kraju w ogóle odbyły się jakieś wybory". CZYTAJ WIĘCEJ

Kazulin: Jeździli po mieszkaniach z urnami

Alaksandr Kazulin zwrócił natomiast uwagę na frekwencję wyborczą, która według Centralnej Komisji Wyborczej wyniosła ponad 50 proc., co pozwala uznać wybory za ważne. - Jeśli patrzeć na frekwencję w Mińsku, to jest oczywiste, że się nie zgadzała. Wiemy o tym, że jeździli po mieszkaniach z urnami, po to aby tę frekwencję nieco podciągnąć do góry na siłę. Być może dlatego, że władze nie potrafią przyciągnąć na te wybory nawet swoich wyborców - podkreślił opozycjonista.

Źródło: PAP, IAR

Źródło zdjęcia głównego: TVN24, fot. PAP/EPA