Polak pracujący na zlecenie koncernu naftowego dokonał na egipskiej pustyni niezwykłego odkrycia. Z dala od ludzkich siedzib znalazł relikt II Wojny Światowej, rozbity myśliwiec P-40. Maszyna jest świetnie zachowana i relatywnie mało uszkodzona. Ponieważ w momencie zaginięcia nad pustynią samolot należał do RAF, pojawiły się już plany sprowadzenia go do muzeum w Wielkiej Brytanii.
P-40 pilotowany przez brytyjskiego pilota zaginął nad pustynią w 1942 roku, niedługo przed wielką bitwą pod El-Alamejn. Jak twierdzą brytyjskie media, maszyna należała do 260. dywizjonu RAF i była pilotowana przez 24-letniego Dennisa Coppinga. Tożsamość pilota nie została jeszcze oficjalnie potwierdzona.
Ostatni lot
Myśliwiec podczas służby w trudnych warunkach na pustyni doznał awarii. Główne podwozie nie chciało się schować. Po nieudanych próbach usunięcia usterki na lotnisku przyfrontowym zapadła decyzja o przelocie na lepiej wyposażone lotnisko na tyłach, gdzie była większa szansa na udaną naprawę.
28 czerwca 1942 pilot wraz z kolegą lecącym na innym uszkodzonym P-40 wzniósł się do lotu, który okazał się być jego ostatnim. W pewnym momencie stracił orientację nad bezkresną pustynią i obrał zły kurs. Jego kolega miał próbować dać mu znać, że leci w złym kierunku, ale bezskutecznie. Ostatni raz widziano P-40 Coppinga lecącego w głąb pustyni. Do niedawna jego dalszy los pozostał nieznany.
Stan odnalezionego na pustyni wraku wskazuje, iż Brytyjczyk leciał do momentu wyczerpania paliwa i podjął próbę awaryjnego lądowania na skalistej pustyni. Wybrany przez pilota teren był jedynie pozornie płaski i uszkodzone podwozie złożyło się po zetknięciu z nierównościami, a samolot zarył w piasek i skały.
Powolna śmierć
Na swoje nieszczęście pilot przeżył twarde lądowanie. Świadczy o tym między innymi znaleziony niedaleko od wraku spadochron i brak szczątków ludzkich w kokpicie. Niestety pilot miał bardzo ograniczone zapasy wody i żywności, nie miał żadnej możliwości wezwania pomocy i nikt nie wiedział gdzie dokładnie się znajduje. Został więc skazany na powolną śmierć z wyczerpania na pustyni. Jego szczątki nie zostały znalezione. Być może po kilku dniach oczekiwania zdesperowany spróbował sam poszukać ludzkich siedzib i przepadł na bezkresnej pustyni lub jego szczątki spoczywają gdzieś w pobliżu wraku przysypane piaskiem.
Jego maszyna natomiast świetnie przetrwała próbę czasu. Suche powietrze pustyni zakonserwowało wrak, który jest w wyjątkowo dobrym stanie. Niektóre części, jak na przykład amunicja do karabinów maszynowych Browing kal. 12,5 mm, wygląda na nową. Niesiony wiatrem piasek zdarł z wielu elementów samolotu farbę i odsłonił aluminium, które wygląda jak wypolerowane. Zniszczeniu uległy jedynie np. lotki i stery, które były przykryte płótnem. Śmigło i jego kołpak odpadły w wyniku uderzenia o ziemię 70 lat temu.
Ze względów bezpieczeństwa egipskie wojsko wymontowało karabiny i amunicję. Reszta wraku stała się obiektem zainteresowania Brytyjczyków, którzy rozpoczęli starania nad ściągnięciem go z pustyni i przetransportowaniem do Wielkiej Brytanii. Na miejsce katastrofy ma się udać attache wojskowy z brytyjskiej ambasady w Kairze.
Tragiczne historie
To nie jedyny taki przypadek znalezienia sprzętu z II Wojny Światowej na pustyni Afryki Północnej. W latach 1940-43 toczyły się tam intensywne walki. Wojska państw osi i aliantów ścierały się głównie w pasie przybrzeżnym, ale czasem zapędzały się też w głąb pustyni. Do dzisiaj na Saharze można znaleźć wraki pojazdów i baz sił specjalnych obu stron.
Najgłębiej na pustyni leżą wraki samolotów, których pilotom łatwo było stracić orientację nad bezkresnym morzem piasku i skał. Bardzo znanym przypadkiem odkrycia świetnie zakonserwowanej maszyny z II Wojny Światowej była historia amerykańskiego bombowca B-24 "Lady Be Good". Maszyna zaginęła nad libijską pustynią podczas powrotu z misji bombowej nad Włochami w 1943 roku.
Załoga była przekonana że leci nad Morzem Śródziemnym i skoczyła ze spadochronami. Jeden z lotników w pewnym sensie miał szczęście, bowiem nie otworzył mu się spadochron i zginął na miejscu. Pozostała ósemka wylądowała ku swemu zaskoczeniu na pustyni z jedną manierką wody do podziału. Przez kolejne osiem dni wytrwale maszerowali z nadzieją na dotarcie do lotniska, które ich zdaniem było niedaleko. Na ich nieszczęście byli kilkaset kilometrów od owej bazy i po przejściu 160-200 kilometrów kolejno zmarli z wyczerpania.
W 1958 roku przypadkiem odnaleziono wrak ich samolotu, który sam dość łagodnie wylądował na pustyni. Poza uszkodzeniami odniesionymi przy zetknięciu z gruntem był świetnie zakonserwowany. Dwa lata później udało się odnaleźć ciała niemal wszystkich lotników. Przy jednym z nich znaleziono dziennik, który rzucił światło na ich agonię.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: BNPS