Krótka historia ukraińskiej broni atomowej. Niektórzy chcą jej powrotu

Recykling ukraińskich rakiet balistycznych
Recykling ukraińskich rakiet balistycznych
Nunn-Lugar Program/Youtube
Niszczenie ukraińskiej rakiety manewrującej dalekiego zasięgu Ch-55Nunn-Lugar Program/Youtube

W chwili uzyskania niepodległości Ukraina była trzecim mocarstwem jądrowym świata. Miała więcej głowic niż Chiny, Francja i Wielka Brytania razem wzięte. Kijów długo opierał się naciskom Rosji i USA, próbując zachować choć część arsenału. Ostatecznie mocarstwa dopięły swego. Dzisiaj część ukraińskich polityków znów chce mieć broń jądrową. Czy to możliwe?

Przed rozpadem ZSRR dysponował największym arsenałem jądrowym na świecie. Informacje na temat jego dokładnego rozmiaru nie są jednoznaczne, ale szacuje się, że było to około 30 tysięcy głowic, z czego około 10 tysięcy było zamontowanych w rakietach międzykontynentalnych. Pozostałe były ładunkami taktycznymi, czyli przeznaczonymi dla lotnictwa, okrętów czy artylerii.

Radziecki arsenał jądrowy był rozrzucony po całym kraju, przy czym zdecydowana jego większość znajdowała się na terytorium Rosji, Białorusi, Kazachstanu i Ukrainy. W momencie rozpadu ZSRR i uzyskanie niepodległości przez te trzy ostatnie kraje pojawił się poważny problem. Na mapie świata nagle pojawiły się trzy nowe państwa uzbrojone w broń jądrową i to w znacznych ilościach.

Potężny spadek

W momencie ogłoszenia przez Ukrainę niepodległości w sierpniu 1991 roku na terytorium nowego państwa stacjonowało wielkie zgrupowanie wojsk ZSRR, liczące ponad milion żołnierzy. Na swoim uzbrojeniu miało ono między innymi 1,9 tysiąca strategicznych głowic jądrowych i 2,5 tysiąca taktycznych. Te pierwsze były zamontowane na 130 rakietach międzykontynentalnych UR-100N (NATO: SS-19 Stiletto), 46 rakietach międzykontynentalnych RT-23 Molodets (NATO: SS-24 Scalpel) oraz w rakietach manewrujących dalekiego zasięgu przenoszonych przez bombowce strategiczne Tu-160 i Tu-95MS. Mniejsze głowice taktyczne były gotowe do użycia przez inne samoloty, artylerię i okręty.

Cały ten wielki arsenał czynił z Ukrainy mocarstwo jądrowe. Na dodatek większość strategicznego uzbrojenia było nowoczesne. Rakiety UR-100N i RT-23 należały do najnowszych produkowanych w ZSRR. Były umieszczone w podziemnych silosach na północy oraz wschodzie kraju i wszystkie bez problemu mogły dosięgnąć USA. Każda przenosiła po kilka głowic termojądrowych i razem wzięte mogły obrócić w ruinę każdy kraj na świecie znajdujący się w ich zasięgu.

Jeden z silosów rakietowych, który ostał się jako część ukraińskiego muzeum Strategicznych Wojsk RakietowychWikipedia

Rakiety strategiczne uzupełniało 19 bombowców Tu-160 i 25 Tu-95, których głównym uzbrojeniem były rakiety manewrujące dalekiego zasięgu Ch-55, zdolne przelecieć 2,5 tysiąca kilometrów i z dużą precyzją umieścić w celu głowicę termojądrową. Ukraina miała ich w zapasie około tysiąca, a było to uzbrojenie podówczas nowoczesne i groźne.

Poradzieckie bombowce otrzymały nawet ukraińskie oznaczenia, widoczne na ogonie jedynego Tu-160 zachowanego na Ukrainie w formie eksponatu muzealnegoPavel Adzhigildaev | Wikipedia (CC BY-SA 2.0)

2,5 tysiąca mniejszych ładunków taktycznych w większości stanowiły bomby podwieszane pod mniejsze samoloty, których zadaniem było atakowanie celów w pobliżu frontu. Część stanowiły pociski dla dział i głowice rakiet balistycznych krótkiego zasięgu. Reszta to uzbrojenie Floty Czarnomorskiej w postaci głowic jądrowych w rakietach przeciwokrętowych, torpedach i bombach głębinowych.

Niechęć do rozbrojenia

Wielki arsenał jądrowy był poważnym problemem dla młodego państwa. Po pierwsze wiązał się z bardzo kosztownym utrzymaniem, co było o tyle utrudnione, że wszystkie zakłady produkujące, modernizujące i serwisujące głowice jądrowe były na terytorium Rosji. Na dodatek tak groźnej broni trzeba było zapewnić ścisłą ochronę i przetrzymywać ją w odpowiednich warunkach. Zwłaszcza Amerykanie mieli wątpliwość, czy młode i pogrążone w chaosie towarzyszącemu rozpadowi ZSRR państwo ukraińskie jest w stanie zapewnić to ostatnie.

Jeszcze przed uzyskaniem niepodległości zarówno Moskwa i Waszyngton naciskały na Kijów, aby zajął wyraźne stanowisko w sprawie broni jądrowej i najlepiej całkowicie z niej zrezygnował. Początkowo wszystko szło po myśli mocarstw. W uchwalonej przez ukraiński parlament w 1990 roku deklaracji suwerenności zapisano, że Ukraina nie będzie używać, produkować i składować broni jądrowej. Nie poszły za tym jednak konkretne ustalenia co do samego arsenału.

Już po faktycznym uzyskaniu niepodległości w 1991 roku nastroje w Kijowie zaczęły się zmieniać. Najgorętszym okresem była wiosna 1992 roku. Wówczas Ukraińcy pozbyli się głowic taktycznych, które wywieziono do Rosji na mocy porozumienia prezydentów Leonida Krawczuka i Borysa Jelcyna. W tym samym czasie Kijów zdecydował się też przystąpić do amerykańsko-rosyjskiego porozumienia rozbrojeniowego START-1, podpisując w Lizbonie wraz z Białorusią i Kazachstanem specjalny protokół, na mocy którego trzy młode państwa poradzieckie zobowiązywały się do pozbycia się broni jądrowej i przystąpienia do traktatu o jej nierozprzestrzenianiu.

Jednak jednocześnie Kijów zaczął wykonywać ruchy mające na celu zachowanie statusu mocarstwa jądrowego. Ówczesny premier, a późniejszy prezydent Ukrainy Leonid Kuczma otwarcie wypowiedział się w parlamencie na rzecz zachowania rakiet UR-100N i RT-23, które były nowe i można było je utrzymać w gotowości bojowej przez dekady. Równocześnie ukraińskie wojsko formalnie przejęło kontrolę nad jednostkami uzbrojonymi w owe rakiety. Obsługujący je żołnierze złożyli przysięgę wierności Ukrainie. Wcześniej jednostki z rakietami kontrolowało dowództwo Wojsk Strategicznych w Moskwie.

Na dodatek ukraiński parlament zwlekał z ratyfikacją porozumień z Lizbony. Kazachstan zrobił to na początku 1992 roku, Białoruś rok później, a w grudniu 1992 roku ukraińskie MSZ rozesłało do wszystkich ambasad w Kijowie memorandum, w którym stwierdzano, że Ukraina ma prawo "zachować pełną kontrolę" nad "wszystkim składnikami" broni jądrowej na swoim terytorium. Jak wspominał ówczesny wiceszef rosyjskiego MSZ i specjalny wysłannik na Ukrainę Jurij Dubinin, wśród polityków w Kijowie zapanowała wiara w wielką siłę Ukrainy i możliwość utrzymania statusu mocarstwa jądrowego. Ówczesny rząd Leonida Kuczmy miał zdecydowanie przeć w tym kierunku.

To co pozostało. Muzeum Wojsk Strategicznych
To co pozostało. Muzeum Wojsk StrategicznychNunn-Lugar Program/Youtube

Naciski na oporny Kijów

Wszystko to wywołało poważne zaniepokojenie w Waszyngtonie, któremu najbardziej zależało na nuklearnym rozbrojeniu republik poradzieckich. Amerykanie, których tempo rozpadu ZSRR i wynikły z tego chaos, zaskoczył oraz przestraszył, zdecydowanie woleli, aby cała radziecka broń jądrowa trafiła w ręce Rosji. Politycy w Waszyngtonie zwłaszcza obawiali się tego, że z sytuacji skorzystają terroryści i mniejsze państwa wrogie USA, które potraktują republiki poradzieckie jako źródło zapatrzenia w broń jądrową i technologie jej produkcji. Wobec tego starali się skupić cały arsenał atomowy ZSRR w Rosji. Amerykanom wtórowali Rosjanie, którzy po prostu woleli nie mieć tak silnie uzbrojonych sąsiadów i chcieli być jedynym mocarstwem jądrowym w regionie.

USA i Rosja zaczęły równocześnie naciskać na Ukrainę politycznie oraz oferować ekonomiczną "marchewkę". Kijów stanął przed wizją izolacji międzynarodowej, którą zgodnie grozili Waszyngton, Moskwa i wspierająca Amerykanów Europa. Rozbrojenie było stawiane jako warunek rozpoczęcia szerszej współpracy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym oraz Bankiem Światowym, za którą miały przyjść inwestycje zagraniczne. Amerykanie położyli też na stole pieniądze - początkowe 175 milionów dolarów pomocy na potrzeby rozbrojenia ostatecznie okazały się kwotą pół miliarda dolarów.

Trwające rok oficjalne i zakulisowe negocjacje zaczęły przynosić pożądany przez Amerykanów i Rosjan efekt latem 1993 roku, kiedy pojawił się pomysł specjalnego trójstronnego porozumienia Ukrainy z Rosją i USA. W październiku 1993 roku ukraiński parlament wreszcie ratyfikował układ START-1, ale dodał do tego 13 warunków (za przyjęciem umów bez warunków głosowało mniej niż 170 deputowanych, a potrzeba było ponad 220). Ukraińcy chcieli gwarancji bezpieczeństwa, pieniędzy i zgody na zatrzymanie ponad połowy głowic oraz rakiet. Wywołało to ostrą krytykę ze strony USA i Rosji, bowiem w Lizbonie nie było o tym mowy.

Pod międzynarodową presją Ukraina zdecydowała się przystąpić do traktatu START-1 bez zastrzeżeń w styczniu 1994 roku, a do traktatu NPT (o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej) w październiku. W grudniu na budapeszteńskim szczycie Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie podpisano specjalne memorandum, które miał nieco osłodzić Ukrainie zgodę na rozbrojenie jądrowe. Rosja i USA, oraz dodatkowo Wielka Brytania, zobowiązywały się w nim "powstrzymywać" od stosowania wobec Ukrainy siły czy nacisków. Memorandum nie miało jednak mocy traktatu i - jak potwierdziła to aneksja Krymu - od początku miało jedynie deklaratywny charakter.

Demontaż poradzieckiej potęgi

Gdy wreszcie udało się pokonać opór Ukraińców, proces rozbrojenia ruszył gwałtownie. Pieniądze i ramy organizacyjne zapewniali Amerykanie w ramach programu Nunn-Lugar (od nazwisk senatorów, którzy w 1992 roku przeforsowali specjalne prawo przewidujące finansowanie inicjatywy na rzecz rozbrojenia jądrowego republik poradzieckich). Plan rozbrojenia ustalono już na początku 1994 roku w oddzielnym porozumieniu podpisanym przez prezydentów Rosji, Ukrainy i USA.

Do lata 1996 roku do Rosji wyjechało niemal sto specjalnych pociągów wyładowanych głowicami. Ostatni 2 czerwca 1996 roku, kiedy Ukraina formalnie przestała być mocarstwem jądrowym. Znacznie dłużej trwało niszczenie tzw. nośników, czyli rakiet wraz silosami oraz bombowców. Ostatni silos wysadzono w powietrze dopiero w 2001 roku, z 44 bombowców strategicznych osiem Tu-160 i trzy Tu-95MS przekazano w 1999 roku Rosji, a w zamian za cenne maszyny Rosjanie anulowali Kijowowi cześć długu za dostawy gazu. Pozostałe maszyny odesłano do muzeów lub złomowano do początku 2002 roku.

Podczas rozbrajania doszło jednak do tego, czego najbardziej obawiali się Amerykanie. W 2005 roku ukraińska prokuratura generalna poinformowała, że prowadzi dochodzenie w sprawie nielegalnej sprzedaży pewnej ilości rakiet Ch-55 do Chin i Iranu. Sprzedano same pociski, bez głowic jądrowych, które wcześniej przekazano Rosjanom. Pomimo tego rakiety Ch-55 są cennym nabytkiem z powodu wykorzystania w nich zaawansowanych technologii.

Ukraińcy odziedziczyli po ZSRR też zdolne do przenoszenia broni jądrowej bombowce Tu-22M. Wszystkie zezłomowano do początku XXI wiekuDefense Threat Reduction Agency

Nierealny pomysł

W obliczu obecnych bardzo napiętych relacji z Rosją w ukraińskim parlamencie narodził się pomysł ponownego zdobycia broni jądrowej. Stworzono nawet projekt stosownej uchwały. Na korzyść tego pomysłu przemawia to, że Ukraina posiada wiele elektrowni jądrowych, które mogłyby dostarczyć części materiałów radioaktywnych niezbędnych do produkcji bomb. W praktyce Ukraińcy nie są jednak w stanie samodzielnie odtworzyć swojego arsenału.

Na przeszkodzie stoi wiele czynników. Przede wszystkim brak odpowiednich kadr - po rozpadzie ZSRR zakłady odpowiedzialne za projektowanie i budowę broni jądrowej pozostały w Rosji, a ukraińscy specjaliści znający się na broni masowego rażenia zostali przekwalifikowani w ramach programu Nunn-Lugar i w znacznej mierze wyjechali na Zachód. Na dodatek kraj nie ma odpowiednich zasobów uranu. Paliwo do elektrowni jądrowych przysyła Rosja, a Ukraińcy musieliby zdobyć uran we własnym zakresie, a potem jeszcze go wzbogacić.

Stworzenie programu jądrowego wymagałoby też czasu, a przede wszystkim ogromnych pieniędzy. Ukrainy po prostu na to nie stać i nie może ryzykować niechybnej ostrej reakcji międzynarodowej. Rosja i USA zadbały w latach 90-tych, aby skutecznie rozbroić Kijów i powrotu do czasów sowieckich i tuż po rozpadzie ZSRR nie ma.

Autor: Maciej Kucharczyk/mtom / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: Defense Threat Reduction Agency